Wiem, wiem, ale niestety nie miałam dostępu do neta. Ani w Gąskach, ani w Sarbinowie, sieć playa nie łapie, więc miałam kilkudniowe wakacje od neta :)))
Teraz jestem w Kołobrzegu i korzystam z chwilowego dostępu do cywilizacji. Nawet nie mam czasu by przeczytać wasze komentarze :(
Daję tylko dwa teksty, na dziś i jutro (będzie po północy) i znikam.
Pozdrawiam
Babeczka
Historia pewnego nieporozumienia (V)
– Zostań –
wymruczał sennie, a ja zamarłam spłoszona. – Proszę cię Iduś, zostań. – Po czym
pocałował mnie w ucho, a potem w policzek.
Powinnam była
błyskawicznie zerwać się na nogi i uciec. Ale nie mogłam. Przełknęłam ślinę i
pozwoliłam, by jego dłoń zaczęła pieścić moje piersi.
Czy cała nasza
znajomość musi być oparta tylko na jednym? Na przypadkowych zbliżeniach,
bardziej wmuszonych przez pierwotne instynkty niż na rzeczywistych
pragnieniach, zwyczajnej chęci bycia z drugim człowiekiem?
Byłam dla niego
kolejnym punktem do zaliczenia. Gabriel podobał mi się jak mało, który
mężczyzna, czułam do niego więcej niż chciałam przyznać. A jednak był niczym
cudownie apetyczny owoc, nadgnity od środka i całkowicie nie do zjedzenia.
Można było go posmakować, delektować się nim przez dłuższy moment. Ale potem
dawało się drugi, trzeci i czwarty kęs, a z każdym kolejnym czuło się coraz
większy niesmak i gorycz.
– Gabrielu,
przestań! – Odepchnęłam jego dłoń i przekręciłam się w taki sposób, by móc mu
spojrzeć w oczy. Były otwarte, choć wciąż lekko nieprzytomne i zaspane.
– To po co
przyszłaś? – spytał opryskliwie.
– Na pewno nie po
to, abyś mnie przeleciał.
Nie rozzłościł się,
tylko mierzył wzrokiem w milczeniu. Miałam nadzieję, że nie zapchnie mnie z
kanapy.
– To po co?
– Bo ja wiem… Po
prostu poczułam ochotę, by się do ciebie przytulić.
Pożałowałam tych słów,
zaraz po tym, jak tylko zostały wypowiedziane. Lecz Gabriel nie zaczął drwić,
tak, jak tego po cichu oczekiwałam.
Za to lekko się
uśmiechnął, trochę niewesoło, jakby przygniotła go nagle cała góra problemów. Uniósł
dłoń i dotknął mojej twarzy.
Palcem wskazującym
bardzo delikatnie obrysował kontur ust, powiódł nim w dół, docierając do
podbródka, następnie wzdłuż policzka, aż do ucha, dotknął czubka nosa…
Potem pochylił się i
bardzo czule pocałował.
Jak nigdy, zupełnie
inaczej niż wcześniej.
Wszystko zrobiło się
tak omdlewająco słodkie, pełne bolesnej niemal tęsknoty… Przywarłam do niego,
spragniona ciepła, głodna każdej pieszczoty. Tym razem nie protestowałam, kiedy
jego dłoń sunęła wzdłuż moich pleców, wciąż niżej i dalej, aż dotarła do
pośladków. Naprężyłam całe ciało, gdy zaczął zataczać na nich kręgi, z coraz
większą siłą ściskając je i masując. Wplotłam nogę pomiędzy jego muskularne
uda, drugą zarzuciłam mu na biodro. Przez to nasz uścisk pogłębił się, stał się
jeszcze bardziej intymny.
Gabriel przerwał
pocałunek i lekko uniósł głowę. Oddychał nierówno, jak po krótkim, intensywnym
wysiłku, a oczy miał pociemniałe z pożądania.
– Chcę jeszcze! –
powiedziałam kapryśnie, usiłując powrócić do przerwanej czynności. Mało
obchodziło mnie w tej chwili cokolwiek innego.
