sobota, 14 grudnia 2013

Pewnego zimowego wieczoru (VIII)

Strasznie ciężko było mi oprzeć się pokusie i zakończyć tę całą historię ckliwie i banalnie. Nie ma tak łatwo, więc postanowiłam jeszcze nieco skomplikować życie głównym bohaterom. 

Co do dodawania postów - niestety ze względu na nawał pracy, zajęć domowych oraz lekcji skrzypcowych (moje dziecko ma w styczniu egzamin, musimy trenować, trenować, trenować...) będzie ich dużo mniej. Za to pocieszę Was, że dostaniecie jeden tekst w całości na święta, ten pt: Życzenie. Nie jest może długaśny, ale mam nadzieję, że zabawny i lekki, taki w sam raz na pełne obżarstwa dni, gdy w tv leci po raz enty ten sam "hit" kinowy, przeplatany tysiącami reklam.  To mi przypomina, dlaczego nie oglądam telewizji... 

Ostatnio lekko zirytowała mnie jedna rzecz. Jedyną gazetą, którą kupuję jest Świat Nauki, ale przez przypadek w moich rękach znalazło się coś pod tytułem Party. No dobrze, przyznam się, jako lektura w miejscu ustronnym ;-) Zaciekawił mnie tytuł o prezentach polecanych na święta. I tam pani Socha, która poleca torebkę dla dziewczynki za tysiaka lub buciki za pięćset złotych. Nie zrozumcie mnie źle, gdyby było napisane, że kupiła to swojemu dziecku, nie ruszyłoby mnie to. 
Jej kasa, jej wybór. 
Ale "poleca"? Komu??? Przeciętnej czytelniczce czasopisma, które kosztuje dwa złote? Kto tu sobie robi jaja, ona czy sama redakcja? Chyba im się mit o zielonej wyspie na głowy rzucił, bo nie zauważają rzeczywistości, która ich otacza. 
To także mi uświadomiło, dlaczego nie mam telewizora, ani nie kupuję tego typu prasy. I widzę dwa wytłumaczenia - albo się baba chciała pochwalić na łamach gazety przed koleżankami, albo sama redakcja chciała pokazać, że mamy gwiazdy na miarę tych zagranicznych. Osobiście uważam,  że u nas więcej białych karłów i czarnych dziur, które wsysają w siebie kasę mogącą być przeznaczoną na lepszą ramówkę. A i portfele nie te, co na zachodzie...

Dlatego ja Wam polecę na prezent gwiazdkowy dla męża najnowsze ferrari, dla dziecka miesięczny pobyt w Disneylandzie, a dla Was samych brylantową kolię. Z całego serca polecam, nic tylko chwytać za portfel i walić szturmem na sklepy...

;-)))

PS. I mam nadzieję, że tekst nie roi się od błędów... 

