Daję, jak obiecałam, całość do końca. Tak naprawdę nie ma znów tego, aż tak wiele. Ponieważ tekst jest pisany wręcz na kolanie, bardzo proszę Was o wskazanie wszystkich błędów, nieścisłości, niejasności i innych "kwiatków". Będę wdzięczna. Również za podsumowanie całości :-))) Od siebie dodam, że przy mało którym tekście tak się nagimnastykowałam. Jakby nie było, sceny walki nie są moją najmocniejszą stroną. Myślałam też, aby bardziej wyraziście opisywać całą rzeczywistość, broń i inne bajery, ale sama nie wiem? Wdawać się w te szczegóły czy nie?
Oczywiście od razu zapowiem plany na przyszłe dni. Przede wszystkim kontynuacja "W moim sercu". Chciałabym również trochę się z Wami zapoznać i rzucić kilka własnych fotek, jako dokumentacji mego niezwykłego żywota ;-) I w poniedziałek kolejna propozycja, którą będziemy czytać w grudniu.
To chyba wszystko. Przyjemności!
Aha. Z życzeniami urodzinowymi dla AD. Specjalnie się spieszyłam, by na dziś zdążyć :-)))
link do części XII - klik
Aha. Z życzeniami urodzinowymi dla AD. Specjalnie się spieszyłam, by na dziś zdążyć :-)))
link do części XII - klik
Czas poświęcony zemście (XIII)
– Witaj Saro. –
Ian podniósł się z miejsca i szeroko uśmiechnął. – Kochanie, bywasz zaskakująca.
Naprawdę nigdy bym nie przypuszczał, że będę cię musiał drugi raz zabić.
Zerknęła na dwóch
uzbrojonych ludzi, stojących przy drzwiach. Na okno, choć doskonale zdawała
sobie sprawę, że nie da rady uciec z trzydziestego piątego piętra.
Potem ponownie na Iana.
– Bywam –
potwierdziła lakonicznie. – Ten debil w rzeźni mnie uwolnił, więc go zabiłam.
Wiesz, że teraz kolej na ciebie?
– Na mnie? –
wydawał się szczerze ubawiony zarówno tymi słowami, jak i jej odwagą.
– Pozwolisz, że
się ubiorę? Nie chcę na szlafroku plam z krwi.
Podszedł bliżej i
delikatnie wsunął dłonie pod puszysty materiał. Stała nieruchomo, nie
spuszczając z niego beznamiętnego wzorku. Tylko spokój mógł ją w tej chwili
uratować.
– Cudowne –
westchnął, dotykając sterczących piersi. – Tak cudowne, że znów mam na ciebie
ochotę. Pojedziemy w takie ustronne miejsce, które…
– A ja na ciebie
nie – słodko się uśmiechnęła i energicznym ruchem przyłożyła mu kolanem prosto
w krocze. Później poprawiła łokciem, trafiając w sam środek twarzy.
Wszystko stało się tak
szybko, że jego eskorta nie zdążyła zareagować. Stali, patrząc w osłupieniu na
skręcającego się z bólu przełożonego i na wpół rozebraną kobietę nad nim.
– Kurwa! –
wysyczał Ian. – Co tak stoicie? Brać ją!
Sara dała krok w tył.
– Mogę się ubrać?
Stąd i tak nigdzie nie ucieknę. A skoro wy musicie wyprowadzić mnie na
zewnątrz, moja nagość może okazać się krępująca, nieprawdaż kochanie?
Spojrzał na nią z taką
nienawiścią i złością, że powinna było poczuć przerażenie. Powinna, ale nie
poczuła.
– Masz pięć minut.
I nie sil się na szukanie broni, już ją zabraliśmy. Drzwi mają pozostać
otwarte.
Spodziewała się tego. Całe
szczęście, że nie chciał jej zlikwidować na miejscu. Co ten dupek zamierzał? I
gdzie do diabła jest Bastian, kiedy naprawdę go potrzebowała?
Ubierając się w
pośpiechu, zrozumiała, że to, iż nadal żyje zawdzięcza pysze Iana. Nie chciał
dla niej łatwej śmierci. Pragnął rozkoszować się swą przewagą, pokazać, jak
wiele straciła występując przeciwko niemu.
O, tak! Wiele! Sara
wykrzywiła twarz w pogardliwym uśmiechu. A potem z cholewki buta wyciągnęła
nóż. Marna broń, ale zawsze. A teraz musi spróbować stąd uciec.
Weszła do łazienki, nie
zważając na podejrzliwy wzrok jednego z żołnierzy. Całe szczęście, ale nie
podążyła za nią. Nie zamknęła drzwi, tylko otwarła wodę i ostrożnie stanęła na
klapie toalety, a potem pomacała ścianę na samej górze. Gdzieś tu powinien być
szyb wentylacyjny. Wiedziała o nim tylko dlatego, że kiedyś podczas remontu, o
mało co nie spadł jej na głowę.
W końcu wyczuła małą
szparę. Podważyła ją nożem i w skupieniu zaczęła zakreślać zarysy klapy.
Zdjęcie jej okazało się łatwizną – jak widać robotnik naprawiający usterkę nie
przyłożył się do swojej pracy.
– Co tam robisz
tak długo do jasnej cholery? – usłyszała poirytowany głos Iana.