– Ida, ja nie
jestem z żelaza!
Fakt. To dawało się
wyczuć.
– Tylko troszeczkę!
– błagałam.
– Naprawdę przez
ciebie zwariuję…
Zamruczałam zadowolona,
gdy poczułam ponownie dotyk jego ust.
I wtedy, jasna
cholera!, przerwało nam głośne walenie do drzwi.
Zamarliśmy oboje, z
konsternacją wpatrując się sobie w oczy.
– Jest wczesny
ranek, kto to może być? – Gabriel podniósł się z ociąganiem i sięgnął po porzucone
spodnie.
– O ranyyy! –
wyjęczałam nagle, gwałtownie zrywając się z kanapy. – Zapomniałam zadzwonić do
domu, że zostaję na noc…
Najpierw dojrzałam w
szarych oczach niemy wyrzut. Potem rozbawienie.
– Idź, otwórz i
pokaż się, inaczej gotowi są pomyśleć, że cię poćwiartowałem i zakopałem w
ogródku.
Po kwadransie
wysłuchiwania wyrzutów, jak mogłam zrobić coś tak lekkomyślnego, oraz po kilku
następnych minutach krótkiej i wyczerpującej rozmowy, zamknęłam drzwi wejściowe
i oparłam się o nie plecami, z głośnym westchnieniem.
– To była moja
siostra – oznajmiłam ponuro Gabrielowi, który dopiero teraz pojawił się w holu,
z kubkiem w dłoni.
– Myślałem, że z
nią wrócisz?
– Ech…
– Ile masz lat Ido?
– Dwadzieścia dwa.
Teraz pewnie palniesz mi wykład o tym, że powinnam pomyśleć o samodzielnym
mieszkaniu, z dala od ukochanej rodzinki. Myślisz, że w mojej sytuacji, to
takie proste?
– Dla chcącego i
tak dalej.
– Wzięłam
dziekankę, by pomóc im w pracy. Zresztą bardzo dobrze, bo teraz muszę harować u
ciebie. – Zdenerwowana całą tą sytuacją, podreptałam do kuchni, nie ukrywam, że
wprost w kierunku lodówki.
– Zawsze można
znaleźć wyjście.
– Uhm. Znajdę
sobie bogatego męża – powiedziałam, wyjmując miseczkę z sałatką. – Z własnym
lokum. Masz rację, zawsze coś można wymyślić.
Spojrzałam na niego
mimochodem i o mało co, nie udławiłam się ze śmiechu, włożoną do ust porcją
jedzenia.
Miał tak osłupiałą
minę, że było to po prostu nie do opisania.
– Nie martw się –
dodałam, gdy zdołałam przełknąć – ty nie jesteś brany pod uwagę.
– Doprawdy,
pocieszające – odparował z przekąsem, odzyskując głos. – A mogę wiedzieć
dlaczego?
– Po pierwsze –
jesteś ode mnie o dwadzieścia jeden lat starszy. Info z neta, więc nie patrz z
takim zdziwieniem. Po drugie – ze względu na swoje poglądy dotyczące związków.
– Tam, na kanapie nie
miałaś nic przeciwko mojemu wiekowi!
– Seks to nie
wszystko – oznajmiłam przemądrzałym tonem, sadowiąc się przy kuchennym stole.
– Też mi się
znawczyni znalazła – prychnął pogardliwie, zajmując miejsce naprzeciwko. –
Nawet do końca nie wiesz, co to słowo oznacza.
– Doskonale zdaję
sobie sprawę z jego znaczenia. Gdyby było inaczej, to przez ostatnie kilka lat
zaliczyłabym każdego, kto tylko pojawił się na mej drodze.
– Chciałaś powiedzieć,
który by cię chciał?
Wykrzywiłam twarz w
parodii uśmiechu.
– Ha, ha, ha! Ależ
zabawne!
– Najpierw się z kimś
prześpij, a potem porozmawiamy.
– Jestem niepoprawną
romantyczką, więc poczekam na miłość.
– Chyba na okazję?