link do części VII - klik

          Pewnego zimowego wieczoru (VIII)
Widok zapłakanej Ewy z walizką nie wzbudził w nim żadnych emocji, żadnej satysfakcji. Jedynie niechęć.
– Wnioskuję, że twoje love story skończyło się nie tak, jak to sobie wyobrażałaś?
– Odeszłam od niego, bo to gbur i prostak.
– Ach! To dlatego stwierdziłem ostatnio, że znakomicie do siebie pasujecie? – powiedział złośliwie. Stał w drzwiach prowadzących do kuchni, niedbale oparty o framugę, wciąż w nocnej bieliźnie, z kubkiem kawy w dłoni. Całkowicie niewzruszony.
– Przyszłam, bo nie miałam się gdzie podziać. Wróciłam więc do domu.
– Do domu? – ze spokojem upił mały łyk gorącego napoju. – To już nie jest twój dom.
Hardo zadarła podbródek.
– Chcesz tłumaczyć swoim dzieciom, że wyrzuciłeś ich matkę na bruk?
– Ty byś tak zrobiła – mruknął. Ale odsunął się, gdy obojętnie minęła go w drzwiach.
– Niestety, co tu dużo ukrywać, pieniądze są twoje.
– Tak, zawsze to samo. Forsa – skrzywił się ze złością. Była taka od samego początku, tylko wcześniej, on jak ostatni głupiec, nie umiał tego zauważyć. Przeciwnie, jej zachwyt nad każdym kolejnym kosztownym prezentem, mile łechtał jego męskie ego.
– Musimy omówić, ile będziesz płacił na moje miesięczne utrzymanie. Proponuję dwadzieścia patyków.
Trzeba przyznać, że tym razem udało jej się go zaskoczyć.
– Padło ci na rozum, kretynko?! Ja nawet tyle nie zarabiam!
– Oj, zarabiasz! – odparła, zapalając papierosa. – Mowa oczywiście o źródłach nieoficjalnych.
– Jakich nieoficjalnych? Od dobrych kilku lat już się tym nie zajmuję.
– Ale zajmowałeś – ze spokojem usiadła przy kuchennym stole, zakładając nogę na nogę. – Wiem bardzo dużo na ten temat.
– Zabieraj dupę i wynocha! – warknął już nieźle rozzłoszczony. – Wiem, czym chcesz mi zagrozić i od razu dodam, że ci się to nie uda.
– Ale narobię ci kłopotów.
– Narobisz. I nie dostaniesz ani grosza. A tak jestem skłonny kupić ci mieszkanie i wypłacać miesięcznie, powiedzmy średnią krajową.
– To za mało – zmarszczyła swoje piękne, idealne brwi.
– Jak chcesz – wzruszył ramionami.
– Mogłabym do ciebie wrócić – powiedziała zalotnie. Krzysiek zachłysnął się popijaną właśnie kawą. – Znowu bylibyśmy rodziną.
– Nie. – Nie chciał się tłumaczyć. – Poza tym, zakochałem się.
Prychnęła z pogardą. Doskonale zdawała sobie sprawę, kim jest jego wybranka. Ale nie zamierzała się poddać. Przyzwyczajona, że mężczyźni jedli jej z ręki, że to ona zawsze wybierała, z lekceważeniem przyjęła jego sprzeciw. Sądziła, że twierdzi tak, bo przecież chce się na niej odegrać.
– Ależ kochanie! – wstała i przytuliła się do niego. Krzysiek nawet nie drgnął, wciąż chłodno na nią spoglądając. – Było nam tak dobrze…
– Tak, pewnie – odparł ze sarkazmem. – I pewnie dlatego odeszłaś?
– Rozumiem, zraniłam cię. Ale możemy wszystko naprawić…
– Co możecie naprawić? – rozległ się spokojny głos tuż przy drzwiach. Stała tam Monika, już bez kurtki i szala, ale za to miała na nogach swoje śmiechowe kapcie.
W tym momencie Krzysiek pomyślał, że to koniec. Jak tym razem się wytłumaczy? Odepchnął od siebie Ewę i spojrzał zrozpaczony na Monikę. Ale ona nie wyglądała na rozzłoszczoną. Była raczej rozbawiona…
– Stwierdziliśmy, że dla dobra nas samych i naszych dzieci, znów będziemy rodziną – oznajmiła pewnym siebie tonem jego eks.
– Stwierdziliście? A nie stwierdziłaś? – Monika podeszła do Krzyśka i wspiąwszy się na place, cmoknęła go w policzek. A później łobuzersko puściła oczko. – Tym razem, podsłuchałam wszystko – szepnęła mu z wyraźnie wyczuwalną wesołością w głosie.
