Nie myślcie sobie, że o was zapomniałam :) Na osłodę długiej rozłąki, kolejny fragment opowiadanka.
Historia pewnego nieporozumienia (I)
Przez najbliższy
tydzień panował względny spokój. Wszystko szło starym trybem, choć nie ukrywam,
że troszkę brakowało mi wsparcia rodziców i wolnego czasu.
Gabriel bardzo szybko
załatwił wszelkie prawne formalności i można powiedzieć, że stałam się kiepsko
opłacaną niewolnicą, typka, który od samego początku budził we mnie dosyć
skrajne uczucia.
Z ciekawości wyszukałam
w necie trochę informacji o moim nowym szefie. Dużo tego nie było – parę fotek,
kilka suchych faktów i tyle. Raczej unikał publicznego rozgłosu i pilnie
chronił swoją prywatność. W przeszłości był fotografem i korespondentem
wojennym, potem nagle przeszedł na wcześniejszą emeryturę i nie znalazłam
żadnego powodu, dlaczego to zrobił.
Po co takiemu facetowi
bankrutująca knajpa na uboczu? O stanie jego majątku nie znalazłam w necie ani
słowa, ale wspominając dom, w którym mieszkał i samochód, którym przyjeżdżał, z
pewnością nie należał do biednych.
No cóż. Na interesie z
Fidello z pewnością nie powiększy swej fortuny.
Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, jak bardzo się myliłam.
Gabriel pojawił się
niezapowiedzianie miesiąc po finalizacji naszej transakcji, akurat w sobotni
wieczór, gdzie ruch bywał największy, a ja po całym dniu padałam z nóg.
Gorzej. Padałam na
pysk!
Zdążyłam rozliczyć
kasę, wypuścić kucharza i kierowcę, a sama chciałam chociaż w spokoju wypić
jeszcze herbatę.
– Kazałem chyba, by
było otwarte do dwudziestej czwartej?
Ładne powitanie. Już na
wstępie poczułam irytację.
– Dobry wieczór –
powiedziałam z naciskiem. Moje serce gwałtownie zatrzepotało, ale tylko przez
moment. Na więcej nie miało siły. – Tak się witają normalni ludzie.
– Pracujesz u
mnie. Nie muszę się z tobą witać – warknął, wygodnie sadowiąc się w fotelu
naprzeciwko, a mnie z miejsca szlag trafił.
– Gbur.
– Tak skromnie?
– Jestem zmęczona. Mów
czego chcesz jaśnie panie, a potem wynocha.
– To mój lokal.
Zapomniałaś?
– Jakże bym mogła
udzielny władco – odparłam jadowicie, wpatrując się w zmrużone, szare oczy. Nic
się nie zmienił – był tak samo przystojny, seksowny i wkurwiający.
– Nie drwij, bo każę ci
za karę szorować toalety.
Prychnęłam lekceważąco.
A ponieważ naprawdę nie miałam sił, postanowiłam zakończyć tą bezsensowną
utarczkę słowną.
– Mów czego
chcesz, bo za chwilę wracam do domu. I nie mam ochoty na głupie kłótnie.
– Dobrze. Od jutra
zamykamy.
O mało co, nie
udławiłam się herbatą.
– Zamy… Co? Dlaczego?
– Zmiana aranżacji
wnętrza. Potrwa to niecały miesiąc. Nie ciesz się – dodał drwiąco. – Nie będzie
urlopu. Potrzebuję sprzątaczki i kucharki w domu. Nadasz się w sam raz.
Nie po raz pierwszy
miałam ochotę mu zdrowo przyłożyć.
– Tego nie było w
umowie – powiedziałam na pozór spokojnie.
– Było maleńka,
było. Słabo czytałaś. Reszta pójdzie na przymusowy płatny urlop, ale ty masz
zbyt dużo do odpracowania.
Wzruszyłam ramionami.
Potrzebował kucharki? No to trafił wręcz znakomicie! Na moim wikcie z pewnością
nikt nie utyje…
– Będę jutro o
dziesiątej.
– Za późno. O ósmej.
– Marzysz! Godziny
pracy w lokalu.
– Będziesz
wcześniej, to wrócisz wcześniej. No chyba, że, koniecznie siedzieć u mnie do
północy?
Wymruczałam pod nosem
nie całkiem przyzwoite słowa.
– Kupić po drodze
świeże bułeczki? – spytałam z sarkazmem.