– Ręka nieznacznie mi drgnęła. – Gdyby nie to głośne walenie do drzwi, twoja
cnota już byłaby wspomnieniem.
– Złośliwa bestia. Chciałbyś,
co?
Ziewnął, jakby odrobinę
znudzony.
– Wierz mi, to
żadna przyjemność. Ty byś kwiczała z bólu, a ja musiałbym ciężko pracować,
niczym górnik na przodku… A w dodatku wszędzie byłoby pełno krwi.
– No wiesz?! –
wybuchłam urażona. – Ja sobie wypraszam! Kwiczała?
– A po drugie, całkiem
zielone małolaty mnie nie kręcą.
– Tam, na kanapie,
wyczułam coś zupełnie przeciwnego.
– Seks to nie
wszystko, zajączku. – Złośliwie się uśmiechnął, podbierając z mojego talerza
kanapkę.
– Czy ty w ogóle wiesz,
co mówisz? I nie nazywaj mnie zajączkiem!
– To może króliczkiem?
– Bo jak ci kicnę!... –
Zamachnęłam się trzymaną w dłoni ścierką.
– Lepiej mnie przytul!
Nadęłam się urażona.
Ten palant najwyraźniej ze mnie kpił!
– Jadę do domu.
– Jedziesz?
– Autobusem. W końcu
jakieś tu kursują.
– Nie mam pojęcia
króliczku.
Oparłam podbródek na
złączonych dłoniach i spojrzałam na niego z żalem.
– A było tak miło.
Musiałeś wszystko zepsuć?
– Ja?!
Naprawdę było mi
smutno. Uwielbiałam się z nim kłócić, kochałam, gdy mnie całował, a zwłaszcza w
taki sposób jak wtedy, na kanapie. Wzbudzał we mnie tyle różnorakich uczuć,
lecz przede wszystkim czułam, że życie bez niego stałoby się nic nie warte,
nudne i nieciekawe.
Powoli stawał się dla
mnie niczym powietrze, bez którego nie potrafiłabym istnieć.
Jednak, jeśli to
właśnie była moja upragniona wielka miłość, to miałam, za przeproszeniem,
przesrane…
***
Sama nie wiem jak
przeżyłam te trzy miesiące jego nieobecności. Dobrze, że obecny menadżer
Fidello traktował mnie niczym prawdziwą niewolnicę; dzięki pracy nie miałam
zbyt dużo czasu na rozmyślania. Po powrocie do domu starczało sił zaledwie na
krótki prysznic i dość niemrawe dowleczenie się do łóżka.
Karol, mój obecny
zwierzchnik, okazał się wyjątkowo złośliwym i skwaszonym typem. Był
zdeklarowanym rasistą, o ciasnych poglądach rodem z średniowiecza, zagorzałym
ateistą i domowym tyranem, o czym dowiedziałam się jednak znacznie później.
Praca z nim, to nie
tylko była droga przez mękę, ale i orka na ugorze.
Przy czym jego wygląd
idealnie odpowiadał cechom charakteru, chyba tylko on sam uważał się za
przystojniaka, zdolnego do podbicia każdego damskiego serca.
Były to więc trzy
najgorsze miesiące mego życia. Brak Gabriela, obecność pogiętego psychicznie
zwierzchnika i nowy wystrój knajpy, do tego stopnia rozstroiły mnie nerwowo, że
pewnego pięknego dnia nie wytrzymałam.
Walnęłam drzwiami i z
płaczem uciekłam do domu. Oczywiście szanowny Karolek poinformował mnie, że
zgłosi me karygodne zachowanie szefowi, ale w danym momencie miałam to głęboko
w nosie.
Następnego dnia, z
łóżka wygrzebałam się dopiero koło południa. Rodziców nie było, bo pojechali na
kilka dni do znajomych, siostra poszła do szkoły, więc miałam całą chatę dla
siebie.
Podreptałam do kuchni,
ubrana w moją ukochaną, rozciągniętą piżamkę w bałwanki oraz grube skarpety w
intensywnym kolorze fuksji.
Po drodze przejrzałam
się w lustrze, wiszącym w korytarzu.
No po prostu pięknie!
