sobota, 23 listopada 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (IX) - zakończenie

Jak zapowiedziałam, część ostatnia. Trochę mi padło natchnienie przy samiutkiej końcówce, może jak przeczytam całość po pół roku to jeszcze uzupełnię, a może nie? Zobaczymy. Na razie zaczął mnie boleć jakiś ząb, nie wiem dlaczego, bo nie widzę żadnej dziurki czy śladu ubytków? To jednak fatalnie wpływa na samopoczucie...

Zakończenie specjalnie z dedykacją i z życzeniami urodzinowymi dla Frani :-)))

link do części VIII - klik

         Trzy mile dalej pod tym samym niebem (IX)
Najchętniej rozwinąłby całą dopuszczalną prędkość. Ale loty w przestrzeni kosmicznej rządziły się swoimi własnym prawami. Musiał się im podporządkować, czy tego chciał, czy też nie.

Obok, na fotelu drugiego pilota siedziała milcząca Tess. Widział, że umiera z niepokoju, niemal czuł całe jej cierpienie.
Pod wpływem nagłego impulsu nakrył drobną dłoń kobiety swoją ręką i uśmiechnął się pokrzepiająco. Nie odpowiedziała uśmiechem, nawet nie drgnęła. Spojrzał tylko na niego tak, że sam o mało co nie zwariował z rozpaczy.
– Wszystko będzie dobrze. Dogonimy ich tuż przed umowną granicą pomiędzy terytorium wciąż zajmowanym przez kolonistów, a terenami zdobytymi przez rebeliantów.
Powoli skinęła głową. Ale wiedział, że ani jej nie przekonał, ani nie uspokoił.
Ich dziecko…
Gdyby jak skończony idiota, nie upierał się przy całkowitym braku kontaktu, gdyby choć raz postanowił zdobyć informację, jak potoczyło się jej życie, to wiedziałby o córce. Simon był pewien, że jeśli coś stanęłoby im na przeszkodzie, że jeśli nie zdołaliby dotrzeć na czas, by uratować dzieci, to nie pozostanie mu nic innego jak przysłowiowo palnąć sobie w łeb. Nie tylko dlatego, że skazał na śmierć własną córeczkę, ale głównie z powodu siedzącej obok kobiety.
Już i tak wstydził się spojrzeć w jej oczy.
– Jak ma na imię? – spytał cicho.
– Kira.
Nie wiedział, o co mógłby spytać. Nie wiedział, czy w ogóle powinien pytać. Od chwili gdy w pośpiechu kazał przygotować do startu jeden z najlepszych statków, gdy zapakował w niego wciąż oszołomioną Tess, nie zamienili ze sobą zbyt wiele słów.
– Jest podobna do ciebie. Moje ma tylko oczy. I niedawno skoczyła dwa latka. Simon! – jęknęła nagle, odtrącając jego dłoń. – Jak mogłeś skazać na śmierć dzieci? W dodatku tak małe. W czym ci one zawiniły?
Mógł znów powtórzyć wyświechtane banały o poświęceniu. O wojnie i innych głupstwach. Tak, bo teraz wszystko to wydawało się głupie i nieważne.
Odwrócił głowę, by nie zauważyła napływających do jego oczu łez. I nagle poczuł jak kobieta siada na jego kolanach.
– Strasznie się we wszystkim pogubiliśmy – wyszeptała. – Może to nudne, ale od samego początku uparłeś się, że życie bez ciebie będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
– Nie pasowałem do twojego świata.
– Mogliśmy stworzyć nasz własny. Dlaczego nie chciałeś spróbować?
– Sama widzisz, że wciąż cię krzywdzę.
– Krzywdzisz mnie nie swoją obecnością, ale kłamstwami. Krzywdzisz mnie, bo skazujesz na samotność. Tak było od samego początku.
Wtulił twarz w jej włosy. Objął tak kurczowo, jakby bał się, że za chwilę może zniknąć. Że ktoś mógłby mu ją odebrać.
– Przysięgam ci, że to już ostatni raz. Dopilnuję byście bezpiecznie dotarły na Ziemię. I nigdy więcej mnie nie spotkasz.
Westchnęła, tym razem ze złością.
– No widzisz! Znów to robisz!
– Tess, zrozum, jestem tym ludziom potrzebny!
– A mnie to nie? Z jakiej racji poświęcasz moje szczęście w zamian za szczęście innych?