Nie miała czasu na
bawienie się w subtelności. Metalowy kwadrat, dość sporych rozmiarów, uderzyło
o podłogę łazienki, a Sara szybkim ruchem wślizgnęła się do środka szybu.
Jednak nie dane było
jej uciec. Poczuła silne szarpnięcie za kostkę i po chwili znalazła się w
żelaznym uścisku jednego z żołnierzy.
– Puszczaj! –
wrzasnęła, usiłując walczyć z dużo od siebie silniejszym przeciwnikiem.
Szamotała się dopóty, dopóki nie poczuła silnego uderzenia w głowę.
I wtedy zapadła
ciemność.
***
– Sara? – Bastian
zdumiony rozglądał się dookoła. Gdzież ona się podziała? Energicznym krokiem
ruszył w kierunku łazienki. Po chwili dokładnie wiedział, że kobiety nie ma już
w mieszkaniu. Prychnął poirytowany i z plecaka wyjął niewielkie, prostokątne
urządzenie. Kiedy je włączył, zamigotała mapa miasta i mała czerwona kropeczka,
w pobliżu samego centrum.
Zaklął. Co za uparta,
nieznośna… Przekleństwa zostawi na później. Teraz trzeba znów ratować jej
ponętne dupsko.
Ale nie mógł z takim
wyglądem udać się do najlepszej dzielnicy. Cholera! Straci zbyt wiele cennego
czasu.
Kwadrans później,
wciągając buty, pomyślał z melancholią, że jeszcze nigdy w żadnej z akcji nie
wykorzystał wszystkich dostępnych gadżetów, w które zawsze się zabezpieczał. Ta
kobieta miała prawdziwy talent do pakowania się w tarapaty. Uśmiechnął się, gdy
przypomniał sobie jak się kochali.
Nie, lepiej o tym nie
myśleć. Bo wyraźnie czuł jak twardnieje jego męskość.
Wyszedł z mieszkania,
głośno trzaskając drzwiami i zapalając papierosa.
Pół godziny później
wiedział już, że tym razem tarapaty, w które wpakowała się Sara były cholernie
poważne. Akurat trafił na moment, gdy nieprzytomną kobietę wynoszono głównym
wejściem. Stanął za rogiem i liczył obstawę. Przerwał gdy doszedł do
trzydziestu.
No nie. Aż takim
supermenem to on nie jest.
Trzeba będzie wymyślić
jakiś fortel. Ciekawe gdzie ją zabierają?
Zdusił niedopałek i
ponownie wyjął z kieszeni małe urządzenie naprowadzające. Całe szczęście, że
umieścił pluskwę w obcasie buta Sary. I całe szczęście, że ona uwielbiała
akurat tę parę.
Trochę się zdziwił,
widząc trasę prowadzącą nad nadbrzeże. Do starej szopy, która dotychczas
stanowiła punkt przerzutowy. Chyba, że nadal stanowi? Skąd może być pewien, że
był jedynym dostawcą i że pan X nie miał więcej takich przetwórni?
Dotarcie na piechotę
trochę mu zajęło czasu. Gdy pojawił się w okolicach rzeki, przeciwnicy już tam
byli. Kilku żołnierzy kręciło się na zewnątrz, ale przypuszczał, że w środku
jest tylko Ian i Sara. Reszta obstawy zniknęła.
No, teraz to wszystko
ułożyło się po jego myśli. Zadowolony zapalił kolejnego papierosa i zaczął
obmyślać plan ataku. W zasadzie tak nieliczna eskorta nie stanowiła problemu.
Problemem było coś innego. A właściwie ktoś, komu musiał uświadomić jego własne
uczucia.
– Dobrze,
dziecinko. Pora cię uwolnić i ponownie przelecieć, bo już mam taką ochotę… – powiedział
rozbawiony sam do siebie, bacznie obserwując przeciwników.
Pomyślał, że może
zamiast zwykłej rzezi, tym razem zabawi się czysto. W zasadzie…
Odrzucił fazer i z
papierosem w ustach, w uniesionymi w górę dłońmi, wyszedł zza zakrętu.
– Przepraszam
chłopcy! Ja do waszego zwierzchnika, który jest w środku z czymś, co należy do
mnie – powiedział wesoło, zbliżając się miarowym krokiem.
Na reakcję uzbrojonych
mężczyzn nie musiał długo czekać.
Po chwili leżał twarzą
do mokrej ziemi, z rękoma skrępowanymi za plecami. Mało wymarzona pozycja, ale
Bastian nie wyglądał na zmartwionego. Nie skrzywił się nawet wtedy, kiedy jeden
z żołnierzy kopnął go w żebra.
Chwilę przed tym, Sara
pomału odzyskiwała przytomność. Czuła, że głowa jej pęka, a całe ciało ma
zdrętwiałe i obolałe. Nic dziwnego, leżała na zimnej i twardej podłodze. O
dziwo, wcale nie była związana.
– Ocknęłaś się? To
dobrze.
Ian stał obok, w
skupieniu wciągając na dłonie czarne rękawiczki. Skupiła na nim wzrok, bardzo
powoli podnosząc się i obserwując zajętego banalną czynnością, przeciwnika.
– Po co mnie tu
przywiozłeś?
– W zasadzie to
sam nie wiem – wzruszył ramionami. – Oczywiście, tym razem sam cię zabiję,
żebym nie miał już wątpliwości, co do tego, że nie żyjesz.