Blada jak trup, z czerwonymi niczym u królika oczyma, potężnym bałaganem na
głowie i niemal sinymi ustami.
Gdyby szukali statystów
do jakiegoś filmu o globalnej katastrofie, nadałabym się bez charakteryzacji.
Z ciężkim sercem
poczłapałam do kuchni. Ale ani filiżanka aromatycznej kawy, ani też padający
grubymi płatami śnieg za oknem, nie zdołały poprawić mojego humoru.
Kiedy drzwi wejściowe
zadrżały pod wpływem silnych uderzeń, zirytowałam się. Kto mi u diabła przerywa
słodkie chwile samo użalania nad sobą?
Byłam pewna, że to
Irmina czegoś zapomniała i wróciła się na chwilkę do domu.
Nic bardziej mylnego.
W progu stał Gabriel.
Wysoki, muskularny, ze
skórą zbrązowiałą od słońca i tym swoim sardonicznym uśmieszkiem.
Bardzo długo
przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu.
A do mnie nagle dotarło,
jak wyglądam. O Boże! Mało brakowało, a zatrzasnęłabym mu drzwi przed nosem.
Ale z jego twarzy
również zniknął uśmiech, za to pojawiło się autentyczne przerażenie.
– Ida? Co się
stało? Jesteś chora? – Bez pardonu wpakował się do środka, strzepując śnieg z
płaszcza.
Wymruczałam coś
niewyraźnie, bo tak naprawdę to chciało mi się płakać.
– No, króliczku,
co jest? – Ujął mnie za podbródek i uniósł go, tak, że musiałam mu spojrzeć
prosto w oczy.
– Zakochałam się –
wypaliłam bez zastanowienia. – Chyba nieszczęśliwie…
Żeby on wiedział, ile
prawdy było w tych słowach.
– W nowym menadżerze? –
spytał osłupiały.
Momentalnie ode chciało
mi się płakać, za to poczułam rozbawienie.
– Zwariowałeś czy co?
Podejrzewasz mnie o tak kiepski gust?
– Z tobą to nigdy nie
wiadomo. Jesteś nieprzewidywalna Ido.
– Wierz mi, nie aż tak.
Chodź, zrobię ci kawy.
Odwiesił płaszcz,
zrzucił buty i na bosaka pomaszerował za mną do kuchni.
– Jak wakacje?
– To nie były
wakacje. – Usiadł w taki sposób, że mógł bez przeszkód obserwować każdy mój
ruch.
– Chodzi mi o pobyt na
Bali z Eweliną.
– A, to! W porządku.
Mimo woli poczułam się
zaskoczona.
– Spędzasz w raju
na ziemi tyle czasu, w dodatku z piękną kobietą i cały twój komentarz to „w
porządku”?
– No – wyjąkał odrobinę
niepewnie. – Było jak zwykle, to co mam mówić?
Jak zwykle? To cios w
samo serce.
– Też bym chciała
takich zwykłych, pospolitych wakacji – westchnęłam.
– Następnym razem cię
zabiorę.
– Jako co? – spytałam
zgryźliwie, stawiając przed nim kubek z kawą.
– Powiedzmy jako
kucharkę.
Jakoś mnie tym nie
rozbawił.
– No powiedz, co
się stało? – Delikatnie odgarnął opadające na mą twarz, nieposłuszne kosmyki.
– Nic.
– Jesteś szczuplejsza,
bledsza i okropnie smutna. Coś musiało się stać?
– Tak, a tobie jako
najlepszemu przyjacielowi, z pewnością powinnam się zwierzyć!
– Zawsze mogę cię
przytulić – mrugnął łobuzersko okiem.
Tego mi akurat
potrzeba! Rozkleiłabym się na dobre.
– Po co przyszedłeś?
– Organizuję przyjęcie
w domu. Potrzebna mi kelnerka.
– Masz zatrudnionych
profesjonalistów.
– Chcę ciebie.
– No tak. Inni mogą
odmówić, rzucić tacą, a ja bidulka nie mam wyjścia.
– Ida! Nie o to mi
chodziło!
