Długo wyczekiwany finał. Odzyskałam mój ukochany komputer, teraz mogę szaleć :)))
Spod ciebie to powstanie (VII)
21.
Marta patrzyła ze smutkiem w jego zasępione oblicze. Choć minęło zaledwie
kilkanaście godzin, na twarzy Adama pojawiło się zmęczenie, którego jeszcze
niedawno tam nie było. Dodało mu to lat, tak, że bardziej wyglądał na
udręczonego życiem starca, niż na młodego mężczyznę, którym był w
rzeczywistości.
– Nie możecie pozwolić, aby mi przeszkodziła.
Marek nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w jakiś odległy punkt na
horyzoncie. Choć bardzo mu się to wszystko nie podobało, nie miał wyboru. Od chwili,
gdy spojrzał w rozszerzone szaleństwem oczy siostry, zrozumiał że na tym
świecie istnieją jeszcze rzeczy, których tak naprawdę nie można analizować
tylko umysłem. Na początku o wszystko obwiniał Adama, ale teraz, spoglądając na
jego pociemniałe z żalu oczy, słuchając zdumiewających słów, zachwiał się w
swych osądach.
– Jesteś pewien, że to zadziała? – Marta nie miała żadnych
wątpliwości. Oboje słyszeli jak bardzo drżał jej głos.
– Jestem pewien. Zresztą, mój ojciec także – ostatnie słowa Adam
wypowiedział z goryczą.
– Marny argument – staruszka uśmiechnęła się lekko, jeszcze mocniej
wtulając w fotel, na którym siedziała.
– W tym wypadku to wystarczy.
Na bardzo długo zapadła niczym niezmącona cisza.
– Pójdę już. – Adam wstał z ociąganiem. – Muszę wszystko
przygotować...
– Potrzebujesz pomocy? – Sam Marek wyglądał na zdumionego swymi
słowami.
– Wolałbym nie. Poza tym Marta może cię potrzebować, jeśli Lenie
udałoby się w jakikolwiek sposób wydostać z pokoju.
– Nie ma takiej możliwości. Zasnęła i obudzi się za kilka godzin.
– Nie bądź taki pewien... Twoja siostra to bardzo uparta osóbka.
– A ty? Wystarczy ci odwagi, by to zrobić?
Adam nie odpowiedział, tylko ponuro skinął głową.
– Marnujemy czas – zauważył i wstał z ociąganiem. – Dałbym wiele, by
jeszcze raz… Nieważne.
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, czy coś mam przekazać
Lenie? – Marta położyła swą spracowaną dłoń na ramieniu Adama.
– Nie.
A potem wyszedł i ciężkim krokiem skierował się ku domu. Przygotować? Nie
musiał nic przygotowywać. Wystarczył odpowiedni tekst i ostry nóż. Nataniel
podciął sobie żyły, bo to wzmocniło zaklęcie. On musi zrobić to samo.
Kiedy stanął na górze, jeszcze raz odwrócił się i spojrzał na domostwo
sąsiadów. Choć było to nierealne, zapragnął nagle ujrzeć w oknie, twarz Leny.
Zacisnął zęby. Pora na rytuał. Im dłużej będzie zwlekał, tym bardziej
będzie rosło niebezpieczeństwo, że zrobi to zbyt późno.
Zamknął się w sypialni. W tej, w której kiedyś po raz pierwszy całował się
z Leną. Zresztą, miejsce nie było ważne. Usiadł na łóżku i zapatrzył się w otwarty
notatnik matki. W dłoni obracał sporych rozmiarów rzeźnicki nóż.
Najgorsze było to, że tak bardzo chciał żyć.
Po raz pierwszy pomyślał o swoim bracie z prawdziwą nienawiścią. Lecz ta
eksplozja gniewu szybko przerodziła się w strach i żal.
Przyłożył ostrze do lewego przedramienia.
Nagle uniósł głowę, nasłuchując dźwięków dochodzących z zewnątrz. Ktoś
podjechał od frontu i właśnie wysiadł z samochodu, głośno trzaskając drzwiami.
Rozległ się rytmiczny stukot damskich obcasów…
– Adam?!
Cholera! Monika. Co ona tu robi?
– Adam?! Wiem, że tu jesteś. Twój ojciec skontaktował się z nami.
Siedział nieruchomo na łóżku, póki nie weszła do pokoju.
– Odłóż ten nóż i przestań się wygłupiać – powiedziała zamiast
powitania.
– Nie.
– Adam, do diabła! Czy ona naprawdę jest tego warta?
– Jest.