– Uparta jak zawsze! – Delikatnie ją pocałował. – Niby jak to sobie wyobrażasz? Że weźmiesz mnie ze sobą na Ziemię i przedstawisz Radzie jako nawróconego pacyfistę?
– Dałabym głowę, że potrafiłabym cię oswoić. Za kilka lat nikt nie rozpoznałby dowódcy rebeliantów, w łysiejącym, podtatusiałym facecie, na co dzień siadającym z gazetą i kawą w fotelu.
– Podtatusiałym?
Spojrzała na niego. Pierwszy raz od kiedy ponownie się spotkali, ujrzał w jej oczach wesołość. Dla niebezpiecznie męskiego Simona to określenie wydawało się groteskowe.
– No tak – roześmiała się. – Masz rację. Nawet moja wyobraźnie nie sprostała zadaniu. Nigdy nie będziesz podtatusiały.
Pomyślał, że nic się nie zmieniła. Przynajmniej zewnętrznie. Wciąż wyglądała jak wtedy, gdy odprowadził ją do mieszkania Alex. Tylko włosy miała krótsze, a w kącikach oczu delikatne zmarszczki. Była tak samo cudowna, tak samo śliczna. A on był wciąż tak samo zakochany, jak wtedy, gdy zostawił ją po raz pierwszy.
Upływający czas nic nie zmienił.
– Czasami cholernie żałuję, że jednak nie zginąłem.
– A ja nie! – Ujęła jego twarz w obie dłonie i niemal zuchwale spojrzała w oczy. – I wiedz jedno Simonie! Jeśli tym razem znów mnie zostawisz, poświęcając się w imię wyższych celów, to pamiętaj! - lepiej by było, gdybyś mnie po prostu zabił. Nie chcę już dłużej cierpieć, nie mam na to siły – rozpłakała się. – Tylko ze mną bądź, nie żądam niczego innego!
– Nie byłabyś… Nie byłybyście ze mną bezpieczne.
– To leć z nami na Ziemię! Nie musisz się niczego obawiać. Oni spodziewają się ósemki dzieci i dwojga dorosłych. Po prostu zastąpisz Karla. A jego każesz odesłać na MS1.
Nie miał odwagi powiedzieć jej, że tamten mężczyzna nie żyje. Nie, lepiej mieć to na sumieniu niż dostarczyć Tess kolejnych przykrości.
Wyobraził sobie wspólną przyszłość. Z nią i z dzieckiem, którego jeszcze nie znał, ale już czuł, że pokocha. To była kusząca wizja. A on powoli stawał się coraz bardziej zmęczony, coraz bardziej zniechęcony do życia.
– Robiłem tyle złych rzeczy w ostatnich latach…
– Pomogę ci o nich zapomnieć.
Nie zdążył odpowiedzieć. Na pulpicie rozległ się cichy alarm zbliżeniowy. Dogonili statek-pułapkę.
– Co teraz? – Spojrzała na niego bezradnie. Usiadła w swoim fotelu i zapięła pas.
– Nie możemy lądować. Przyczepimy się do wyjścia awaryjnego. Będziemy mieli około dwudziestu minut na przeprowadzenie dzieci.
– A ładunek?
– By go dezaktywować potrzebne byłyby dwie lub trzy godziny. – W skupieniu manipulował przyrządami na pulpicie. – Teraz cicho. Nigdy nie byłem dobry w te klocki.
Niemal wstrzymała oddech. Dopiero kiedy poczuli głuche uderzenie i zapaliła się zielona dioda, informująca, że połącznie udało się, odetchnęła z ulgą.
– Teraz szybko – Simon zerwał się z miejsca, kierując ku niewielkiemu włazowi. Wybrał ten statek specjalnie ze względu na przestarzały obecnie system umożliwiający połączenie z innym, za pomocą wąskiego tunelu.
Wystukał kod i zamek automatycznie się otworzył. Nad ich głowami widniało wąskie przejście, z metalową drabinką na ścianie.
– Zmieścisz się? – Tess patrzyła na niego z powątpiewaniem.
– Z trudem. Dlatego pójdziesz ty. Każde dziecko będziesz rzucała w dół, ja będę łapał. Przypuszczam, że są uśpione i żadne nawet się nie obudzi.
– No tak – mruknęła, z trudem wdrapując się po metalowych szynach. – Jak umrzeć to po ludzku…
Nie miał czasu na kłótnie z nią. Błyskawicznie dotarła do drugiego luku. Wystukała kod i z cichym szumem otwarł się kolejny właz.
