Na niedzielne popołudnie, na niedzielną kawkę i małe ciacho...
Pewnego zimowego wieczoru (I)
Odejście Ewy było dla
niego niczym grom z jasnego nieba. Ale do prawdziwej furii doprowadziło go coś
innego. Opuszczając go zabrała wszystkie swoje rzeczy osobiste, sporą ilość
gotówki i ich młodszego syna. Ujęła to jako sprawiedliwy podział „majątku”. Na
jego pełne wściekłości pytanie, czy dzieci również przelicza na pieniądze,
odpowiedziała, że owszem. I jeśli będzie próbował oskarżyć ją o kradzież,
odbierze mu również drugie dziecko.
Zatrudnił detektywa, by
dowiedzieć się gdzie teraz mieszka i z kim go zdradziła.
Kiedy dostał cały
komplet zdjęć i namiary swego rywala, bardzo długo siedział, wpatrując się
osłupiałym wzorkiem przed siebie.
Nigdy w życiu nie
spodziewał się, że będzie nim Marcin, jego wielokrotny wspólnik w interesach i
najlepszy przyjaciel. Na dodatek jeszcze przedwczoraj był z nim na piwie. I ten
skurwiel ani słowem nie wspomniał, że Ewa wprowadziła się właśnie do niego.
Ogarnęła go prawdziwa
furia i gdyby nie groźba eks partnerki związana z odebraniem syna, wsiadłby w
samochód i pojechał skuć mordę temu palantowi.
Od tego czasu minęły
trzy miesiące. Jakoś poskładał swoje życie z powrotem do kupy, a czas dzielił
pomiędzy synka i prowadzenie interesów. Z ulgą myślał jakie to szczęście, że kilka
lat temu zrezygnował z tych nie całkiem legalnych, na rzecz uczciwego biznesu,
za który nie groziło mu trafienie za kratki. Właśnie wtedy rozstał się z
Marcinem, który nadal tkwił w tak zwanym półświatku. Poza tym coraz więcej pił.
Ponoć Ewa razem z nim.
Krzysiek zachmurzył
się. Dręczyła go obawa o młodszego z chłopców. Od czasu do czasu widywał się z
nim, a wtedy niezmiennie malec błagał go z płaczem, by zabrał go do domu.
Nieraz rozmawiał z Ewą na ten temat. Ale ona była nieugięta.
Więc czekał tylko na
jakiekolwiek potknięcie z jej strony. Wiedział, że wcześniej czy później kobieta
popełni błąd. Zawsze była kiepską matką, a dziećmi zajmował się cały sztab
opiekunek. Jego prawnik był gotowy do natychmiastowego działania, a sam
Krzysiek do wręczenia potężnej łapówki. Wiedział już nawet komu.
Musieli mieć tylko
niepodważalne dowody zaniedbania dziecka
Spojrzał za okno. Śnieg
padał z coraz większą siłą, zapowiadała się wręcz prawdziwa zimowa zawierucha.
Wielkimi krokami
zbliżały się święta. Z melancholią i smutkiem wspomniał te ostatnie. Radosne
buzie chłopców, ogromną choinkę i całą masę prezentów. A także nieco skrzywioną
minę Ewy. Już wtedy nie układało się pomiędzy nimi, ale nigdy by nie
przypuszczał…
Dobrze. Miała rację,
gdy wykrzyczała mu, że nigdy nie miał dla niej czasu. Ale coś za coś. Chciała
nowe auto, dostała je. Dom nad morzem, wycieczkę na Majorkę, podwyższony limit
na karcie. Dostawała wszystko o co tylko poprosiła. Plus weekendy, w które nigdy
nie pracował, pragnąc być w domu, z rodziną.
Nadal nie rozumiał
dlaczego odeszła. Jedynym sensownym wytłumaczeniem mogło okazać się to, że po
prostu znudziło jej się życie z nim. Nowy kochanek był urozmaiceniem, ale
ponieważ z finansami różnie u niego bywało, sprytna kobieta zatrzymała przy
sobie jednego syna, wiedząc, że w ten sposób zawsze będzie mogła liczyć na
pomoc finansową dawnego partnera.
Zacisnął zęby. Już
wiedział, co zrobi, by dzieci spędziły święta razem z nim. Będzie go to słono
kosztowało, ale Ewa nie oprze się takiej sumie.
Komórka leżąca na
stoliku zaczęła wibrować.