– Chyba nigdy tak
naprawdę cię nie znałam – odparła cicho. – Prawda?
– Byłaś naiwną
gęsią. Chociaż na samo wspomnienie seksu z tobą wciąż mi staje – uśmiechnął się
szeroko, sięgając po duży nóż, o krótkim trzonku. – Ale niestety dziś nie mam
już czasu na te głupoty. Cóż… Trzeba było się zgodzić i zostać moją kochanką.
Miałabyś wszystko, bo ja wszystko bym ci dał. A tak? Spójrz jak skończyłaś z
powodu twojego dziecinnego uporu?
Nie było sensu z nim
rozmawiać. Przeszył ją nagły ból. Nie dlatego, że Ian okazał się potworem, ale
dlatego, że przez tyle czasu nie potrafiła tego dostrzec. Była tak zakochana,
że nic do niej nie docierało. A przecież powinno. Małe, nic nie znaczące
incydenty, plotki, dziwne słowa. Szczegóły, na które nie zwróciła uwagi, bo
hipnotyzowało ją ciepło w migdałowych oczach ukochanego. Ciepło, którego tak
naprawdę tam nie było.
– Dobrze się
bawiłeś przez ten czas, gdy byliśmy razem?
– Wręcz
znakomicie! – odparł ze śmiechem.
– I przez cały ten
czas… To wszystko było tylko udawane?!
– Nie kochanie.
Pożądanie nie było udawane. Nadal nie jest. Nie wiesz nawet z jaką przykrością
będę musiał cię zabić.
Cholera! A ona sądziła,
że to Bastian był pokręcony psychicznie.
W tej samej chwili
drzwi szopy otwarły się hukiem.
– Mówiłem, żeby mi
nie przeszkadzać! – Ian odwrócił się w kierunku wejścia z zachmurzoną twarzą. A
potem nieoczekiwanie się rozjaśnił. – No nie! Kogóż to ja widzę? Ty też żyjesz?
– Bywało lepiej.
Twoi chłopcy są nieco brutalni – Bastian splunął krwią, ale zaraz potem wesoło
się roześmiał. – Co to? Oświadczyny?
– Ona? – Ian
wskazał na znieruchomiałą Sarę czubkiem noża. – A nie. Przygotowuję kolejny
transport. Nie zmarnuję takiego wspaniałego towaru, tym bardziej, że
naraziliście mnie na spore straty. Wy dwaj zostajecie. Reszta na zewnątrz,
zabezpieczyć teren.
– Wspólnicy? –
Bastian obejrzał się za wychodzącymi żołnierzami.
– Powiedzmy, że
bardzo dobrze im płacę.
– W to nie wątpię.
– Koniec
pogaduszek. Spieszę się na przyjęcie u prezydenta. Zostawcie go i tak jest
skuty. Przytrzymajcie dziewczynę.
Sara wciąż siedziała
nieruchomo na ziemi z opuszczoną głową. Nawet nie spojrzała na Bastiana. Była
tak rozżalona, tak wściekła, jak nigdy wcześniej w całym swoim życiu. I
doskonale pamiętała, że w cholewce buta ma ukryty nóż. Ian z pewnością się tego
po niej nie spodziewał, a rewizję przeprowadził dość pobieżnie.
Gęś miała jednak w
zanadrzu sporą niespodziankę.
Podniosła głowę i
napotkała beznamiętne spojrzenie dwóch żołnierzy.
Pozornie pozwoliła by
jeden z nich unieruchomił ją w silnym uścisku, stając za jej plecami i
ściskając ramiona. Pozornie.
Nie zwróciła uwagi na
Bastiana, który właśnie za plecami wykonywał małe czary-mary z płytką
deszyfrującą. Myślał przy tym z niesmakiem, że przeciwnik to głupek, bo ani
przez chwilę nie zastanowił się, dlaczego udało mu się go złapać. Kolejny,
który go nie doceniał. I kolejny, któremu trzeba będzie uświadomić popełniony
błąd. Chociaż obdzieranie ze skóry tym razem sobie daruje.
– A więc Saro –
Ian uśmiechnął się z udawanym smutkiem. – Musisz wiedzieć, że naprawdę mi
przykro.
– Nie wątpię –
wycedziła, przygotowując się do ataku. – Możesz mi wierzyć, że mnie również będzie
przykro…
To mówiąc gwałtownie
szarpnęła się w dół, nieoczekiwanie siadając na podłodze. Błyskawicznie
zacisnęła dłoń tak, że kostka środkowego palca wystawała pomiędzy pozostałymi i
uderzyła w górę, wprost w krocze nachylającego się ku niej wrogowi. Żołnierz
wrzasnął z bólu, ale to jeszcze nie był koniec.
Pamiętając o
najważniejszych wskazówkach z lekcji samoobrony, Sara wbiła paznokcie w jego
wargę i wykręciła ją, jakby chciała rozerwać, a potem puściła. Cofnął się do
tyłu, bo ból jaki mu zadała, był tak straszny, że niemal pozbawiał zmysłów.
Dwóch pozostałych
mężczyzn zareagowało z opóźnieniem. Trzeci tylko siedział i uśmiechał się z
zachwytem. Jego mała dziecinka, naprawdę sporo potrafiła, jak już się ją
porządnie przycisnęło do muru.