– Mam ubrać mój
mundurek? – spytałam podstępnie, zmieniając temat.
– Lepiej nie. To będzie
męskie przyjęcie. Co ja zrobię z piątką napalonych facetów?
– A wiesz… Spróbuję.
Może znajdę wśród nich bogatego męża i pojadę na Seszele.
Uwielbiałam, gdy miał
taką minę.
– Wiek powyżej
czterdziestki. Nie byłabyś zainteresowana.
– Im bliżej grobu, tym
lepiej – stwierdziłam filozoficznie.
– Ponoć ja stoję nad
grobem?
– Ale ty nie chcesz się
żenić.
– Dla ciebie mógłbym
zrobić wyjątek…
Zakrztusiłam się
popijaną kawą tak mocno, że musiał mnie kilka razy uderzyć w plecy.
– Bardzo zabawne –
oświadczyłam, gdy już odzyskałam głos. – Nawet, jeśli kwiczałbym podczas nocy
poślubnej jak zarzynany prosiak?
– Ech, króliczku… Jak
ja się za tobą stęskniłem. Życie od razu nabrało kolorów. Chodź tu do mnie. – Pociągnął
mnie za nadgarstek i posadził na kolanach.
Ta moja beznadziejna
piżama! Skarpetki w dzikim kolorze! Kołtun na głowie!
– Naprawdę się
stęskniłem. A jeśli już zrezygnowałaś z tych swoich rojeń o romantycznej
miłości i chcesz po prostu wyjść za mąż, to wyjdź za mnie!
no super dajesz dwa teksty i znowu znikniesz na tydzień! zlituj sie kobieto :(( chcemy dluzsze kawalki historii pewnego...
OdpowiedzUsuńCudnie się czytało :) uzależniłam się od Twoich opowiadań
OdpowiedzUsuńjak zwykle super się czytało.czekam na więcej:-)
OdpowiedzUsuńTylko czemu takie krotkie i znowu w takim momencie przerywasz...
OdpowiedzUsuńOch, Babeczko, machnelas sie w tytule ;P Czekam na ciąg dalszy!!
OdpowiedzUsuńJesteś podła, wiesz? Urywać w takim momencie ..? :D Kurcze, no co powiedzieć? Nic dodać, nic ująć. Masz prawdziwy talent!! Chciałabym być tak dobra, jak Ty. Masz jakieś rady?? :D - Karmelkowa ;3
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem czy się machnęła.. to już prawie jak porozumienie;)
OdpowiedzUsuńKróliczku - strasznie to słodkie i cieplusie:)
Uwielbiam to i czekam na więcej, co tu dużo mówić...;)
Wracaj do nas szybko bo my już czekamy jak głodne lwy!;D
pozdrawiam,
LIA.
Dziękuje i czekam na kolejną część dziś po północy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńIdealne :)
OdpowiedzUsuńPoprawiłam :) Tak się spieszyłam, by nie uciekł mi zasięg, że dałam zły tytuł ;)
OdpowiedzUsuńWracam wkrótce do domu i obiecuję, że następna cześć będzie znacznie dłuższa, przynajmniej o połowę.
Pozdrawiam
Piszesz fajnie i zgrabnie, ale może jednak przestań mieszać harlequiny z poglądami. Teksty w stylu "poglądy ze średniowiecza i zagorzały ateista" są zwyczajnie niesmaczne, dyskryminujące gro czytelników i do tego bezczelnie zakłamane, zważywszy na to, że 3/4 Twoich bohaterek radośnie posuwa się bez ślubu z ateistami bez sumienia.
OdpowiedzUsuńPoza tym co do domowych tyranii, poglądów ze średniowiecza, prania kobiet i całkowitej nietolerancji to jednak są one większym problemem w tradycyjnych ukościelnionych związkach niż w partnerstwie. Serio serio :) Żaden ksiądz nie da szczęścia w małżeństwie, no i jeszcze wiele wiele innych opci jak np zyskanie duszy przez zapłodnioną komórkę w XX wieku, bo wcześniej nawet urodzonych dzieci zmarłych przed chrztem nie chowało się w poświęconej ziemi. Próbowałaś wrzucać opowiadania na Frondzie? Może powinnaś?