– Ja nic nie stwierdzałem  – powiedział głośno i dobitnie. – Zamówię ci taksówkę i dam trochę kasy, na bieżące wydatki. W sprawie całej reszty zadzwoni mój prawnik.
– Nie zabronisz mi chyba spędzenia niedzielnego popołudnia z dziećmi?
– Nie. Pytanie tylko, czy będą tego chciały?
Ewa wciąż stała, nerwowo przytupując zgrabną nogą. Była zła. Oto zjawiła się, by dać temu kretynowi drugą szansę, a on z niej zrezygnował. Do czego to doszło?
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? – wrzasnęła nagle. – Jestem piękna, reprezentacyjna i każdy facet zrobiłby wszystko, aby mnie zdobyć. Nie, to nie! Jak wolisz tego babochłopa, to twoja sprawa – chwyciła torebkę i z wściekłością wymaszerowała na korytarz.
– Poczekaj chwilkę – Krzysiek posadził Monikę na kuchennym taborecie. – Przyniosę jej tylko jakieś pieniądze. To nieco ukoi ból.
– Powinnam jej za tego babochłopa wyrwać te sztuczne kłaki – mruknęła, posłusznie zajmując miejsce.
– Nie trzeba. I masz rację, w większości są sztuczne – mrugnął do niej okiem i wyszedł. Po niecałych pięciu minutach mignął jej w korytarzu, prowadzącym do holu. Chwilę później usłyszała wściekły kobiecy głos.
– Tylko tyle? Wredne skąpiradło z ciebie.
– Do widzenia. – To był spokojny głos Krzyśka. A potem rozległo się głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych.
Wszedł do kuchni, ale najwyraźniej był nieco zmieszany.
– Chłopcy jeszcze w łóżkach? – spytała ze spokojem.
– Tak. W niedzielę śpią prawie do dziewiątej. Chcesz kawy?
– Chcę. I nie patrz na mnie z taką miną zbitego psa.
Podszedł bliżej i usiadł obok.
– Bałem się, że tym razem będziesz… będzie… No wiesz.
– Zrób kawy i przestań się zamartwiać – przytuliła swoją dłoń do jego policzka i lekko się uśmiechnęła. – Przyszłam, bo wszystko sobie przemyślałam.
– I?
Monika milczała bardzo długą chwilę. To, co postanowiła wyraźnie kłóciło się z pragnieniami jej ciała. Miała ochotę ponownie wtulić się w jego szerokie ramiona, poczuć mocne dłonie pieszczące nagą skórę. Ale… No właśnie. Tych „ale” istniało całe mnóstwo.
– Dasz mi jeszcze trochę czasu? – spytała cicho. – Gubię się w tym wszystkim. Poza tym panicznie się boję, że mnie oszukasz. Wiem, może to nie fair, lecz nic na to nie poradzę.
Jeśli naprawdę chciał ją zdobyć, musiał przełknąć gorycz porażki i postarać się o cierpliwość.
– Mogę. To będzie trudne – przełknął ślinę, wymownie patrząc na głęboki dekolt jej bluzki – jednak dam radę. Do świąt?
– Nie wariacie! Do Wigilii pozostało siedem dni. To za mało.
– To ile?
– Dwa, trzy miesiące.
Aż jęknął.
– Dwa, trzy miesiące?! Kobieto! Chcesz, żebym oszalał?
– A co? Boisz się, że przejdzie ci ochota? – spytała złośliwie.
– Nie, akurat tego się nie obawiam – odparł poważnie. – Jeśli chcesz, dam ci te trzy miesiące. I ani dnia dłużej!
– Jesteś pewien, że powiem „tak”?
– Jestem.
– Wiesz, że ta twoja pewność siebie bywa irytująca?
Nie odpowiedział słowami. Pocałunek był pełen żaru i tęsknoty. Jego ręce bezczelnie wślizgnęły się pod gruby materiał swetra, potem powędrowały w dół i nagle podniósł Monikę, sadzając ją na zimnym, marmurowym blacie.
– Przestań! Obiecałeś!
Ale on zapomniał o wszystkim. Najwyraźniej pocałunek przestał mu wystarczać, pragnął czegoś o wiele mocniejszego. Choć powinna była, nie zaprotestowała, kiedy pomógł jej ściągnąć sweter, przywarł ustami do koronkowego stanika. Poczuła pod plecami twardy, gładki blat, a na sobie słodki ciężar i ciepło męskiego ciało.