– Tak. Pięć zwykłych i
dwa mleczne rogale.
Niech go! Miał nade mną
przewagę i nic nie mogłam z tym zrobić. Owszem, mogłam. Wygrać zakład.
– Będę o ósmej.
– Grzeczna
dziewczynka – pochwalił mnie z dobrze wyczuwalnym zadowoleniem w głosie. – No!
Zrobimy z tą budą porządek!
Gdyby nie ukradkowe
łypnięcie okiem, pewnie bym się wściekła, słysząc te słowa. Ale właśnie o to mu
chodziło. Oj, niedoczekanie!
– Koniecznie. Muszą tu
pasować tacy jak ty.
– Tacy jak ja?
– Zarozumiałe,
podstarzałe snoby – dodałam z błyskiem w oku. Mógł drażnić mnie, mogłam i ja
jego. – Lekkostrawne potrawy, dancingi i tym podobne. O, wiem! W piątkowe
wieczory wynajmiemy lokal seniorom! Będziesz miał towarzystwo.
No! Nareszcie się
zamknął. Choć to nienawistne spojrzenie, nie wróżyło mi dobrze na przyszłość.
– Jadę do domu.
Zostajesz na włościach?
– Muszę dokuśtykać
do drzwi i nie wiem, ile czasu mi to zajmie. A mój balkonik został w domu.
Trzeba mu przyznać, że
umiał być ironiczny względem samego siebie.
– Służyć ci moim
młodym, silnym ramieniem?
Prychnął pogardliwie i
wstał, po czym skierował się ku wyjściu.
– Jutro o ósmej. Bez
spóźnienia! – rzucił przez ramię i już go nie było.
Wyciągnęłam rękę i
wyprostowałam środkowy palec, w dobrze znanym, obraźliwym geście. Czekał mnie
bardzo ciężki rok. A najbliższy miesiąc zapowiadał się jeszcze gorzej…
***
I znów znalazłam się w
tym zimnym budynku, ze stali, szkła i betonu.
Brrr! Jak można
mieszkać w tak koszmarnie wypranym z emocji wnętrzu? Jeśli tak samo zamierza
urządzić knajpę, to ja się chyba powieszę…
Gabriel siedział w
kuchni, wymownie spoglądając na zegarek. Białe, lśniące gładkimi blatami
pomieszczenie, bardziej przypominało laboratorium z amerykańskich filmów sf,
niż miejsce gdzie przygotowuje się domowe obiadki.
– No co? –
spytałam wrogo. – Spóźniłam się te dziesięć minut, bo musiałam stać w kolejce
po twoje parszywe bułeczki!
– Trzeba było szybciej
wyjechać z domu.
Byłam niewyspana,
zestresowana, a on dodatkowo mnie denerwował. Wyłuskałam z torby pierwszą bułę
i bez zastanowienia w niego rzuciłam.
Trzeba przyznać, że
skubaniec miał refleks, bo złapał ją w locie. No cóż… Z kolejnymi nie poszło mu
już tak gładko. Trzy ostatnie wylądowały na podłodze.
– Smacznego szefie
– powiedziałam z satysfakcją, kiedy skończyła mi się amunicja. – Następnym
razem mogę jeszcze kupić pomidorki. Najlepiej w puszce…
Zacisnął z całej siły
zęby. Widać było, że jest wściekły i dziwnie rozdrażniony. I dobrze. W takim
razie, oboje nie mieliśmy nastroju na przyjacielskie rozmowy, które mogły się
skończyć w wiadomy sposób.
– Zaczniesz od
łazienek. Wszystko ma lśnić, kiedy skończysz. Do pucowania fug możesz wziąć
moją szczoteczkę do zębów.
Wzruszyłam ramionami, a
po chwili szperania, wyjęłam z jednej szafki kubek i pstryknęłam włącznikiem
ekspresu. W nosie miałam wszelkie porządki oraz przygotowywanie posiłków i
zmuszając mnie do nich, mógł tylko zyskać dodatkowe kłopoty. Z rozbawieniem
wspomniałam sytuację, gdy usiłowałam zgrzać kiełbasę w garnku bez wody, po czym
sytuację w kuchni uratowała moja mama.
Gabriel z niejakim osłupieniem
obserwował, co robię. Pewnie myślał, że pobiegnę świńskim truchtem wykonywać
jego polecenia.
– Chcesz kawy? –
odezwałam się łaskawym tonem. – Kawę ewentualnie mogę robić.