Pozdrawiam ciepło,
Asia
Gdzie sens szukania igły w stogu siana i czepiania się najmniejszych szczegółów przy całkowitym pominięciu całości? Wchodzisz tu, żeby się zrelaksować jak większość z nas i zamiast docenić ogrom ciepła jakie płynie z tego opowiadania to szukasz dziury w całym. Wystarczy spojrzeć na ten blog, poczytać o autorce, znać dobrze opowiadania i od razu człowiek wie, że twoja opinia o umniejszaniu komukolwiek przez autorkę tym opowiadaniem jest wręcz niedorzeczna.
UsuńPS. Wybacz Babeczko, ale nie znoszę takich sytuacji.
PPS. Opowiadanie - jak zwykle świetne, czekam do wieczora :)
Do przedmówczyni: autorka użyła słowa zagorzały ateista jedynie do określenia poglądów danego bohatera i nie krytykowała w ten sposób ateistów więc z laski swojej zachowaj zdanie na temat księży kościoła i religii dla siebie a jeśli nadal masz problem z emocjami życiem czy też sama żyjesz w nie sakramentalnym związku to proponuje zadzwoń do Radia Matyja tam Cię wysłuchają powiesz co też masz do zarzucenia kościołowi, rozwieją wszelkie twoje wątpliwości bo krytykować ukrywając się w wirtualnym świecie każdy potrafi, poza tym jeśli myślisz że to księża dają szczęście w małżeństwie tzn że nie pojmujesz sensu tego sakramentu. Radzę nadrobić braki w wiedzy. Vet
OdpowiedzUsuńDobrze gada, polać jej.
OdpowiedzUsuńolać hejterów.
OdpowiedzUsuńjeśli się komuś nie podoba - niech nie czyta, nikt nikogo do tego nie zmusza. My wszystkie jesteśmy tu dobrowolnie i czerpiemy z tego mega przyjemność.
Kto tak jak ja już odlicza minutki do nastepnego opowiadanka?:)
Zgadzam sie z wami, czytanie opowiadań Babeczki to rozrywką, oderwanie często od nudnej, szarej rzeczywistości, a doszukiwanie się tu przesłań strikte pro czy anty kościołowi jest bezsensowne, pozatym w dzisiejszych czasach ludzie dość często używają stwierdzeń typu "poglądy ze średniowiecza" czy "zagożały ateista", a pragnę zauważyć, iż opowiadania te często odnoszą się do czasów współczesnych ...
OdpowiedzUsuńJa odliczam. (:
OdpowiedzUsuńA hejterów pozdrawiamy wiadomo czym. (:
Matko! Ależ się porobiło...
OdpowiedzUsuńA ja tylko chciałam napisać, że to wredny typ był i tyle... Nic nie mam do ateistów, katolików, buddystów czy czort wie jeszcze jakich wyznań. Póki mnie nie zmuszają do wyznawania własnych poglądów, ani ziębi mnie to, ani parzy.
Oki. Zrobię Karola zacofanym katolikiem, co żonę zmusza do klęczenia na grochu za każdą myśl o seksie analnym :)))
A! Wiem skąd się wziął ateista - miał zmusić główną bohaterkę do męczeńskiej pracy w święta, ale nie wykorzystałam tego pomysłu, a ateista został... :)))
Na podsumowanie: wszystko można tolerować, ale nie wszystko trzeba akceptować.
OdpowiedzUsuńGdyby ludzie trzymali się tej zasady, zamiast skakać sobie do oczu, świat byłby cudownym miejscem.
Albo krócej: żyj i pozwól żyć innym!
PS. Bez względu na poglądy, schodzimy z tej sceny tak samo... A dokąd się udajemy? Ja wierzę, że tam gdzie chcemy :))) Chyba jestem optymistką ;)
Babeczko kiedy następny fragment ?
OdpowiedzUsuńPięć po północy ;)
OdpowiedzUsuńcudowne te opowiadanie. nie zasypiam dziś :)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń