Pechowa dziewczyna (XI)
Miał
wystarczająco dużo czasu, by do końca wytrzeźwieć i zastanowić się nad cała tą
sprawą. Rozmyślał z przekąsem, że Łowczyni i druid obiecali pomoc, ale na cóż
by się ona zdała na przykład wczoraj? Gdyby nie jego upór, silna wola czy jak
to tam nazwać, dziś byłoby już po wszystkim.
Nie może
ryzykować, że sytuacja się powtórzy.
Pójdzie do Tanji
i przekona ją do tego samego, na co zdecydowała się w poprzedniej wersji
rzeczywistości.
Co za chora,
popieprzona sytuacja! On namawiający swą niedoszłą ofiarę, by nie pozwoliła mu
wygrać…
Daren uśmiechnął
się ponuro.
Czy przypuszczał,
że tak się potoczą jego losy jeszcze kilka tygodni temu? Nie, nigdy! Na dodatek
zabiłby każdego, kto tylko wysunąłby podobną supozycję.
Kiedy dotarł pod
dobrze znany adres, głęboko odetchnął i zapukał.
– Wejdź. –
Tanja miała blada twarz i mocno podkrążone oczy. Widać, że niewiele spała tej
nocy. – Sądziłam, że już się nie pojawisz.
– Obiecałem –
mruknął. Ciężko, bardzo ciężko było nie chwycić jej od razu w ramiona i nie
pocałować. Stanowczo jak najszybciej musi coś z tym zrobić.
Usiadł na
kanapie, pilnie obserwowany przez parę psich oczu.
– Zawezwałaś
posiłki, bym się na ciebie nie rzucił?
– Tak jakby.
Nie lubisz go, prawda?
Mruknął coś
niewyraźnie. Wciąż nie mógł pozbyć się wspomnienia jak ten pchlarz ugryzł go w pośladek.
– Po co go
tu trzymasz?
– Na
przykład pójdę na górę, a Portos cię przypilnuje – powiedziała, żartobliwie
puszczając oczko.
Podejrzliwie
spojrzał na ogromnego wilczura. W zasadzie to jednym uderzeniem mógłby go
posłać do lepszego psiego świata, ale uśmiercać pupila ukochanej, to chyba nie
był najlepszy pomysł?
– To twoja
ochrona?
– A żebyś
wiedział. Wczoraj poszczułam go na jakiegoś pokręconego gościa, który nazywał
siebie druidem czy kimś w tym rodzaju.
– Druidem?
Niski, krępy, takie błyszczące oczy? – upewnił się Daren.
– Tak. A bo
co?
Ale demon nie
odpowiedział, tylko wybuchnął gromkim śmiechem. Tanja patrzyła na niego
marszcząc czoło.
– Co w tym
takiego zabawnego?
– To, że
jest jakaś sprawiedliwość na tym podłym świecie. Ugryzł go chociaż?
– Nie.
– A szkoda –
Daren pokręcił głową. – A było tak blisko.
– Przestań!
Nie przyszedłeś po to, aby rozmawiać o moim psie. Zresztą dowiedziałam się od
pewnej osoby, że w miasteczku i jego okolicach odnotowano trzy morderstwa.
Ofiary to kobiety. Przegryziono im gardła.
– To nie ja
– powiedział na wszelki wypadek Daren.
– Ha!
Pewnie! Bo w tej okolicy grasuje przecież kilka żądnych krwi demonów.
– A pomyślałaś,
że to może twój powiernik?
– Daridus?
Zapomniałeś o małym szczególe. To ty jesteś bestią z piekła!
– On także.
– Bzdura.
Zauważyłabym.
– Taa…
Akurat! – prychnął nieco już rozzłoszczony. Jak ten gnojek to robił? – Wczoraj jakoś
ci to nie przeszkadzało.
– Wczoraj… –
zarumieniła się. – Poniosło mnie. Poza tym nie oczekuję, że się przyznasz, ale
wiedz, iż nie ujdzie ci to płazem.
– Ty
naprawdę sądzisz, że to ja? – autentyczne zdumienie w jego głosie, zachwiało na
moment jej niewzruszoną pewnością siebie. Siedział na kanapie, z zadartą głową,
patrząc prosto w oczy Tanji.
– Pewnie
teraz mi powiesz, że nie byłbyś zdolny do takich rzeczy? – odparła z sarkazmem.
– Byłbym.
Bez najmniejszych oporów, bez waszych beznadziejnych wyrzutów sumienia i z
wielką rozkoszą. Ale to nie ja.
– Nie
rozumiem twojego pokręconego planu. I nie chcę być jego częścią.
– Jesteś nią
od samego początku.