Krzysiek zmarszczył
brwi i nieco zdumiony sięgnął po telefon. Kto mógł dzwonić o dwudziestej
trzeciej w nocy, a w dodatku w sobotni wieczór?
Pięć minut później pobladły
mężczyzna stał pośrodku kuchni, zastanawiając się co ma zrobić. Ewa i jej nowy
kochanek wraz z małym wracali z jakiejś suto zakrapianej kolacji. Oboje mieli
ponad dwa promile we krwi. Całe szczęście wypadek nie okazał się zbyt poważny.
Zaledwie stłuczka. Oni zostali
zatrzymani, a ktoś z opieki społecznej zadzwonił po niego, by zabrał synka do
domu.
Niczego bardziej nie
pragnął. Ale na górze spał przeziębiony sześciolatek, którego w żadnym wypadku
nie mógł wyciągnąć w środku nocy, a na dodatek w taką pogodę.
Po raz pierwszy
pożałował, że wyprowadził się na takie zadupie. Jednak piękno i spokój okolicy
dotychczas to rekompensowało.
Szybko narzucił na
siebie płaszcz. Nie miał wyboru, musiał poprosić któregoś z sąsiadów o
przysługę. Skrzywił się na samą myśl o tym. Po prawej stronie, prawie pół
kilometra od jego domu, stała podobnie luksusowa willa. Mieszkało tam młode,
bezdzietne małżeństwo. Był kilka razy wraz z Ewą, na imprezach, które
organizowali. Nie miał ochoty zostawiać pod ich opieką śpiącego dziecka, tym
bardziej, że przypuszczał, iż tak się nie zgodzą.
Pozostało mu udać się
do niewielkiego domku, leżącego znacznie bliżej, ale o którego mieszkańcach
miał jeszcze bardziej mgliste pojęcie. To było chyba jakieś starsze małżeństwo,
spokojne i ustatkowane.
Cholera, to tylko
godzina. Trochę było mu głupio budzić obcych ludzi po nocy, ale nie miał
wyjścia. Mógł jeszcze zadzwonić po opiekunkę, ale to potrwałoby znacznie
dłużej. A on aż się trząsł ze zdenerwowania. Dobrze, jeśli będzie trzeba padnie
przed sąsiadami na kolana, błagając o pomoc.
Do kieszeni wsadził
elektroniczną nianię, mając nadzieję, że wystarczy zasięgu i szybkim krokiem
skierował się ku niepozornej chatce, tego typu, jakie budowano prawie sto lat
temu. Była mała, troszkę zaniedbana i tonęła w prawdziwym gąszczu różnego
rodzaju iglaków.
Z niecierpliwością
otworzył furtkę i energicznie nacisnął mały dzwonek.
Stał na progu, przytupując,
zarówno z nerwów, jak i z zimna. Gdzieś w głębi zapaliło się światło i po
chwili drzwi delikatnie się uchyliły, a w szczelinie ukazała się kobieca twarz.
Krzysiek odrobinę się zdziwił. Dałby głowę, że sąsiadka była dużo starsza, a tymczasem
z tego co widział, nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat.
– Dobrzy wieczór.
Przepraszam, że przeszkadzam o tak później porze. Jestem pani sąsiadem – dłonią
uczynił nieokreślony gest.
Zdjęła łańcuch
zabezpieczający i szerzej otworzyła drzwi.
– Tak, wiem. Znam
pana.
Trochę go przytkało. Po
pierwsze dlatego, że ona wiedziała kim jest. Po drugie, bo raczej nie
spodziewał się, że ujrzy na progu tego domu tak zdumiewającą kobietę.
Była eteryczna niczym
zjawa i tak samo blada. W okrągłej twarzy, o pełnych policzkach rzucały się
ogromne ciemne oczy i wyraziste, spierzchnięte usta. Włosy miała równie ciemne
jak oczy i bardzo krótkie, obcięte niemal po chłopięcemu. Dopiero po chwili
dotarło do niego, że kobieta wygląda na ciężko chorą osobę, albo kogoś, po
bardzo długiej rekonwalescencji.
– Potrzebuję
pomocy. Naprawdę, bardzo potrzebuję.
– Co się stało?
– Muszę odebrać
młodszego syna. Miał wypadek i strasznie się o niego niepokoję. A starszy śpi i
na dodatek jest chory…
– Dobrze, rozumiem
– przerwała mu nieoczekiwanie. – Wezmę tylko płaszcz i buty. I zostawię
wiadomość. Proszę zaczekać w środku, albo na zewnątrz, jak pan woli.