– Myśmy się chyba nie
zrozumieli?!
– Od samego początku
kochaniutki, od samego początku.
– Jesteś tu, by
sprzątać, a nie pić sobie kawkę! – ryknął nieoczekiwanie, podrywając się z
miejsca. Wdepnął przy tym z impetem w jedną z bułek, a usiłując odzyskać
równowagę, oparł się o blat stołu, który płynnym ruchem przesunął się pod wpływem
nacisku o dobre kilka centymetrów, po podłodze z idealnie gładkich kafelków.
– Jasna cholera! –
zaklął. Głęboko odetchnął, po czym skierował w moją stronę nienawistny wzrok.
– No co? Sam chciałeś
mego towarzystwa w tym domu.
– A ty chcesz, bym was wszystkich
wyrzucił na bruk?
Mruknęłam coś pod
nosem, umyślnie starając się, by przypadkiem tego nie usłyszał, po czym
schyliłam się po zmaltretowane pieczywo. Zapach świeżo parzonej kawy nastroił
mnie dość pokojowo.
– Coś mówiłaś?
– Nie. Wypiję kawę i
idę szorować łazienkę szczoteczką do zębów.
– Najpierw śniadanie.
– Co? – zapatrzyłam się
niczym sroka w gnat. – Przecież kupiłam te cholerne bułki?
– Jajecznica z trzech
jajek, na masełku. Do tego pieczywko.
– Niby ja mam zrobić tę
jajecznicę?
– A widzisz tu kogoś
innego? – zatoczył ręką dookoła.
Cóż. To chyba nie
powinno być trudne. Wbija się jaja na patelnię i miesza.
– Ma być za kwadrans.
Zjem na tarasie.
Zostałam sama w
sterylnie czystym pomieszczeniu. W krótkim czasie znalazłam patelnię, jajka i
masło. Przez chwilę wytężałam pamięć, usiłując przypomnieć sobie jak to robiła
mama. Ten idiota Gabriel, sądził z pewnością, że skoro pracuję w restauracji,
to potrafię gotować. Nic bardziej mylnego…
Włożyłam na patelnię
masło, jajka i intensywnie całość wymieszałam. Po pięciu minutach z nieufnością
przyjrzałam się brei, która ani trochę nie zmieniła swego wyglądu.
Hm. Ano tak.
Zapomniałam włączyć palnik…
Chwilę później w skupieniu
przekładałam jajecznicę na talerz. Dołożyłam posmarowaną masełkiem bułeczkę i
kawę.
– Śniadanko! –
oznajmiłam radośnie, stawiając przed Gabrielem tacę.
Nie odpowiedział, tylko
spojrzał na mnie ponuro. Przyznałam w duchu, że wyglądał niezwykle seksownie na
bosaka, w porozciąganych spodniach od piżamy i wymiętej, białej koszulce.
– Co to jest?
– Jajecznica?
– Jaja to chyba ty
sobie ze mnie robisz?!
Spojrzałam na niego
niepewnie. Potem na talerz.
– Myślisz, że ci
odpuszczę?
– Nie umiem gotować –
przyznałam się uczciwie. – Jestem świetnym cukiernikiem i bardzo słabiutką kucharką.
A to moja pierwsza w życiu, samodzielnie przyrządzona jajecznica.
Trzeba przyznać, że go
ustrzeliłam.
– A sprzątać umiesz? –
spytał jadowicie, odsuwając od siebie wzgardzoną potrawę.
– Owszem. Niemal
tak dobrze, jak ty potrafisz zachowywać się niczym skończony dupek.
– To bierz miotłę,
odkurzacz i szmaty. A potem do roboty!
Tym razem zabolało. Te
słowa wypowiedział tonem tak jawnej pogardy i złości, że w końcu poczułam się
urażona. Tak bardzo, że talerz z problematyczną jajecznicą wylądował na jego
głowie. Zamarł zaskoczony, z filiżanką kawy uniesioną w górze. Ocknął się
dopiero, kiedy jeden z kawałków wpadł do naczynia z głośnym chlupotem.
Na wszelki wypadek
cofnęłam się o kilka kroków w tył. Gabriel wyglądał na potężnie rozjuszonego.
Ale nie zdążył uczynić nawet najmniejszego ruchu, gdy za naszymi plecami
rozległ się cichy, melodyjny damski głos.