– Krzysiek, zwariowałeś! A jak ktoś tu wejdzie? – po raz ostatni zdobyła się na nieśmiały protest. Na większy nie miała już siły.
– W razie czego usłyszymy jak zbiegają po schodach – mruknął.
– Wciąż ci nie przebaczyłam.
– Czego? Mówiłem już, że trzeba było podsłuchiwać dokładniej.
Nie odpowiedziała, tylko westchnęła, czując jak niecierpliwymi dłońmi rozpina jej spodnie, przez krótką chwilę szamocze się z nim, jednocześnie pokrywając pocałunkami jej szyję, a później kolanem rozchyla zaciśnięte kurczowo uda.
Dałaby wiele, by móc się sprzeciwić. By odepchnąć go i zimnym głosem oznajmić, że nie zamierza tak łatwo się poddać. Ale jak mogła to zrobić, gdy cała płonęła, gdy jedyne czego pragnęła, to poczuć go znów w sobie?
Gdy w końcu wsunął się do gorącej i wilgotnej szparki, cicho krzyknęła, wyginając całe ciało w łuk. Pożałował, że nie może pozwolić, by krzyczała jak tamtej nocy. Ustami nakrył wargi kochanki i zaczął szybko się poruszać, z determinacją i pożądaniem wbijając się w jej wnętrze, czując jak bardzo jest tam mokra, jak bardzo go pragnie. Nieważne co powiedziała. Zrozumiał, że nie może się poddać, choć z pewnością jeszcze niejednokrotnie zaprotestuje, plotąc jakieś bzdury o czasie do namysłu.
Objęła go nogami, krzyżując je na jego plecach, palce zacisnęła na ramionach, namiętnie oddawała każdy pocałunek. Wychodziła mu naprzeciw, a jej stłumione jęki były tak podniecające, że z trudem panował nad tym, aby zbyt szybko nie skończyć. Uderzał coraz silniej, zagłębiając się aż do samego końca, z niemal zwierzęcą wściekłością, której sam nie do końca rozumiał. Przestało do niego docierać cokolwiek innego, prócz upragnionego spełnienia.
Gdy poczuł potężny wytrysk, a całe ciało zadrżało od orgazmu, przetaczającego się potężną falą docierającą w każdy zakątek, na chwilę zamarł. Ale sekundę później zorientował się, że Monika także dochodzi. Więc ponownie zaczął się w niej poruszać. Wystarczyło jednak zaledwie kilka pchnięć, by i ona dotarła do mety. Kiedy szczytowała, zasłonił dłonią jej usta i zmęczony, z niesłychaną satysfakcją, przyglądał się wykrzywionej pod wpływem odczuwanej rozkoszy, twarzy kobiety.
– Trzy miesiące, co? – spytał z przekąsem, pomagając jej usiąść. Była zarumieniona, a oddech miała szybki, płytki.
– To było nie fair!
– Zmusiłem cię do tego? – przyciągnął ją ku sobie, obejmując w pasie. Poczerwieniała jeszcze mocniej.
– Nie.
Tym razem się roześmiał.
– Wypijemy kawę i obudzimy śpiochów. A później pojedziemy kupić choinkę. Co ty na to? – spytał, opierając się czołem o jej czoło.
– Ja chyba oszalałam!
– Odrobina szaleństwa nie zaszkodzi Monisiu. Sama tak twierdziłaś.
– Odrobina? – Nerwowym gestem poprawiła spodnie i sięgnęła po leżący na podłodze sweter. – Kochałam się z tobą na kuchennym stole, w domu pełnym dzieci. To już nie jest odrobina.
– Czarna, bez mleka i cukru? – zręcznie zmienił temat.
– Tak. I nie myśl, że tak łatwo ci ze mną pójdzie? – zagroziła.
Posłał jej kpiące spojrzenie.
– Już poszło.
Nie było sensu ani się z nim kłócić, ani na niego gniewać. Był taki rozpromieniony, taki szczęśliwy. Monika zamyśliła się na moment. Szczęśliwy? Może ona również spróbuje, zamiast zadręczać się dobrze znanymi wątpliwościami. Czy świat by się zawalił, gdyby ona również była szczęśliwa?
Chyba nie…
I nagle odwzajemniła uśmiech mężczyzny. Tak prawdziwie, szczerze. A on pomyślał, iż jego nowym zadaniem życiowym, jest staranie się, aby zawsze się tak uśmiechała.
– Twoja kawa – powiedział z pozornym spokojem. – I co powiesz na wspólny, poranny prysznic?