– Na zewnątrz,
dziękuję. To nie potrwa długo.
Faktycznie, szybko się uwinęła.
Zamknęła jeszcze drzwi i bez słowa podążyła za nim. Śnieg głośno chrzęścił pod
ich stopami, gdy w milczeniu kierowali się ku okazałemu domostwu Krzysztofa. On
sam był odrobinę zawstydzony tym, że nigdy wcześniej nie zainteresował się
swoimi sąsiadami. Chociaż… Dałby głowę, że nie widział jej nigdy wcześniej.
– Wejdź do środka
i rozgość się. Postaram się wrócić za godzinę.
Rozejrzała się dookoła.
– A co będzie
jeśli chłopiec się obudzi?
– Ma na imię Adam.
Nie powinien. Ale gdyby co, to jest mój numer komórki. – Szybko nabazgrał na
karteczce kilka cyfr. – Możesz dzwonić w każdym momencie.
Westchnęła. Nie mógł nie
zauważyć, że poweselała.
– Jeśli masz drugi
telefon. Ja nie mam komórki.
Zamarł, wytrzeszczając na
nią zdumiony wzrok.
– Nie masz? –
powtórzył osłupiały.
– To taki sposób na
podryw przystojnych facetów – mrugnęła do niego okiem. – Biorę ich z
zaskoczenia. A tak serio, to widzę, że masz stacjonarny, więc nie będzie
problemu. Jedź.
Niemal wbrew sobie
odwzajemnił uśmiech. Przelotnie pomyślał, jak łatwo przeszli z formy
grzecznościowej na ty.
– Nawet nie wiesz
jak bardzo będę ci wdzięczny.
– Nie musisz.
Najważniejsze jest dobro dzieci. Jedź.
Zaskoczył go smutek w
jej oczach. Tak jakby nagle coś sobie przypomniała i to wspomnienie obudziło w
niej żal. I cierpienie.
Ale nie miał czasu
dłużej nad tym się zastanawiać.
Wybiegł na zewnątrz i
tak szybko, na ile pozwalały mu okoliczności ruszył w kierunku miasta.
Uwinął się nawet znacznie
szybciej. Pół godziny później wracał z synkiem do domu. Tym razem jechał
znacznie ostrożniej, co chwila zerkając z niepokojem na chłopca, który zmęczony
płaczem, przysnął podczas jazdy.
Zaparkował przed domem
i nie zważając na padający dużymi płatami śnieg, delikatnie wyjął synka z
fotelika.
Czekała na niego już na
progu. Szeroko otwarła drzwi, by mógł wejść i lekko się uśmiechnęła. Ale
zauważył, że to był uśmiech pełen smutku.
– Rozbiorę go i
położę w łóżku. Proszę, zaczekaj – rzucił przez ramię, ruszając na górę po
schodach.
Zaczekała. Gdy zszedł,
stała tuż przy oknie, otulając się ramionami, zapatrzona w szalejącą
zawieruchę.
– Coś do picia? –
To dziwne, ale pierwszy raz w swoim życiu czuł się nieswojo w towarzystwie
kobiety. Na dodatek takiej całkiem zwyczajnej, choć poznanej w niezwykłych
okolicznościach.
– Nie, dziękuję.
Pójdę już. Jest późno.
Odwróciła się w jego
kierunku, wciąż lekko uśmiechnięta.
– Strasznie się rozpadało.
Odprowadzę cię.
– Nie trzeba. Nie
zostawiaj dzieci. Poza tym pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale uważam, że jest
pięknie. Krótki spacer w taką pogodę to czysta przyjemność.
Podszedł bliżej i
stanął obok niej, patrząc się z powątpiewaniem w okno.
– Zima na całego –
mruknął. Faktycznie, dziwna była. On nie widział niczego poza gęsto padającym
śniegiem.
Tym razem głośno się
roześmiała. Zerknął na nią podejrzliwie, ale posłała mu tylko lekko kpiące
spojrzenie.
– Wpadniesz jutro
na kolację? Chciałbym w jakiś sposób się odwdzięczyć.
– Nie musisz.
– Ale chciałbym – odparł
z uporem, podążając za nią do holu. Na głowę wcisnęła dziwną czapkę z ogromnym
pomponem i szybko narzuciła zbyt obszerną kurtkę, w nieokreślonym burym
kolorze. – Zgódź się, proszę! To będzie całkiem niezobowiązująca kolacja, tak
na luzie. Pojedziemy gdzieś na miasto…
– Nie! – Zdziwił
się ostrym tonem odpowiedzi. – Nie – dodała już bardziej spokojnie.
Nie spytał dlaczego.
– A u mnie w domu?
Chłopcy idą spać o ósmej. Przyjdź, powiedzmy o dziewiątej?
– Dasz mi spokój,
jeśli przyjdę i będziesz mógł się odwdzięczyć?
Trochę uraziły go te
słowa.
– Dam – odparł,
tłumiąc złość.
– Dobrze, w takim
razie przyjdę.
Pomachała mu jeszcze na
pożegnanie i po chwili zniknęła w ciemnościach.
Krzysiek przygotował sobie
herbatę i powoli ją popijając, zamyślony stanął przy oknie.
Co za dziwna kobieta! Niby
taka pospolita, ale nie potrafił oderwać od niej wzroku. Od wyrazistej twarzy,
marzycielskich oczu, kpiącego uśmiechu. Nie lubił krótkich włosów u płci przeciwnej,
ale musiał przyznać, że do niej pasowały znakomicie.
No i była chyba lekko
pokręcona? Wspaniała pogoda, też coś!
Odwdzięczy się kolacją
i na tym koniec. Tak będzie lepiej, bo budziła w nim dziwny niepokój. Nie
wiadomo skąd pojawiło się dziwne skojarzenie – takie samo podniecenie czuł, gdy
jako mały chłopiec czekał na wigilijny wieczór i prezenty.
Szkoda, że nie kupił
jej po prostu bukietu kwiatów. Miałby już problem z głowy.
Westchnął.
A potem się uśmiechnął.
Miał obu synów przy sobie. Pora na wojnę, którą musi wygrać.
Wszystko ułożyło się w
końcu po jego myśli.
Cholera! Zapomniał
spytać jak miała na imię! Zresztą, tak naprawdę nic o niej nie wiedział…
link do części II - klik
Babeczko w niektórych miescach pomyliłaś formy:do mężczyzny pisałaś formę żeńską i na odwrót. Postaraj się to poprawić ;))
OdpowiedzUsuńPoddaję się... Przeczytałam dwa razy, wyłapałam drobne literówki, ale nie znalazłam innych błędów. Jakby co pomóżcie, a ja tekst przeczytam jeszcze raz, ale później.
OdpowiedzUsuńwow!! zapowiada sie ciekawe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawaim AD
Jak zwykle! Już mi się to podoba. ; ) Droga Babeczko, gdybyś znalazła kiedyś czas to sprawdź pocztę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ciasteczkowa.; >
Oj, oj, oj ♥
OdpowiedzUsuńuwielbiam!!
już zaliczam do ulubionych!
życzę natchnienia bo już nie mogę się doczekać kolejnych części!
kocham, kocham, kocham ♥
pozdrawiam gorąco,
LIA.
Babeczko, kiedy następna część? Tylko nie mów, że musimy długo czekać ! ;)
OdpowiedzUsuńA ja się wynudziłam. Pierwszy raz przy Twoim opowiadaniu. Akcja opisana jakby na kolanie, byle szybko do clou. Jej wartkość została zaznaczona niechlujnie, przynajmniej w mojej opinii. Zwyczajowo, sięgając do Twoich utworów, wraz z końcem kolejnej części nie moglam doczekać się kontynuacji. Tutaj tak nie jest. Pierwszy raz pokręciłam glowa, mówiąc stanowcze "Nie".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M.
A ja czekam z niecierpliwością na ''w mojej głowie w twoim sercu'' :) noi jeszcze ciekawi mnie dalsza część Kary. Kiedy możemy się spodziewąc tych utworów?
OdpowiedzUsuńPierwsze jeszcze w tym tygodniu, drugie, zgodnie z zapowiedzią, w grudniu :-)
UsuńJak zwykle super już mnie wciągnęło i chcę więcej już się nie mogę doczekać kolejnej części.
OdpowiedzUsuńNefdrae
Mega nudne głupie ;p
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, jest bardziej optymistycznie nastawiona do tego opowiadanka. Choć... Nie do końca pamiętam, o co tu chodziło:-)..
OdpowiedzUsuń