Jego krótkie, spokojne odpowiedzi zbiły ją z tropu. Usiadła w fotelu
naprzeciwko i spojrzała na niego z gniewem w migdałowych oczach. Zachodzące
słońce oświetlało twarz Moniki, nadając jej nierzeczywisty, surrealistyczny wygląd.
– Jesteś porąbany, wiesz?
Wzruszył ramionami.
– Jeśli to już wszystko, co masz do powiedzenia, to wyjdź.
– Nie, nie wszystko. Myślisz, że pozwolę ci się zabić?
Błyskawicznie zerwał się z łóżka, odrzucając nóż na bok i chwytając Monikę
za nadgarstki. Choć klęła i kopała, zdołał wyrzucić ją za drzwi, które
następnie zatrzasnął z hukiem, dodatkowo dwukrotnie przekluczając.
– Adam! – Załomotała wściekle. – Nie bądź idiotą! Otwieraj te
cholerne drzwi!
Nie zniżył się do odpowiedzi. I nie chciał dłużej czekać, ryzykując, że
coś mu przeszkodzi.
Więc po prostu to zrobił. Recytując słowa o obcym dla niego znaczeniu, kilkakrotnie
naciął skórę na nadgarstkach. Za każdym razem coraz głębiej i z coraz większą
siłą.
Potem siedział patrząc jak z ran wypływa coraz więcej ciemnoczerwonej
krwi, wsłuchując się w przekleństwa miotane przez Monikę za zamkniętymi drzwiami.
Czuł jak słabnie. Opuszczały go siły, powoli wyparowywały resztki życia.
Zamknął oczy i pomyślał o tym, jak bardzo nie chciał umierać.
Potem o tym, że nie miał wyboru.
Na samym końcu o Lenie.
Poczuł jak się uśmiecha, choć być może tylko mu się tak wydawało.
I runął w ciemność, tonąc coraz głębiej, z dala od bólu, z dala od
wszystkiego.
***
Myśleli, że ją przechytrzą? Uśpią niczym niemowlę, a potem obudzą i
oznajmią, że już po wszystkim?
Lena prychnęła rozzłoszczona. Bardzo ostrożnie uchyliła okno i wyjrzała
na zewnątrz. Trzy metry to nie było wiele, ale jeśli złamie nogę lub cokolwiek
innego, i tak nie dotrze na czas do Adama.
Co za sukinsyn.
Była wściekła. Była rozgoryczona. I nade wszystko bała się, że nie zdąży
na czas.
Naprawdę sądził, że mu na to pozwoli?
Zerknęła na drzwi. Czyżby były otwarte? Skoro myśleli, że śpi…
Zaryzykowała i udało się. Ale nadal musiała być ostrożna. Nie wątpiła, że
Marek spróbuje jej przeszkodzić.
Wydawało się, że nikt nie widział, jak opuściła dom i zaczęła wspinać się
pod górkę, ścieżką w kierunku posesji Lamerów.
Jednak Marta zauważyła Lenę, gdy ta ostrożnie przeskakiwała skrzypiące
schody ganku. Nie miała czasu, by szukać wnuka, więc sama podążyła za
dziewczyną. Dla osiemdziesięcioletniej staruszki wspinaczka okazała się jednak
zabójcza. Zdołała jeszcze dotrzeć do werandy na tyłach domu Lamerów, potem
usiadła na wiklinowym fotelu, trzymając się za bijące jak oszalałe, serce.
Czuła ból rozprzestrzeniający się po lewej stornie, potworny, niemal nie
do wytrzymania. Ból, który rozlewał się, docierając do każdego zakamarka ciała.
Ból, który powoli pogrążał ją w ciemności.
Lena tymczasem z głośno tupiąc, wbiegła na górę, kierując się ku sypialni
Adma.
Jednak drzwi były zamknięte, a przed nimi, na podłodze, siedziała Monika.
– Za późno…
Nie odpowiedziała, tylko szarpnęła z wściekłością klamką.
– Ile…
– Ile czasu minęło? Czy to ważne? Może minuta, może dwie, a może pięć. On
nie żyje Leno. Potrafię wyczuć takie rzeczy.
– Nie! – Zrozpaczona walnęła pięścią w drewnianą futrynę. – Nie, nie i
nie! Dzwoń po pogotowie!
– Już to zrobiłam. Ale on naprawdę nie żyje – Monika roześmiała się nieco
histerycznie.
– Miałaś spać! – Marek zjawił się niczym duch i niemal brutalnie
potrząsnął ramieniem siostry. Nie zaprotestowała. Odwróciła się i spojrzała na
niego z tak obłędną rozpaczą, z takim żalem, aż uczynił krok do tyłu.