Wstał z kanapy,
nie zwracając uwagi na głuche warczenie siedzącej nieopodal bestii.
– Tego, co
chciałbym ci wyznać, nie rozumiem nawet ja sam. Przyślę jeszcze raz tego
biedaka, którego poszczułaś psem. Tym razem z nim porozmawiaj.
– Jest twoim
przyjacielem?
– Skąd!
Wrogiem. Ale oboje mamy ten sam cel – sprawić, byś była bezpieczna.
– To ty
jesteś dla mnie zagrożeniem.
– Nie, nie
ja. Moje pożądanie – odparł ze smutkiem. Wyglądał tak poważnie, stojąc
naprzeciwko, z opuszczonym wzrokiem i lekko zgarbionymi ramionami, że poczuła
nagłą potrzebę bliskości.
– Daren –
powiedziała cicho i objąwszy go w pasie, przytuliła się do muskularnej piersi. Wierzyła
mu. Wierzyła we wszystko, w każde słowo. Złapał się w pułapkę własnych pragnień,
a ona razem z nim.
Najpierw
pogładził ją po włosach. Potem nieznacznie od siebie odsunął i kciukiem uniósł
podbródek dziewczyny.
– Porozmawiaj
z druidem.
– Tym,
którego na którego poszczułam niedawno Portosa? To zadzwoń po niego – rozkazała
impulsywnie.
– Zadzwonić?
– posłał jej niewesoły uśmiech. – Nie, Tanju, to nie tak działa. Pomyśl o nim.
Wyraź w duchu pragnienie, że go potrzebujesz. Ma na imię Aleksander.
– Mam
pomyśleć? – spytała, marszcząc brwi.
– Taki
magiczny telefon komórkowy. I kiedy przyjdzie, wszystko ci opowie i zaproponuje
pewną transakcję, zgódź się.
– Chyba
domyślam się o co chodzi. A co będzie z tobą?
– Ja wyjdę.
Nie mogę zbyt długo przebywać w twoim towarzystwie. Wiesz dlaczego, więc nie
zadawaj zbędnych pytań.
– Nie mógłbyś
zostać? – spytała błagalnie. Już sama nie rozumiała własnych uczuć. Pragnęła
jego bliskości, a jednocześnie bała się, że naprawdę okaże się potworem, za
jakiego jeszcze do niedawna go miała. No i te morderstwa… W końcu ile rozwścieczonych
demonów pętało się w tej okolicy? Ale czy takie łaknące krwi stwory czytały
ckliwe romanse i wyśpiewywały serenady pod oknami? Nie wspominając już o
odrzuceniu możliwości panowania nad światem.
– Nie będę
wam do niczego potrzebny. Pilnuj tylko, żeby pchlarz nie zrobił mu tego samego,
co mnie.
– Moja psina
ma piękne imię. Nie mów o nim per pchlarz.
– Mogę zamienić
na zawszony kundel. Nie lubię go, patrzy na mnie tak dziwnie.
– Boisz się
zwykłego psa?
– Boję się,
że jak jeszcze raz wystartuje z wyszczerzonymi zębami, to mu przywalę i poślę
do lepszego, psiego świata.
– Wrócisz
jak skończę rozmowę z druidem? – zręcznie zmieniła temat.
– Nie.
Będziesz musiała nad wszystkim się zastanowić. I wierz mi, potrwa to kilka dni,
a może i tygodni. Istnieje też możliwość, że w ogóle nie będziesz chciała mnie
widzieć. Nieważne, bo chodzi tylko o to, abym to ja nie wygrał.
– Dobrze.
Idź. Ale pocałuj mnie na pożegnanie, proszę!
Zarzuciła mu
ramiona na szyję, wspinając się na palcach, by być jeszcze bliżej. Widziała,
jak zadrgały mu nozdrza, z jakim trudem nad sobą panował.
– Tanja!
– Tylko raz.
No dalej tchórzliwa bestio!
Warknął ze
złością. A potem pocałował ją tak, jak tego pragnęła. Nigdy wcześniej nie
doświadczyła czegoś takiego – czułości splecionej z brutalnością, głodu z
powściągliwością. A kiedy skończył, odepchnął ją i w pośpiechu wypadł z
mieszkania. Nic dziwnego, z trudem opanował pragnienie, by nie tylko
kontynuować pocałunek, ale także to, by dostać znacznie więcej.
Tanja stała w
bezruchu, gładząc opuszkami palców nabrzmiałe wargi. Tak długo, dopóki nie
rozległo się energiczne pukanie do drzwi. Ocknęła się. Kiedy je uchyliła,
ujrzała krępego, ciemnoskórego mężczyznę o niezwykłych oczach.
– Witaj.
– Wejdź i nie
zwracaj uwagi na psa, będzie grzeczny.