link do części IX - klik

20 komentarzy:

  1. Czekałam na ten tekst od rana, a gdy się pojawia jest go tak mało :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Super Babeczko. Czekam na kolejna czesc.

    OdpowiedzUsuń
  3. "akurat o tego się nie obawiam" ??? no chyba że tak miało być,to już się nie czepiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejkuuu. Genialne *.* Krzysiu <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze jest. A z prezentami to tak koło z diamentami bym nie chciała bo za biżuterią nie przepadam może jakaś eksluzywna operacja plastyczna,ferrari też nie prędzej jakieś terenowe,a dla dzieci sama nie wiem tyle tego jest. A więc dziewczyny ruszamy do punktu LOTTO bo szczęściu trzeba pomagać Hi hi!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Króciutki ten fragment, soczysty ale stanowczo za krótki ;-)

    Czekam na więcej ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowa część. ? Dodaj raz mega długi tekst....to bedzie taki prezencik od cb na świąteczne okropnie nudne (w moim domu) dni...;) Mąż wyjechał na delegacje , dzieci nie mamy....chociaż prawdę mówiąc mamy zamiar na święta zrobić sobie niespodziankę...pociechę.Oby nam się udało. Zawsze chciałam mieć bliźniaczki..Chociaż nie wiem sama ,czy Konrad by chciał mieć 3 baby w domu.Oby tam.:) Przyjemność nigdy wiele.! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowna część, kojąca szczególnie w ponure i samotne popołudnie...
    czekam na cd.
    W

    OdpowiedzUsuń
  9. haha rozbawiłaś mnie tymi prezentami, niektórym to już zupełnie odbija chyba,bo jak inaczej to rozumieć:P

    ta część opowiadania achhhhh..... dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobał mi się twój pomysł z umieszczaniem planu miesięcznego. Wiedziałam kiedy mogę się spodziewać kolejnej części i nie musiałam tak notorycznie wchodzić na Twoją stronę aby sprawdzić czy jest coś nowego.

    Może wrócisz do tej idei?

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie, ale dopiero od lutego, bo obawiam się, że w przeciwnym razie musiałabym Was zawieść...
      A kolejna część jutro. Buziaki

      Usuń
  11. Kochana Babeczko masz w swoim bogatym zbiorze przepisy na jakieś ciekawe ciasta bez udziału piekarnika? Takie wiesz bez pieczenia ale coś wiecęj jak serniczek na zimno? Nie mam piekarnika i nie zanosi się że kupię go dość szybko;-( niestety brak funduszy mnie mocno ogranicza , jeśli posiadasz jakieś przepisy nie wymagające pieczenia i byś mi poleciła ,będę wdzięczna .Pozdrawiam serdecznie Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę się odpowiedzieć na Twoje zapytanie,a może tak zwane rafaello?:))
      herbatniki przekładasz kremem z wiórkami kokosowymi i już:)) najlepsze kolejnego dnia, jak herbatniki troszkę zmiękną pod wpływem kremu.
      Krem może być z torebki-waniliowy i dosypujesz wiórki kokosowe
      pozdrawiam

      Usuń
  12. Babeczko świetne opowiadanie :-) takie pozytywne, aż człowiek się uśmiecha jak je czyta :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana Babeczko!
    Jeśli chcesz żebym nie dostała do świąt obsesji to proszę dodawaj mi tego opowiadania często i dużo i zakończ je najszybciej jak to możliwe! I pięknie i ckliwie, bo idą święta, czas miłosci ;)

    Jeśli chodzi o te prezenty ... Nie dobrze dzieje się kiedy ktoś dostaje małpiego rozumu i wdaje się w pościg za gotówką. Przeczytałam gdzieś, że ta Pani ubrała się na jakieś wyjście za 21 tysięcy... Więc skoro ma te pieniądze i ciągle jeszcze promuje się na takich przygłupawych reklamach, dostając za to te rzeczy za darmo to w moich oczach wygląda słabo.