Statek, którym chciała uciec na Ziemię, nie był duży, ale też nie przypominał łupiny, którą przylecieli na pomoc. Odnalezienie dzieci nie sprawiło trudności.
Zaczęła od najmniejszego, lecz Kirę chciała zostawić na koniec. Trochę zasapała się przy najstarszym ośmiolatku, ale kiedy wylądował w ramionach Simona, odetchnęła z ulgą.
– Masz jeszcze pięć minut – krzyknął z niepokojem.
Przytuliła do siebie córeczkę. Rzuciła ją w dół, pilnując by drobne ciałko dziewczynki wylądowało wprost w wyciągniętych ramionach Simona. Ale zanim sama podążyła tą drogę, wsunęła do kieszeni mały, automatyczny aparat do zastrzyków, zawierający solidną dawkę usypiającą.
Całe szczęście, że ją znalazła. Inaczej musiałby po prostu ogłuszyć tego uparciucha czymś ciężkim. A tak prześpi całą drogę i obudzi się dopiero kiedy dolecą do celu. Po prostu znakomicie!
Zsunęła się w dół. Simon klęczał na podłodze, a w ramionach trzymał drobną dziecięce ciałko.
Tess miała rację. Mała była do niego niesamowicie podobna, choć stanowiła z pewnością dużo szlachetniejsze jego wydanie. Te same ciemne i proste włosy, ta sama śniada cera, ten sam wyraz uporu wokół małych usteczek…
Delikatnie pogładził śpiące dziecko po aksamitnie miękkim policzku. Czuł, że płacz dławi go w gardle, a serce bije tak gwałtownie, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
– Jest śliczna…
Na więcej nie miał siły.
Teresa pomyślała, że to najcudowniejszy widok na świecie. A potem zacisnęła dłoń na aparacie z ampułką usypiającą. Już ona dopilnuje, by mogła częściej oglądać Simona w takiej sytuacji. Była pewna, że za chwilę przekaże jej córkę i rzucając na pożegnanie banalne słowa o poświęceniu i takie tam, znów zniknie w jej życia.
O, nie! Niedoczekanie jego!
Simon przymknął oczy. Aby zrobić, to co zamierzał, musiał się opanować. Tyle, że tym razem zginie na pewno. Tak będzie lepiej, choć może z początku Tess tego nie doceni. Przy okazji da pokaz siły rebeliantów, nie zawali tak doskonałego pomysłu. Chyba, że go wcześniej zestrzelą.
– Została minuta. Musimy rozłączyć statki.
– Tak, wiem.
Bardzo ostrożnie odłożył śpiącą dziewczynkę na bok. Później wstał z zamiarem pocałowania Tess po raz ostatni. Nie zauważył, że wcale nie była zaniepokojona. Raczej nieznacznie triumfująca.
– Kochanie… – zaczął, ale kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Nie mogę z wami lecieć.
– Wiedziałam.
– Wiedziałaś? – zmarszczył brwi. Skąd u niej ta dziwna radość.
Zrozumiał dopiero gdy pomachała mu czymś niewielkim przed nosem.
– Odpłaciłam ci pięknym za nadobne Simonie. Masz trzy sekundy.
– Ty!... – Więcej nie zdołał powiedzieć, gdyż zorientował się jak nagle drętwieje całe jego ciało, kolory stają się coraz mniej ostre, twarz Tess coraz bardziej niewyraźna. Kiedy runął na twardą podłogę, już tego nie poczuł.
***
Świadomość własnego ciała wracała bardzo wolno.
Zamrugał zdezorientowany i spróbował usiąść.
Znajdował się w niewielkim pokoju, z dużym wygodnym łóżkiem i ogromnym oknem. Za nim zobaczył najpiękniejszy widok w życiu. Intensywny błękit nieba idealnie współgrał z wszechobecną aż po horyzont zielenią.
– Chyba przesadziłam z dawkami, ale bałam się dać za mało, bo mógłbyś się obudzić i znów nawiać.
– Tess! – jęknął. – Jak mogłaś?!
– Uczyłam się od mistrza. Mój brat wszystko wie. Dostałeś nową, bardzo nudną i całkiem zwyczajną tożsamość. Zachwycony nie był i zapowiedział mi, że przy pierwszym wybryku osobiście wystrzeli cię w kierunku MS1, ale sądzę, że to nie będzie potrzebne. Prawda?