– Wierzę
Tanju – nieznajomy wszedł do środka i spokojnym krokiem skierował się ku
kanapie. Kiedy już wygodnie na niej usiadł, podniósł głowę i wbił w nią wzrok. –
A więc od czego zaczniemy?
***
Obudził ją dźwięk
dzwonka. Wibrował w uszach, nieprzyjemnie wdzierając się w mętne jeszcze myśli
i sprawiając, że ból głowy zyskał na sile.
Wcale nie miała
ochoty na jakąkolwiek wizytę. Ale zaraz potem pomyślała, że może to Daren.
Cicho pojękując zwlekła się z łóżka i potknąwszy o pozostawione w przejściu
buty, dotarła do drzwi.
– Kiepska
pora na odwiedziny – uśmiechnęła się do stojącego za nimi demona.
– Mogę
wejść?
– Nie
zaproszę cię. Aleksander rzucił jakiś tam czar, żeby wściekły Daridus nie mógł
mnie dopaść. Jeśli nie jesteś nim, przekroczysz próg bez problemu.
Demon wzruszył
ramionami i wszedł do środka. Przyglądała się w milczeniu jak wiesza płaszcz i
zdejmuje buty. Oczywiście o czymś takim jak skarpetki nie pamiętał…
– Chcesz
kawy? – Tanja podreptała do kuchni, próbując ukryć nagłe zakłopotanie. Czuła,
że podążał tuż za nią.
– Nie.
- No nie wiem. To
może soku? Herbaty?
– Ciebie… –
poczuła jak obejmuje ją i wtula twarz w jej szyję.
link do części XII - klik
Nie martw się Babeczko, tacy ludzie już po prostu są, ale daleko nie znajdą. Ja też miałam problem z nieuczciwym pracodawcą. Okropne warunki, śmieszne pieniądze i bardzo długi nos szefowej :)
OdpowiedzUsuńKocham wszystkie Twoje teksty! O dziwo brakło mi cierpliwości, aby czytać tylko Twoje zakończone teksty. Zawsze mi będzie mało. Ale sprawia mi nawet przyjemność takie oczekiwanie na Twoją twórczość. Jak wydasz książkę, to na pewno znajdzie się i na mojej półce. A trafiają tam tylko i wyłącznie książki, które mnie zachwyciły. Postawię ją tuż obok mojej ukochanej trylogii "Mrocznych materii" Philip'a Pullman'a ;) Jakbyś nie dała rady nawet jutro dokończyć/wstawić tej fantastycznej opowieści, to się nie przejmuj. Nie jesteś tylko na usługi czytelniczek xD A kto będzie narzekać, niech nie czeka, jego strata. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa w życiu. I tego Ci z całego serca życzę. Dając tak wiele z siebie, nie zapominaj o samej sobie.
OdpowiedzUsuńŚledzę już Twojego bloga grubo ponad pół roku. I teraz się ujawniam. Ciekawa jestem, czy znowu znajdą się tacy co będą narzekać. Pewnie tak. No ale cóż, nie dogodzisz wszystkim. Niektórzy powinni brać pod uwagę, że póki co, to jest Twoja pasja, a nie sposób na życie. Przeczytałam wiele komentarzy i nie rozumiem, jak można mieć o cokolwiek do Ciebie pretensje. Dajesz z siebie tyle, ile jesteś w stanie. A nikt przecież za Ciebie życia nie przeżyje. Tylko trzeba tu rozróżnić tych, którzy nie umieją się doczekać, ale nie robią zbytnio hałasu, a tych, co sprawiają wrażenie wręcz oburzonych Twoim podłym zachowaniem, że dajesz im jakieś ochłapy ;P Ta druga opcja z pozycji obserwatora jest wręcz niekiedy zabawna, a często też dla mnie osobiście żenująca. Nie daj sobie wejść na głowę :) Niech sami zaczną siebie lepiej kontrolować, nikt im nie zabrania wejść do Ciebie raz na tydzień. Ja lubię sprawdzać, gdy tylko sobie przypomnę, czy jest coś nowego. Ja wolę Twój chaos, wtedy jest dreszczyk emocji :D No i jest szansa na większą ilość tekstów, gdy masz ku temu okazję. Porządek jest nudny. Ale mną się nie przejmuj, dostosuję się do wszystkiego. Czasem lubię po prostu wyrazić swoje zdanie ;D
Mam nadzieję, że wszystko się Wam ułoży. Może to tylko puste słowa, ale będę trzymać kciuki. Taka sytuacja może się niestety przytrafić każdemu. Nikt nas nie uczy tego, jak próbować się uchronić przed takim typem pracodawcy. Tak się zastanawiam, specem w tym nie jestem, ale może przy takich sytuacjach z świeżo upieczonymi przedsiębiorcami powinno się ich pytać o biznesplan? Jeżeli w ogóle by nie wiedziała o co chodzi (a z tego co wiem chyba wszystkie firmy muszą takie coś stworzyć), albo jakby się nie trzymał kupy, to może byłoby to wystarczające ostrzeżenie? Tylko z drugiej strony, kto się na lekcjach przedsiębiorczości zastanawia, że umiejętność wyciągnięcia wniosków z czegoś takiego może się przydać.. No i druga strona medalu, czy zwykły za przeproszeniem "robol" może zapytać "pana i władcę" o takie rzeczy? Większość ludzi się popuka w głowę, nawet o tym nie pomyśli z obawy, że pracodawca może nas przez taki incydent nie zatrudnić.