Potem westchnął. Trzeba
będzie jej jednak pomóc.
Błyskawicznie uwolnił
się, odrzucając metalowe obręcze i ruszając w kierunku przeciwników. Żołnierz
pierwszy zorientował się, że więzień jest wolny, w przeciwieństwie do Iana,
który właśnie trzymał rozwścieczoną dziewczynę za włosy i szykował się do
zadania ciosu nożem.
Dłoń Bastiana była
szybsza niż reakcja przeciwnika. Natychmiast ukląkł na jedno kolano i wyjął z
kabury na łydce, tradycyjną, małą broń. Była tak sprytnie ukryta, że podczas
pobieżnej rewizji, żaden z tych osłów nie zdołał jej zauważyć.
Trafił przeciwnika
prosto w środek czoła. Potem odwrócił się i oddał kolejne strzały, trafiając
pociskami prosto w serce tych, którzy zostali na zewnątrz, a teraz nadbiegli z
pomocą.
Zapanowała cisza.
Bastian wstał, wciąż
spokojny, nadal rozbawiony i śmiertelnie groźny.
Stał tak i przyglądał
się zamarłej w malowniczej pozie, parze.
– Świetnie –
odezwał się nagle Ian z uznaniem. – Chyba powinienem zatrudnić ciebie zamiast
dziesiątki innych. Co o tym sądzisz? Dobrze zapłacę, jeszcze lepiej niż za
dostarczanie towaru.
– Jedyną rzeczą, na
której mi zależy, to ona.
– Nie ma sprawy –
Ian wzruszył ramionami. – Jest twoja, tylko musisz przypilnować by nie
rozrabiała. To dość dzika kotka – z uśmiechem przesunął czubkiem noża po policzku
Sary. – Ale i takie idzie poskromić.
– A jeśli odmówię?
– Liczyłem
strzały. To maleństwo ma ograniczoną liczbę pocisków. Nie masz już ani jednego.
Dlatego fazery zastąpiły tradycyjną amunicję.
– Racja. – Bastian
ze spokojem odrzucił broń.
– I lepiej się nie
ruszaj, bo poderżnę jej gardło.
Biedna Sara. Ogrom
wściekłości w jej oczach wyraźnie mówił, że losy Iana są przesądzone.
– To jak?
Nawiążemy współpracę? Wiesz, nie żebym zachwalał własny towar, ale ona w łóżku
jest naprawdę świetna.
– Wiem
Ian gwałtownie
poczerwieniał.
– Wiesz? – syknął.
– Nie kupowałbym
kota w worku. Poza tym w ten sposób mi zapłaciła. I chyba nie dasz rady przebić
tej oferty…
– Ach! Zapłaciła? Saro,
kochanie będę musiał powiedzieć ci o twoim wspólniku kilka ciekawych słów
prawdy. – Za całej siły ją do siebie przycisnął i zaczął szeptać na ucho. –
Wiesz, że widziałem trupa Sala? Akurat przyleciałem na małą inspekcję i muszę
powiedzieć, że nieźle mnie to zszokowało. Udzieliłem reprymendy memu dostawcy,
a że nie mogłem powiedzieć prawdy, zarzuciłem mu, iż dostarcza wybrakowany
towar. A wiesz co odpowiedział? Że nie mam marudzić, bo z tylu kości można
nagotować niezłą ilość zupy. I na dodatek śmiał się, gdy to mówił.
Pobladła Sara wlepiła
zaskoczony wzrok w Bastiana. Ale ten nie zareagował. Odpowiedział spokojnym
spojrzeniem, zastanawiając się w czym ma pomóc Ianowi to przywoływanie demonów
przeszłości.
– To nie koniec.
Raz mieliśmy zamówienie na bardzo delikatne mięso. Najlepiej dziecięce, trzy
lub czterolatka. Trzech moich dostawców odmówiło. Tylko on przyjął zamówienie,
bo płaciłem potrójną stawkę. Przekazał mi beztroską wiadomość, że załatwił
sprawę i z pewnością szanowni mamusia sporej gromadki osmarkanych bachorów,
nie będzie rozpaczać po zniknięciu jednego z darmozjadów.
– Po co mi to
mówisz? – spytała szeptem.
– Bo masz mnie za
potwora. A ja tylko chcę zarobić. Ale on – wskazał dłonią na wciąż stojącego w
bezruchu Bastiana – on, to morderca. Zabija dla przyjemności, rozkoszując się
tym co robi. I wiesz co zrobimy? Dam ci fazer, a ty go użyjesz. Strzelisz mu
prosto w głowę, tak abym był pewien, że zginął. A potem zgłoszę twój udział w
nowo organizowanej misji do sąsiedniej galaktyki. Odlecisz daleko stąd i nigdy
już nie wrócisz. Ja będę bezpieczny, a ty wciąż żywa.
– Cóż za wspaniałomyślność
– odparła, z coraz większą siłą zaciskając dłonie w pięści.
– Do wylotu
pozostał niecały miesiąc. Przez ten czas będziemy się kochać i wspominać stare
czasy. Ale tylko te przyjemne chwile, obiecuję.
W trakcie tej przemowy
poluzował uchwyt. Sara zrozumiała, że ma niepowtarzalną okazję wyswobodzić się,
a na dodatek tuż przy jej prawej nodze leżała broń, porzucona przez jednego z
żołnierzy.