    W tym momencie nie mogę narzekać na brak gotówki ale jestem nauczona wartości pieniądza i za nic w świecie nie kupiłabym mojej Pszczółce butów za kilka tysięcy. Za rok będą za małe a ja co z nimi zrobię ? Oddam potrzebującym? Co z tego, że nie będą mieli co włożyć do garnka, skoro ich dziecko będzie miało super buty za kilka tysi ... Dla mnie to czysta hipokryzja.
    Mam to do siebie, że od zawsze mocno przejmuję się wszechpanującą biedą i staram się pomagać, choć troszkę i tego uczę swoje dziecko, chociaż moja lepsza połówka gani mnie za wrzucanie drobnych w każdy podstawiony kubeczek, tłumaczy, ze nie nakarmię wszystkich głodujących dzieci świata i złości się kiedy po raz kolejny płaczę nad jakimś dokumentalnym filmem czy zdjęciem gdzieś przypadkiem zobaczonym w internecie. Takie mnie jakieś ostatnio nachodzą przemyślenia, pewnie przez te święta...


    Babeczko mam jeszcze jedno pytanie, a mianowicie czy ten przepis na pierniczki nadaje się do tego żeby upiec z niego świąteczną szopkę ? Moja mama kiedyś piekła takie szopki na każde święta oczywiście bardziej w celu dekoracyjnym a mój Mężczyzna ostatnio z jakiegoś niemieckiego sklepu przytargał mi foremki na taką szopencję ♥ na figurki do szopki też ale chyba ich nie użyję, bo w niczym nie przypominają one Trzech Króli ani Maryji czy Józefa ;) Zupełnie oderwane od rzeczywistości, choć moze gdybym umiała je pięknie wymalować i nadać im jakiś wygląd... ale niestety nie umiem więc odpuszczam, pójdę na łatwiznę i kupię... Chodzi mi o to czy to ciasto później za mocno nie zmięknie i szopka moja się nie zawali ? bo pamiętam, że mamy stała dumnie całe święta :) do czasu aż jej nie zdewastowaliśmy :) piekła jeszcze choinkę ale tutaj lepiej jak ciasto troszkę rozmięknie bo te niby gałązki się dobrze układają.
    Zakręciłam niesamowicie ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi ?

    Anno, moja przyjaciółka robi ciasto z herbatników.
    Układa je na dno formy, na to przygotowuje sernik na zimo z torebki, tak jak jest na opakowaniu, wesja z serkami homoogenizowanymi, później kolejna warstwa herbatników, masa kajmakowa, znowu herbatniki a na wierzch bita śmietana posypana startą czekoladą. Niesamowicie tuczące ale pyszne!
    Możesz jeszcze kupić gotowe spody tortowe i przełożyć je wg uznania, moja babcia uwielbia
    takie torciki z masą gotowaną z masełkiem (wg mnie najpyszniejszą na świecie ) i dżemem z czarnej porzeczki!

    Chyba z każdym kolejnym komentarzem rozpisuję się coraz bardziej! :D

    Pozdrawiam gorąco,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Babeczko i LIA , jesteście cudowne , wspaniale mi podpowiedziałyście obie, dziękuję Wam obu. Rady dobre , ciasta ciekawie się zapowiadają. Jak kupię w końcu wymarzoną kuchenkę z piekarnikiem na prąd będę najszczęśliwszą kobietą na świecie ;-) Póki co dziękuję Wam serduszka za rady, życzę miłego pieczenia dla domowych łasuchów Waszych :-) Pozdrawiam forumowiczów Babeczkarni i Was moje kochane . Anna

      Usuń
  14. Babeczko,kiedy kolejna część ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. ehh Babeczko, już nie mogę się doczekać :) Zrobiła dzisiaj chyba z 200 wejść ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Babeczko! Napisz tylko czy bedzie coś dzisiaj dodane bo nie wiem czy czekać...;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak dla mnie to tu już moglyby być koniec :-)))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.