Strasznie nie lubię ludzi, którzy nie umieją się przyznać do winy, tylko wytykają innym wymyślone winy.
Pozdrawiam
Dominika W.
Jeszcze jedno, jeżeli umowa wygasła np była to umowa na czas określony i on właśnie nadszedł, a pracownik pojawia się w pracy, wykonuje ją a pracodawca nie przeciwdziała temu to umowa ulega automatycznemu przedłużeniu i można żądać za to wynagrodzenia nawet jeżeli nie było pisemnej aktualnej umowy. Cytat
Usuń"Sytuacja będzie przedstawiać się nieco inaczej, jeśli pracodawca po zakończeniu aktualnego stosunku pracy dopuści pracownika do dalszej pracy bez zawarcia z nim umowy na piśmie. Należy wówczas domniemywać, że strony zawarły umowę ustną, a umowa zawarta ustnie jest równie ważna i równie skuteczna jak umowa pisemna (postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 31.08.1981r. – III PZ 18/81; wyrok Sądu Najwyższego z dnia 20.09.1977 r. – I PR 67/77, oraz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 06.10.1976 r. – I PRN 66/76).
Niepotwierdzenie zaś pracownikowi warunków zatrudnienia na piśmie każe domniemywać, zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego z dnia 05.05.1976 r. – I PZP 9/76, że strony zawarły umowę o pracę na czas nieokreślony.
" - link http://www.prawo-pracy.pl/przedluzenie_umowy_na_czas_nieokreslony-p-478.html
Często przy okręgowych Sądach Pracy są poradnie prawa pracy. Zdaję sobie sprawę, że to co proponuję to trochę droga przez mękę.
Na koniec z innej bajki. Twoje niektóre opowiadania przypominają mi klimatem piosenkę Ałly Pugaczowej - Milion Purpurowych Róż
Żył był pewien malarz,
Miał on dom i płótna,
Ale kochał jedną aktorkę,
Tę, co kochała kwiaty.
Sprzedał wtedy swój dom,
Sprzedał obrazy i zacisze swe.
I za wszystkie pieniądze kupił,
Całe morze kwiatów.
Refren:
Milion, milion, milion purpurowych róż,
Z okna, z okna, z okna, widzisz,
Kto zakochał się, zakochał się, zakochał się na zabój,
Swoje życie dla ciebie przemieni w kwiaty.
Rankiem staniesz u swego okna,
Może po prostu zwariowałaś?
Jak we śnie kolejnym, wokół roi się od kwiatów.
Ostudzi się jednak dusza,
Cóż to za bogacz tak cuduje?
A pod oknem ledwo dysząc,
Stoi biedny artysta.
Spotkanie było krótkie
Nocą ujechała pociągiem,
lecz w jej życiu pozostała
szalona pieśń róż.
Przeżył artysta ów
wiele nieszczęść ścierpiał,
lecz w jego życiu pozostało ogromne morze kwiatów.
za http://www.tekstowo.pl/piosenka,alla_pugaczowa,million_alyh_roz.html
A może będziesz sprzedawała swoje opowiadania jako pdf-y. Z przyjemnością kupię, Dostarczasz tyle radości, poświęcasz czas a ja ma wyrzuty sumienia, że nie jestem w stanie tego wynagrodzić. Sądzę, że szerokie grono czytelników przyłączyłoby się do mnie. Jakaś mała donacja za możliwość czytania dalszych Twoich opowiadań.
OdpowiedzUsuńZamierzam, ale żeby za coś brać kasę, trzeba to porządnie przygotować - od strony językowej, graficznej, itd. Ja fuszerki nie lubię ;-) Mam już nagranych korektorów, na razie sama poprawiam teksty co do treści i zgodności faktów. Myślę, że w tym roku dam radę coś zaprezentować :-))) A zacznę od poszerzonej, poprawionej wersji Historii...
UsuńBuziaki :-*