Patrzył na nią wyjątkowo ponuro, zaciskając dłonie na krawędzi łóżka. Podeszła i stanęła naprzeciwko.
– To takie okropne zostać z nami? – Miała bardzo smutny głos. Uniosła dłoń i przeczesała palcami jego włosy. Więcej w nich było srebrzystych niż czarnych nitek. – Jeśli tak, nie będę cię zatrzymywać. Sądziłam…
– Nie, to nie tak.
Nagle poczuł ulgę, że w końcu może odpocząć. Objął ją w pasie i przytulił się.
– Zawsze walczyłem o to, by samemu mieć wpływ na własne życie. Zawsze byłem buntownikiem i nigdy nie chciałem łączyć z kimkolwiek swej przyszłości.
– I dlatego chcesz odejść?
– Nie Tereso. Jeśli naprawdę chcesz biednego jak mysz kościelna, wyjętego spod prawa i ściganego kilkoma listami gończymi rebelianta, to zostanę.
– Chcę – uśmiechnęła się. – Zawsze pragnęłam tylko ciebie. Wiesz przecież, że jestem rozpieszczoną pannicą, która dostaje wszystko czego chce.
– Źle cię wtedy oceniłem. Nie przypuszczałem… – pokręcił głową. – Cała ta nowa rzeczywistość, przeraża mnie bardziej od starej.
– I tutaj siły obronne potrzebują dobrych żołnierzy.
– Przestań dziewczyno. To by dopiero było groteskowe!
– Niby co? Uczciwa praca?
– Ja się w ogóle dziwię jak udało ci się przekonać Radę?
– Przekonałam brata, a on zrobił resztę. Dobrze, przyznam, strasznie się wściekał. Ale to właśnie on z całego rodzeństwa zawsze był mi najbliższy. Poddał się, gdy oznajmiłam, że jeśli odeśle ciebie, to tylko ze mną i Kirą.
– Poleciałbyś? Baza rebeliantów to nie raj, taki jak tutaj.
– Simonie! Naprawdę sądzisz, że nie?
– Dlaczego akurat mnie trafiła się tak uparta kobieta? – wymamrotał, dłońmi błądząc po jej ciele. Poczuł przy tym przyjemny dreszcz oczekiwania na coś niezwykle przyjemnego.
– Uparta? Porozmawiamy jak bliżej poznasz własną córkę. Ta to dopiero ma charakterek!
– Później – mruknął. – Wciąż trochę dziwnie się czuję.
– Tchórz – odrzekła kpiąco. – Boisz się małej dziewczynki?
– Boję się. – Tym razem był niezwykle poważny. – I nie mam bladego pojęcia jak to jest być ojcem.
– Ja myślę!
– Tylko raz zdarzyło mi się zapomnieć o wszelkich środkach bezpieczeństwa…
– Simon!
– …i od razu wpadłem. To się nazywa pech!
Doskonale słyszała rozbawienie w jego głosie. Zerknęła z namysłem w kierunku drzwi.
– Mamy jakieś pół godziny, zanim zjawi się opiekunka z Kirą.
– Są zamknięte?
– Tak. Jak widzisz zjawiłam się tu z niecnym zamiarem wykorzystania cię.
Nie odpowiedział, tylko pociągnął ją za sobą na łóżko, szukając ustami jej warg.
Pół godziny! Ha! Wystarczyłoby mu pięć minut, tak mocno był podjarany. Jakim cudem mógł bez niej wytrzymać tyle lat?
Ale Tessa przerwała pocałunek i ująwszy jego twarz w swoje dłonie, uważnie spojrzała w ciemne, wciąż lekko kpiące oczy Simona. Jakby chciała w nich wyczytać potwierdzenie tego, że tym razem będzie inaczej, że tym razem naprawdę jej nie zostawi.
Znalazła w nich miłość, pożądanie, tęsknotę i setki innych uczuć. Ale nie to, czego szukała.
Musiała po prostu mu zaufać. Musiała uwierzyć, że jej miłość i ich dziecko, to wystarczająco wiele, by wieczny buntownik zechciał w końcu się poddać.
– Ja też się boję.
– Niepotrzebnie kociaku. Tym razem zupełnie niepotrzebnie.
– Boję się, że dam ci zbyt mało.
– Zawsze dawałaś mi więcej niż mogłem przyjąć.
Pocałowała go. Ale strach pozostał. Może kiedyś zniknie? A może dzięki niemu nie będzie zaskoczona, gdy Simon znów odejdzie?
Tego nie wiedziała. Ale czuła, że musi wykorzystać te chwile szczęścia, które właśnie dostała w prezencie od życia.  
  