– Adam! – jęknęła. – Ja nie mogę…
Brat objął ją z całej siły i przytulił.
22.
To było piękne wrześniowe popołudnie. Promienie słońca padały na
cmentarz, rzucając długie cienie. Ale choć złotawy blask rozjaśniał świat, czuć
było w powietrzu chłód. Był on nie tylko zapowiedzią nadchodzącej zimy.
Pochodził także od mogił i żałobników, licznie zgromadzonych nad prostą, dębową
trumną, zawieszoną nad otwarta mogiłą.
Gdy trumna zniknęła, Milena odwróciła się, wierzchem dłoni ocierając
wciąż płynące łzy. Potem szła pomiędzy granitowymi pomnikami, kierując się w
stronę wciąż szeroko otwartej bramy.
Nie chciała niczyjego towarzystwa, bo w takiej chwili, musiała być sama.
Sama musiała też poradzić sobie z bólem, wypłakać, na nowo ułożyć życie.
Usiłując opanować drżenie rąk, zapaliła silnik i odjechała.
Ani razu nie obejrzała się za siebie.
Bo i po co?
Przed chwilą pochowała kogoś, kogo tak bardzo kochała. Nie miała tam już
czego szukać.
***
Bardzo cicho, by nie obudzić śpiącego pacjenta, weszła do środka.
Szpitalny pokój nie wyróżniał się niczym, choć przez niedomknięte żaluzje,
przenikał ten sam złocisty blask, co na cmentarzu.
Usiadła na krześle tuż obok łóżka.
Potem delikatnie pogładziła czoło Adama. Wciąż był blady, wymizerowany, z
głębokimi cieniami pod oczyma. Nietrudno uwierzyć, że tego człowieka dosłownie
wyrwano ze szponów śmierci.
Poruszył się niespokojnie pod wpływem tego dotyku, a jego powieki
drgnęły.
– Cicho – szepnęła. – Nic nie mów. Jestem przy tobie. I wiem, że
będzie dobrze.
– Lena? – Bardziej odczytała to z ruchu warg niż usłyszała. Patrzył
na nią lekko nieprzytomnym spojrzeniem, białka miał przekrwione, usta
spierzchnięte.
Zaczęła opowiadać mu o pogrzebie Marty. Poczuła się lepiej, gdy mogła się
tym z nim podzielić. Gdy mogła ująć go za rękę, przytulić się i wypłakać cały
smutek na jego ramieniu.
– Byłam u twego ojca Adamie
Spojrzał na nią z nagłym przerażeniem.
– Nie bój się. Było ciężko dostać się na widzenie z nim, ale…
Nieważne.
– I co?...
Pochyliła się nad nim i nieoczekiwanie uśmiechnęła.
– Ty draniu! Chciałeś się wyłgać od wspólnej przyszłości? W takim razie
oświadczam, że poniosłeś kompletne fiasko i jesteś skazany na moje towarzystwo
do końca życia.
Zamknął oczy, ale zauważyła, że rysy jego twarzy wypogodziły się.
– Łamiąc wszelkie zasady i całkowicie lekceważąc tradycję, muszę
zadać ci więc pytanie.
– Tak – odpowiedział nieoczekiwanie głośno, mocno schrypniętym
głosem.
– Co tak?
– Ożenię się z tobą.
Roześmiała się cicho i znów się do niego przytuliła. Wplotła dłoń w jego
rękę. Nie musiała nic mówić. Rozumieli się bez słów.
Nagle przyszłość znów odzyskała swój urok nowości. Czekało na nich tyle
wspólnie spędzonych dni i nocy, tyle zakrętów na drodze życia.
Znów mogło być cudownie.
koniec
#!&*;##$ !!!
OdpowiedzUsuńNamęczyłam się jak głupia, wstawiłam wszędzie porządne, fachowe myślniki, a tu proszę - znów wyskoczyły półpauzy! Jasna ch....! Dlaczego?
Wiedziałam, że Marta umrze a Adam przeżyje :D Ostatnio podczas spaceru z synkiem natchnęła mnie taka myśl, pomyliłam się jedynie co do sposobu bo myślałam że Marta podetnie sobie żyły. Warto było czekać na taki koniec chociaż spodziewałam się w nim wyjaśnienia co było w lustrze :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam, po prostu nie mogłam go zabić... Choć przyznam się, że miałam ochotkę :)
Usuńto może poszalejesz i bedziesz wrzucać teksty troszkę cześciej?;) kiedy "Pomyłka"?