Bała się, bo wciąż zbyt
blisko czuła ostrze noża. Ale nie mogła dłużej tchórzyć. Nie mogła zwalać całej
roboty na Bastiana, tym bardziej, że jego też powinna później zabić. Bez
względu na uczucia, które pojawiły się w przeciągu kilku ostatnich godzin.
– Myślisz, że po
tym wszystkim mogę ci zaufać?
– Myślę, że nie
masz wyjścia.
– Mam! – I
błyskawicznie wyślizgnęła się z jego uchwytu, kucając i sięgając jednocześnie
po broń.
Stanęła w bezruchu,
trzymając w wyprostowanych rękach fazer. Po prawej miała wciąż milczącego
Bastiana, który wpatrywał się w nią z wyraźnym uznaniem. Po lewej
rozwścieczonego, zaskoczonego Iana, a za jego plecami żołnierza, który pomału
dochodził do siebie.
– Powinnaś się
pospieszyć. Nie wiadomo czy nie zwali nam się na głowę jakaś dodatkowa obstawa
pana komendanta – Bastian ostatnie słowa wypowiedział niespotykanie szyderczo.
– Skąd wiesz, że to
nie ciebie chcę zabić? – Odwróciła się w jego kierunku i wycelowała broń. –
Przyjmuję twoją ofertę Ianie. Ale gwarantujesz mi miejsce na mostku kapitańskim
i świadomość, że aż do odlotu nie będę musiała oglądać twojej gęby.
– Przestań się
wygłupiać Saro!
– Nie wygłupiam
się. Fizyczny pociąg to jedno. Ale zabijanie dla przyjemności, zabijanie
dzieci… Bastianie jesteś potworem! Nawet nie wiem, czy nie większym niż on.
Uważnie spojrzał w jej
oczy szukając w nich potwierdzenia.
– Dobra, kończymy
tę zabawę, bo naprawdę jestem spóźniony. – W dłoniach Iana nie wiadomo skąd
znalazł się fazer. Ale nie zdążył nawet go unieść.
Z tak bliskiej
odległości nie miała problemów, by trafić w cel. Tył czaszki Iana eksplodował,
a całe ciało odrzucone zostało w tył. Zaraz po nim kolejną serię wpakowała w
żołnierza, który z trudem wstawał z podłogi.
– Myślałeś, że
uwierzę w te bujdy o darowaniu życia? Byłeś zadufanym w sobie kretynem, Ianie –
powiedziała z pozornym spokojem. Tak naprawdę czuła, że wcale nie było jej
łatwo pociągnąć za spust. Jednak nagromadzona wściekłość, rozczarowanie, a nade
wszystko potężne rozgoryczenie, eksplodowały w niej gwałtownie, popychając do
czegoś, o co nigdy by siebie nie podejrzewała. – A ty – szturchnęła Bastiana końcem broni. –
Na zewnątrz!
Posłusznie podniósł
ręce w górę i bez słowa wykonał jej polecenie. Sara nie wiedziała, że tak
naprawdę, to gdyby tylko chciał, już leżałaby na ziemi, z nożem przystawionym
do szyi. Uśmiechnął się tylko na wpół z kpiną, na wpół z podziwem. Jego
śliczna, dzielna dziecinka. Naprawdę był z niej dumny. Chociaż stanowczo będzie
ją musiał podszkolić.
Wciąż z lufą wetkniętą
pomiędzy jego żebra, kazała mu podejść bliżej rzeki, aż na sam skraj pionowego
brzegu.
– Co zamierzasz? –
spytał ze spokojem.
– Najpierw
poderżnę ci gardło, potem zepchnę do wody, abyś mógł się tam wykrwawić.
– Dziecinko, skąd
w tobie taka brutalność? – zdumiony uniósł w górę brwi.
– Ian nie żyje.
Przeleciałeś mnie i tym samym zainkasowałeś wypłatę. Teraz pora bym i ciebie
zabiła.
– Skoro tego
pragniesz.
Uklęknął na mokrej
ziemi.
– Ze względu na
starą znajomość, jak i znaczne zasługi, prosiłbym abyś zrobiła to w miarę
szybko.
Bardzo długo patrzyła
mu w oczy. Pomyślała, że powinna mu także solidnie przywalić. Za udawanie
bezbronnego i wymuszanie na niej niechcianych decyzji.
– Dlaczego się nie
bronisz?
Nie odpowiedział.
– Pytałam,
dlaczego się nie bronisz? – wrzasnęła. Tam, gdzie błyszczące ostrze dotykało
bladej skóry, ukazała się strużka krwi. Zmieszała się z padającym deszczem i
powoli spłynęła w dół, znikając za krawędzią ubrania.
– Nie chcę.
– Dlaczego?
– Może uznałem, że
pora ponieść karę?
– Dlaczego?
– Saro, proszę.
Wiesz jak niewygodnie jest klęczeć na tych nierównych kamieniach?
– Dlaczego? –
wycedziła z wściekłością.
– Czy sam mam się
nadziać na to ostrze? – spytał, ze spokojem patrząc w jej oczy.
Gwałtownym ruchem
cofnęła rękę i chwyciwszy go za poły płaszcza, zmusiła do wstania.
– To jest tak
podłe!… – Więcej nie powiedziała. Ale kiedy dotknęła ustami miękkich warg,
poczuła, że słowa są zbędne. Cholera! Naprawdę kochała tego faceta bez względu
na jego przeszłość, na te wszystkie okropne rzeczy. I chciała mu dać drugą
szansę.
Oczywiście nie zmieni
go nagle w grzecznego chłopca. Nawet nie chciałaby tego robić. Ale musi ustalić
pewne zasady, zmusić jego sumienie do bardziej intensywnego wysiłku.
Tak, to akurat powinno
się udać.
Bastian nieświadomy
przyszłych planów Sary odnośnie jego poczucia moralności, objął ją w pasie i
uśmiechnął się, nie przerywając pocałunku.
Bo przez cały czas wiedział,
więcej, był stuprocentowo pewny, że ona nie da rady tego zrobić.
Dlaczego? Bo zależało
jej na nim tak samo, jak i jemu.
– Musimy się stąd
ewakuować – powiedział w końcu, gdy przerwali pocałunek, by złapać odrobinę
tchu.
– Ty musisz. Ja
zostanę. Pół dzielnicy widziało, kto mnie zabierał spod domu. Nie chcę być
poszukiwana za zabójstwo tego bydlaka. No i trzeba pociągnąć do
odpowiedzialności jego klientów.
– Myślisz, że
znajdą drugi punkt?
– Znajdą.
– Saro. To nie
jest bezpieczne wyjście. Naprawdę grube ryby brały w tym udział.
– Ale nie
komendant główny. Ian zawsze powtarzał, że jego praworządność wychodzi poddanym
bokiem. I bardzo nie lubi prezydenta – dodała mściwie, bawiąc się jego mokrymi włosami.
– A jak już wszystko załatwimy, to wracam do służby i piszę się na tę misję, o
której mówił Ian. Już wcześniej o tym myślałam. Całkiem nowy świat, bez
obciążeń, bez starych grzechów. Tylko muszę się zastanowić, jak cię
przeszmuglować na pokład?
– Nie musisz. Sam
się wkręcę – szepnął. Ściskając pośladki Sary, objął ją tak mocno, że niemal
zabrakło jej tchu. I znów zaczął całować.
W ich stronę, porykując
syreną, zbliżał się oddział Straży. Na opuszczonym nadbrzeżu sektora dwunastego
panował spokój.
A oni stali tuż przy
samym brzegu, jakby kompletnie zapomnieli o otaczającej ich rzeczywistości.
Dopiero kiedy nad ich
głowami rozległ się dźwięk nadlatującego śmigłowca, Bastian wysunął się z objęć
Sary.
– Muszę iść –
wyszeptał. Jeszcze raz go pocałowała, a potem pchnęła w kierunku nadbrzeża. –
Wiesz, gdzie mnie znajdziesz.
– Wiem. Pamiętaj
tylko…
Cofnął się i z czułością
pogładził mokry policzek.
– Będę pamiętał
dziecinko – rzucił na pożegnanie. – Też cię kocham.
Spojrzał w górę, na
zasnute chmurami niebo i znienacka się roześmiał, prostując ramiona. A później
odwrócił się i pogrążył w ciemności, tym razem już się nie odwracając. Zniknął.
Sara stała nieruchomo,
dopóki nie pojawili się pierwsi Strażnicy.
A potem i ona się
uśmiechnęła. Pierwszy raz od wielu miesięcy poczuła, że jest szczęśliwa. Czas
pobytu w piekle się skończył.
koniec
Cudowne Babeczko! Jesteś geniuszem! Tak czekałam na to opowiadanie, a teraz rozpływam się w zachwycie. Wspaniałe ;)
OdpowiedzUsuńPaulina.
To i ja się cieszę, że tym razem nie zepsułam zakończenia i podobało się w całości bez zastrzeżeń :-)
Usuńwiedzialam !! wiedzialam ze skonczy sie dobrze :) dziekuje Babeczko za super prezent urodzinowy !!! pewnie sie powtarzam ale jestes niesamowita i strasznie utalentowana . czytajac twoje opowiadania mam wrazenie ze sama tam jestem bo jak czytam to tak jakby wszystko dzialo sie obok mnie . swietnie opisujesz wszystko i to na prawde sama przyjemnosc czytania !! pozdrawiam AD
OdpowiedzUsuńSpecjalnie się spieszyłam, bo pisałaś o urodzinach i chciałam zdążyć :-)))
Usuńdziekuje raz jeszcze - twoje opowiadania sa rewelacyjne i kazde pochlaniam jak swieze buleczki (a jestem lakomczuch :P )
UsuńDZIEKUJE !!!!
z tym patroszeniem i zabawianiem z truchłem w poprzednich komentarzach tylko żartowałam, opowiadania są najlepsze takie jakie ty je wymyślasz, Babeczko!
OdpowiedzUsuńPrzecież wiem :D
UsuńNajlepsze opowiadanie w Twoim dorobku. Bez zbędnej ilości lukru, bez złotych piegów na policzkach, bez słomianych, naiwnych dziewic i nawracających się czterdziestolatków. Świetne, świetne, świetne! Zapewne jeszcze niejednokrotnie wrócę do tego tekstu. Bomba. ;)
OdpowiedzUsuńO, tak! Lukrowane nie miało być z pewnością. Nawet wydaje mi się, że takie mało krwawe wyszło ;-)
UsuńMam nadzieję, że uda mi się załączyć w końcu pdf zawierające cały tekst, wtedy będziecie mieli łatwiej.
Zajebiste zakończenie. Gratuluje. Świetnie opowiadanie.
OdpowiedzUsuńA dziękuję. Nie ukrywam, że zacieram łapki by napisać jeszcze lepsze :-)
UsuńZ twoimi opowiadaniami jest jak z wciągającymi książkami, ich największym przekleństwem jest to, że się kończą...
OdpowiedzUsuńMuszą... Ale będą kolejne ;-)
UsuńKocham Cię Babeczko! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dodanie części wcześniej!!!! :))
zakończenie przerosło moje najśmielsze oczekiwania :)
uwielbiam tą część, jak i całą serię tego opowiadania.
Babeczko jesteś cudowna!
Pisz jak najwięcej takich cudownych opowiadań.
W.
Teraz to urosłam o kilka centymetrów :-)))
UsuńZamierzam. Nie wiem czy będą lepsze, czy gorsze, ale na pewno będą!
Dla mnie bomba ;-)
OdpowiedzUsuńI fajnie, że Bastian jednak nie umarł i do tego kocha Sarę ;-) słodko ;-)
Lubię takie zakończenia ;-)
Świat jest maksymalnie pokręcony wiec dobrze że chociaż można poczytać o tym że inni są very happy ;-)
S.
Z tym ostatnim zdaniem zgadzam się w stu procentach!!!
UsuńI zdradzę, że nigdy nie miałam zamiaru go uśmiercić. Takiego faceta?! Chyba musiałby mnie prąd zdrowo pokopać... ;-)
Racja Twoje opowiadania wciągają :-) Chce sie tylko więcej i więcej i nie ma się dosyć :-) Nie mogę się doczekć "W mojej głowie..." Pozdrawiam M.T.
OdpowiedzUsuńBędzie na pewno, choć chyba dopiero we wtorek :-)
UsuńNie wiele do tej pory komentowałam. Byłam raczej biernym, ale wiernym, czytelnikiem. Postanowiłam to zmienić i podpisywać swoje komentarze. Wielkie uznanie dla Ciebie za ten cykl opowiadań! Sądzę, że jeden z najlepszych i wiele Czytelników się ze mną zgodzi. Zaskoczył mnie oczywiście klimat opowiadanie, ale czytałam z zapartym tchem. Bastian jest dowodem na to, że kobiety uwielbiają niegrzecznych chłopców i muszę się przyznać, że na miejscu Sary także zapałałabym do niego wielką miłością. Oczywiście wielka szkoda, że to koniec Czasu, ale wiem, że gdybyś dłużej to ciągnęła nie byłoby już takie... nowe (?). W końcu to nie jest Moda na sukces ;) Mam nadzieje także, że niedługo dodasz nowy fragment Trzech mil i Pechowej dziewczyny. Dziękuje za to, że podarowałaś mi cudowne momenty z Bastianem i Sarą, których pomimo,że mnie chwilami denerwowali, bardzo polubiłam. :) Życzę ci dużo weny do starych i nowych opowiadań.
OdpowiedzUsuńYumi
Zgadzam się całkowicie z Yumi. Idealnie odzwierciedla to, co myślę o Twoich opowiadaniach. Są fantastyczne i bardzo przyjemnie się je czyta ;) Pisz dalej, bo robisz to świetnie ;) ale i tak tęskno mi będzie za Bastianem i Sarą...
UsuńPozdrawiam,
Aneczka^^
A co tam. Nie martwcie się. Wymyślimy sobie nowych bohaterów ;-)))
UsuńI troszkę więcej intrygi.
Pewnie, że kobiety kochają niegrzecznych chłopców. I to niekoniecznie w prawdziwym życiu. Na szczęście marzyć nikt nam nie zabroni, nikt nie dowie się, co tam po głowie nam chodzi i zawsze możemy sobie w wolnych chwilach uciekać w ten nasz prywatny, wspaniały świat :-)
PS. Wena się przyda. Jest jak zdrowie - potrzebna 24h na dobę :-)))
Całe opowiadanie ekstra. Sama błędów nie zauważyłam (za szybko przeczytałam).
OdpowiedzUsuńAle chciałabym jedno - ciągu dalszego :D! Nowe misje, światy, i duuużo scen łóżkowych - mniam!
To już nie byłoby to samo ;-)
UsuńAby pozostało dobre, musi się w pewnym momencie skończyć.
Ale nie martw się, będą kolejne :D
Dobrze czasem poczytać sobie Wasze komentarze. Nie dlatego, że jestem łasa na pochlebstwa. Przynajmniej nie tylko dlatego.
OdpowiedzUsuńJakby nie było w każdy tekst wkładam serce, duszę i czas. Kawałek moich marzeń. Dość dużo, by oczekiwać odzewu. I ten odzew dostaję, za co naprawdę Wam dziękuję - nawet jeśli w komentarzach wytykacie błędy ;-)
Będę teraz wyjątkowo szczera - cudownie by było poświęcić się tylko pisaniu i nie przejmować całą resztą. Nie chodzi o rodzinę, ale o bardziej przyziemne sprawy, zwłaszcza te związane z codziennym życiem. Ale na razie muszę sobie dzielić czas na poszczególne obowiązki i pisanie.