KONIEC

16 komentarzy:

  1. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć "wow" i "dziękuję" :-)
    Dziękuję za niepowtarzalny prezent urodzinowy :-)
    Pozdrawiam
    Frania

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoją twórczosć, Babeczko, jednak muszę powiedzieć, że po raz pierwszy jestem w pełni zadowolona z zakończenia... nie pozostał mi żaden niedosyt, brak jakichkolwiek pytań tylko szczęście i błogość :) nie wymarzyłabym sobie lepszego zakończenia :)
    co lepsze nie było to moje ulubione opowiadanie, mało tego nie przepadałam za nim od momentu kiedy zaczęło się robić takie "międzyplanetarne' ;D a tu taki psikus!

    Pozdrawiam gorąco,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  3. BOMBA!!!! super zakonczenie !!!
    pozdrawiam AD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super słodkie zakończenie, ale zabiłabym Cię jakby było inne :) Moim zdaniem Simon będzie strasznie rozpieszczał Kirę. Będzie nieudolnym, ale wspaniałym ojcem (w jego przypadku te dwie rzeczy się nie wykluczają ;) ). Dziękuje Ci za to opowiadanie :*

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ;-)

    Miałam ogromną nadzieję na dobre zakończenie i jestem w 100% usatysfakcjonowana ;-)

    Uwielbiam Twoje opowiadania ;-)

    Czekam na następne ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję po prostu urocze aż szkoda że to już koniec. Zakonczenie cudowne, myślę że nie musisz nic zmieniać. Co będzie teraz? Jak się czuje siostrzenica i jej mama?
    Nefdrae

    OdpowiedzUsuń
  7. 100% szczeęścia osiągnęła bym gdyby była jeszcze jakaś wzmianka o relacjach między Simonem a Kira ;)
    Ale i tak jestem zachwycona a to są tylko moje pobożne życzenia ;)
    Opowiadanie cudowne ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu bosko. Tego było nam trzeba! ;D Mam nadzieje, ze następny tekst w kolejce to Wygrana II z równie pięknym zakończeniem ^^
    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ogromnie się cieszę, że większości z Was opowiadanie przypadło do gustu. Co do reszty, to mam nadzieję, że któreś z kolejnych bardziej im się spodoba niż to. Niestety nie jestem w stanie spełnić oczekiwań wszystkich, zresztą chyba zdajcie sobie z tego sprawę.
    Buziaki
    I przyjemnego niedzielnego popołudnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja uwielbiam dobre zakończenia, bo w 'normalnym' życiu rzadko kiedy coś dobrze się kończy. Dlatego taki finał jest cudowny. Bardzo dobre opowiadanie jako całość, gratuluję pomysłu i podziwiam wenę ;)
    Pozdrawiam,
    Aneczka^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam Twoje opowiadania, ale to mnie zirytowało i z wielkim trudem dobrnęłam do końca. Kilka luźnych spotkań i obopólna miłość na całe życie? Ponadto cały czas miałam wrażenie, że to mix ,, Trzy metry nad niebem" i ,, Planeta X" Evangeline Anderson. Nic nie zostało wyjaśnione, a jej mąż był w ogóle nie potrzebny, za to naprawdę wkurzający.

    OdpowiedzUsuń
  12. I pięknie. Dużo pigułek usypiajacych ale fajnie było:-D.

    OdpowiedzUsuń
  13. Babeczko. Jesteś moją BOGINIĄ. Po prostu WOW!!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.