– Witaj kochanie…
Kobieta, która przyszła
była tak idealna, że na jej widok zapierało dech w piersiach. Dopiero po chwili
dotarło do mnie, że była po prostu idealnie zrobiona – makijaż, fryzura, strój,
prezencja. Poza tym miała zbyt szeroko osadzone oczy, dość toporne rysy twarzy
i kościste dłonie.
Pewnie zauważyłam te
detale jako kobieta, facet powiedziałby coś zupełnie przeciwnego, powalony
widokiem smukłych nóg i długich, ciemnoblond włosów.
– Och, kochanie!
Co się stało? Pomoc kuchenna złożyła wymówienie? – spytała ze współczuciem,
podchodząc bliżej. Zmierzyła mnie przy tym spojrzeniem tak pełnym politowania i
wrogości, że aż się otrząsnęłam.
– To zwykły kocmołuch –
wrednie odpowiedział Gabriel, obejmując ją w pasie i całując.
– Za to osobista
dziwka na pewno tego nie zrobi – rzuciłam ze złością i odwróciwszy się na
pięcie, uciekłam do wnętrza domu.
Z wściekłością
przystąpiłam do sprzątania bałaganu pozostawionego w kuchni. Oczywiście,
przeszkodził mi Gabriel, który pojawił się w drzwiach, wciąż z resztkami
jajecznicy na głowie.
– Słuchaj ty
złośliwa małpo! Pójdziesz ze mną i przeprosisz Ewelinę za swoje słowa!
Zrozumiałaś czy mam to powtórzyć dobitniej, popierając mocnymi argumentami?
– Gdyby tylko o
mnie chodziło, to wolałabym iść pod most! – syknęłam. Nie odpowiedział, tylko
chwycił mnie za ramię i siłą zaciągnął na taras.
– No!
Spojrzałam ponuro na
pełną ukrytej pogardy minę wymuskanej paniusi. Siedziała na jednym z
wiklinowych foteli, założywszy nogę na nogę i patrzyła na mnie z jawnym
lekceważeniem.
– Przepraszam –
zaczęłam – że jesteś dziwką. To jest prawda, z pewnością obie o tym wiemy, ale
nie powinnam była tego mówić na głos… I dlatego kazano mi cię przeprosić.
O mało co, nie
wybuchłam śmiechem na widok ich osłupiałych min. Grzecznie dygnęłam i wróciłam
do kuchni. Za mną niczym chmura burzowa nadciągnął Gabriel.
Oj, oj, oj! Tym razem
chyba przesadziłam. Choć jaką to sprawiło satysfakcję! Jednak teraz musiałam
załagodzić sytuację, bo jeszcze faktycznie zrealizuje swoje groźby.
– Mam dosyć naszej… –
zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Płynnym ruchem oparłam obie dłonie o
jego tors i wspiąwszy się na palce, pocałowałam.
Smakował kawą i pastą
do zębów. Był przy tym gorący i wcale nie taki niechętny, za jakiego z
pewnością chciał uchodzić, bo z ukrytym żarem oddał pocałunek.
– Na pewno masz
dosyć? – wymruczałam, przerywając i delikatnie przygryzając płatek jego ucha.
Bezczelnie przesunęłam jedną dłoń w dół, docierając do sporej wypukłości,
ukrytej pod luźnym materiałem spodni.
Ze świstem wciągnął
powietrze. Ale nie przerwał, gdy kolistymi ruchami zaczęłam pieścić nabrzmiewającą
męskość.
– Pytałam się
Gabrielu, czy naprawdę masz dość naszej znajomości? – ponowiłam pytanie.
cdn...
Kurcze no.. nie wierzę, że miałas serce przerwać w takim momencie! tekst jest tak genialny... zachwyca jak wygrana? ;> dlatego nie torturuj mnie i dodaj kolenją część! i pomyłeczkę!
OdpowiedzUsuńZgadzam się
OdpowiedzUsuńSuper, jedno lepsze od drugiego. Więcej!!
OdpowiedzUsuńprzeczytalam i sie chcialam doczepic ze pomiedzy wstepem a tym nie ma czegos pomiedzy, ale potem sie na pokatnych pojawilo to czego tu zabraklo
OdpowiedzUsuńw kazdym razie zla numeracja jest (chyba ze to zabieg celowy)
– Myśmy się chyba nie zrozumieli?!
OdpowiedzUsuń– Od samego początku kochaniutki, od samego początku.
Haha! Uśmiecham się jak głupia do tego telefonu :-))))