I jeszcze jedno - dokopałam się w sieci jakiegoś konkursu na powieść. Jak sądzicie czy akurat ten tekst powinnam wysłać, czy może coś innego? Gdybym ja miała decydować to byłby to Dżin. Ale teraz już sama nie wiem?...
coś mi szwankuje net i piszę odpowiedź po raz trzeci, jeśli się powieli, to proszę usuń Babeczko to, czego za dużo...
UsuńKocham "Czas..." za świetny tekst, napięcie, akcję za Bastiana, to moje ulubione opowiadanie Twojego autorstwa. Wydaje mi się jednak, że na konkurs lepszy będzie faktycznie "Dżin", bo to również świetny tekst, dialogi, humor, akcja, ale przede wszystkim temat "innowacyjny". Opowiadań SF o przyszłości jest sporo, o demonach, wampirach, wilkołakach też (właśnie skończyłam jedną taką powieść...), o dżinach już mniej, jeśli wogóle... to niesamowite połączenie świata rzeczywistego z baśniowym, no bo jak inaczej nazwać świetne zgranie wiedźm, smoków, potworów ze studni, itp w jednym opowiadaniu? Aha, i najlepiej "Dżin" z pierwotnym zakończeniem.
Ale to tylko moje skromne zdanie.
Pozdrawiam
Frania
jak dla mnie to 'dzin' jest swietnym opowiadaniem !!! zgadzam sie w 100% z komentarzem od Frani . ja na twoim miejscu byl dala to opowiadanie . pozdrawiam AD
UsuńTo stanowczo moje ulubione opowiadanie :) na każdą kolejną część czekałam z niecierpliwością i muszę powiedzieć, że nie zawiodłam się ani odrobinę :D uwielbiam Twoje opowiadania, ale tym przebiłaś samą siebie :D Pozdrawiam Cię Babeczko gorąco :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie genialne! Utrzymane na najwyższym poziomie do samego końca! Brawo Babeczko :) świetne zakończenie, takie z pazurem, nie polukrowane, no i ten bohater..:D fajnie że nie zmieniłaś go nagle w faceta "pantofla", ale pokazałaś po prostu że nawet zimny drań może mieć jakieś uczucia :D dzięki temu główny bohater zachował charakter i oryginalność od samego końca :)uważam że wcale nie tak łatwo stworzyć postać niejednoznaczną, balansującą między dobrem a złem, ale Tobie to wyszło fenomenalnie:)moim zdaniem najlepsze opowiadanie jakie tutaj czytałam bez dwóch zdań! jeśli wszystkie następne opowiadania będą takie fajne to chyba nie będę się rozstawać z Twoim blogiem ani na minutę :D
OdpowiedzUsuńS
Okk, emocje pełne zachwytu opadły, mogę skomentować. Opowiadanie to prawdziwe cudeńko :))) Podobało mi się od początku do samiutkiego końca (choć te fragmenty o ludzkim mięsku.. :D) Ostatnie części czytałam w całości i trochę się w pewnym fragmencie pogubiłam. Mówię o częściach XI i XII. Gdy czytam, to zawsze sobie wyobrażam wszystko co i jak, i gdy doszłam do XII ciągle miałam w głowie transporter i ten cały lot i dopiero w połowie części zorientowałam się, że coś mi nie gra. I po chwili dopiero olśnienie, że to oni już w mieszkanku Bastiana, jak? kiedy? ;-) Mała sugestia, że jak dla mnie mogłabyś cosik tam dopisać, wystarczyłoby jedno zdanie na początku XII, jeśli nie chcesz dalej lotu ciągnąc. Chyba że da się to łatwo jednak wyczuć z początkiem tej XII, a to ja za szybko czytałam żeby tylko wiedzieć co dalej :D Musiałoby się więcej czytelników wypowiedzieć.
OdpowiedzUsuńA co do dylematu Czas... / Dżin. Dżin na prawdę mnie wciągnął, fantastyczny wątek między głównymi bohaterami, ale jak dla mnie trochę się posypało gdy zaczęli spełniać te wszystkie misje. Konie, wilki, wodniki etc, nie moje klimaty może, i nie ukrywam że czytałam "po łebkach" żeby tylko dojść do fragmentu o samych tylko bohaterach, z tych późniejszych scen, jedynie studnia się moim zdanie obroniła. Pamiętaj, że to tylko moja jedna opinia na 89536329 komentarzy :))) Jak dla mnie więc Czas.
I przy okazji... "w mojej głowie.." ah ah ah :D
O jaa.. cudowne! :) To jest któreś z rzędu opowiadanie(i nie ostatnie ;) ), które zostało przeze mnie przeczytane i muszę szczerze powiedzieć, że pochłaniam je jak głupia, a te położyło mnie na łopatki :D Świetnie! Owocnej dalszej pracy z opowiadaniami. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA to stworzone pod wpływem narzekań czytelników, że chcą czegoś innego, mniej schematycznego. To się zawzięłam i napisałam ;-)
UsuńPozdrowionka
PS. Nie pochłaniaj za szybko, lepiej dozować, bo zbyt wiele ich tu nie ma...
Słyszałaś może piosenkę Beth Crowley- Warrior? W niektórych momentach idealnie odzwierciedla to opowiadanie. Szczególnie słowa... :-))
OdpowiedzUsuń