OdpowiedzUsuńNie martw się tymi myśliwski bo dla mnie ważniejsza jest treść która jest świetna. Może będę nudna ale baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo proszę napisz dalszą szczesliwsza wersie dżina bo przez niego spać nie mogę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że te chęci mordu nie wygrały :D
OdpowiedzUsuńRównież czułam, że Marta umrze jednak raczej obstawiałam na coś bardziej dramatycznego czyli własnie, że pomyśli sobie : "jestem stara i tak nie długo umrę, a ją kocham więc niech sobie żyje"- tak w wielkim skrócie:P
jestem jednak trochę zawiedziona bo na początku to szło sobie tak powoli, tak sobie pełzało i spacerowało i fajnie by było gdyby tak spacerowało do końca a mam wrażenie, że zaczęło galopować:) miłoby było poczytać coś więcej o tej miłości i jej objawach:)
co nie zmienia faktu, że dodaję do ulubionych:)
Pozdrawiam,
LIA.
Babeczko, Blackjack, mam wrażenie, że masz na imię Basia :D nieważne. Muszę Ci powiedzieć, że jesteś fenomenalna. Kiedyś chciałam sobie poczytać jakieś opowiadanie i przypadkiem wygooglowałam Twoje. Cieszę się z tego przypadku. Czytałam Cię najpierw na pokątnych i tak się wkręciłam. Nieważne, w którym miejscu postawisz przecinek, nieważne, czy będzie literówka. Najważniejsze jest to, jak wspaniale potrafisz przemówić do kogoś tekstem. Dawno mi się nie zdarzyło płakać przy czytaniu. Kurcze. Potrafisz zbudować napięcie, potrafisz przyciągnąć, a co wiececl zatrzymać czytelnika. Gdybyś tylko pisała książki już dawno stały by one na równi z moim ulubionym pisarzem. Może warto? :) cholera kocham Cię babo za to, że tu piszesz :D
OdpowiedzUsuńNie, Agnieszka :) Chyba nawet gdzieś się przedstawiałam, ale jeśli nie, to miło mi :)))
UsuńI naprawdę wzruszyłam się po tym komentarzu; niestety wydanie książki w dzisiejszych czasach to ciężka sprawa - wydawnictwa nie chcą ryzykować z nieznanymi nazwiskami :(
Może powinnam dołączyć petycję od czytelników? ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKurde jakiś dziwny mi wyszedł tamten komentarz.
OdpowiedzUsuńMnie również miło :)
Hmm, jeśli ta petycja by coś dała, to oblecę całą moją wioskę, żeby uzbierać jak najwięcej podpisów. :D
Tak jest zawsze, ale pamiętam, że to chyba przy Harrym Potterze było. Żadne wydawnictwo nie chciało wydać książki, w której rodzice bohatera umierają na początku i do tego autorka o nieznanym nazwisku. A tu proszę, taki sukces! Po trupach do celu! :D
Ale mówię poważnie to opowiadanie, "Niekompletni" (też ryczałam jak dziki bóbr) i "Wygraną" chciałabym mieć u siebie na półce w formie książkowej, a potem może i nawet obejrzeć ekranizację? :)
PS. Podziwiam Cię jeszcze za to, że jesteś już dorosłą kobietą, rodzinka, mąż te sprawy, a urzekasz nas tymi opowiadaniami. :)
Witam całe szejść części książki przesiedziałam na szpilkach bo podtrzymywały dreszczyk, ale ostatnia część mnie troszeczkę rozczarowała brakowało w niej troch walki z siłami nadprzyrodzonymi podczas, której trzeba było wypowiedzieć zaklęcie. :( Ja myślałam że ofiarą będzie jednak ojciec Adama, który chce odpokutować swoje winy (wiecie ucieczka z psychola i tym podobne). Oczywiście słowa wypowiedziane w czasie składania ofiary mogły wyglądać miej więcej tak : Krew ofiary dobrowolnej przelana niech zostanie po której czas równowagi nastanie..... . Coś w ten deseń nie jestem w tym tak dobra jak ty dlatego jestem troszeczkę rozczarowana.
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje opowiadania po kolei, od góry i muszę napisać, że to jest jak na razie najlepsze. Epickie. Piękne i naprawdę realistyczne (pomijając fantastykę). Szkoda tylko, że nie napisałaś, jak Lenie udało się przeżyć klątwę.
OdpowiedzUsuńGrunt, że wszystko dobrze się skończyło..!
OdpowiedzUsuń