piątek, 16 sierpnia 2013

Historia pewnego nieporozumienia (I)

Nie myślcie sobie, że o was zapomniałam :)  Na osłodę długiej rozłąki, kolejny fragment opowiadanka.

Historia pewnego nieporozumienia (I)


Przez najbliższy tydzień panował względny spokój. Wszystko szło starym trybem, choć nie ukrywam, że troszkę brakowało mi wsparcia rodziców i wolnego czasu.
Gabriel bardzo szybko załatwił wszelkie prawne formalności i można powiedzieć, że stałam się kiepsko opłacaną niewolnicą, typka, który od samego początku budził we mnie dosyć skrajne uczucia.
Z ciekawości wyszukałam w necie trochę informacji o moim nowym szefie. Dużo tego nie było – parę fotek, kilka suchych faktów i tyle. Raczej unikał publicznego rozgłosu i pilnie chronił swoją prywatność. W przeszłości był fotografem i korespondentem wojennym, potem nagle przeszedł na wcześniejszą emeryturę i nie znalazłam żadnego powodu, dlaczego to zrobił.
Po co takiemu facetowi bankrutująca knajpa na uboczu? O stanie jego majątku nie znalazłam w necie ani słowa, ale wspominając dom, w którym mieszkał i samochód, którym przyjeżdżał, z pewnością nie należał do biednych.
No cóż. Na interesie z Fidello z pewnością nie powiększy swej fortuny.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.
Gabriel pojawił się niezapowiedzianie miesiąc po finalizacji naszej transakcji, akurat w sobotni wieczór, gdzie ruch bywał największy, a ja po całym dniu padałam z nóg.
Gorzej. Padałam na pysk!
Zdążyłam rozliczyć kasę, wypuścić kucharza i kierowcę, a sama chciałam chociaż w spokoju wypić jeszcze herbatę.
– Kazałem chyba, by było otwarte do dwudziestej czwartej?
Ładne powitanie. Już na wstępie poczułam irytację.
– Dobry wieczór – powiedziałam z naciskiem. Moje serce gwałtownie zatrzepotało, ale tylko przez moment. Na więcej nie miało siły. – Tak się witają normalni ludzie.
– Pracujesz u mnie. Nie muszę się z tobą witać – warknął, wygodnie sadowiąc się w fotelu naprzeciwko, a mnie z miejsca szlag trafił.
– Gbur.
– Tak skromnie?
– Jestem zmęczona. Mów czego chcesz jaśnie panie, a potem wynocha.
– To mój lokal. Zapomniałaś?
– Jakże bym mogła udzielny władco – odparłam jadowicie, wpatrując się w zmrużone, szare oczy. Nic się nie zmienił – był tak samo przystojny, seksowny i wkurwiający.
– Nie drwij, bo każę ci za karę szorować toalety.
Prychnęłam lekceważąco. A ponieważ naprawdę nie miałam sił, postanowiłam zakończyć tą bezsensowną utarczkę słowną.
– Mów czego chcesz, bo za chwilę wracam do domu. I nie mam ochoty na głupie kłótnie.
– Dobrze. Od jutra zamykamy.
O mało co, nie udławiłam się herbatą.
– Zamy… Co? Dlaczego?
– Zmiana aranżacji wnętrza. Potrwa to niecały miesiąc. Nie ciesz się – dodał drwiąco. – Nie będzie urlopu. Potrzebuję sprzątaczki i kucharki w domu. Nadasz się w sam raz.
Nie po raz pierwszy miałam ochotę mu zdrowo przyłożyć.
– Tego nie było w umowie – powiedziałam na pozór spokojnie.
– Było maleńka, było. Słabo czytałaś. Reszta pójdzie na przymusowy płatny urlop, ale ty masz zbyt dużo do odpracowania.
Wzruszyłam ramionami. Potrzebował kucharki? No to trafił wręcz znakomicie! Na moim wikcie z pewnością nikt nie utyje…
– Będę jutro o dziesiątej.
– Za późno. O ósmej.
– Marzysz! Godziny pracy w lokalu.
– Będziesz wcześniej, to wrócisz wcześniej. No chyba, że, koniecznie siedzieć u mnie do północy?
Wymruczałam pod nosem nie całkiem przyzwoite słowa.
– Kupić po drodze świeże bułeczki? – spytałam z sarkazmem.
– Tak. Pięć zwykłych i dwa mleczne rogale.
Niech go! Miał nade mną przewagę i nic nie mogłam z tym zrobić. Owszem, mogłam. Wygrać zakład.
– Będę o ósmej.
– Grzeczna dziewczynka – pochwalił mnie z dobrze wyczuwalnym zadowoleniem w głosie. – No! Zrobimy z tą budą porządek!
Gdyby nie ukradkowe łypnięcie okiem, pewnie bym się wściekła, słysząc te słowa. Ale właśnie o to mu chodziło. Oj, niedoczekanie!
– Koniecznie. Muszą tu pasować tacy jak ty.
– Tacy jak ja?
– Zarozumiałe, podstarzałe snoby – dodałam z błyskiem w oku. Mógł drażnić mnie, mogłam i ja jego. – Lekkostrawne potrawy, dancingi i tym podobne. O, wiem! W piątkowe wieczory wynajmiemy lokal seniorom! Będziesz miał towarzystwo.
No! Nareszcie się zamknął. Choć to nienawistne spojrzenie, nie wróżyło mi dobrze na przyszłość.
– Jadę do domu. Zostajesz na włościach?
– Muszę dokuśtykać do drzwi i nie wiem, ile czasu mi to zajmie. A mój balkonik został w domu.
Trzeba mu przyznać, że umiał być ironiczny względem samego siebie.
– Służyć ci moim młodym, silnym ramieniem?
Prychnął pogardliwie i wstał, po czym skierował się ku wyjściu.
– Jutro o ósmej. Bez spóźnienia! – rzucił przez ramię i już go nie było.
Wyciągnęłam rękę i wyprostowałam środkowy palec, w dobrze znanym, obraźliwym geście. Czekał mnie bardzo ciężki rok. A najbliższy miesiąc zapowiadał się jeszcze gorzej…
***
I znów znalazłam się w tym zimnym budynku, ze stali, szkła i betonu.
Brrr! Jak można mieszkać w tak koszmarnie wypranym z emocji wnętrzu? Jeśli tak samo zamierza urządzić knajpę, to ja się chyba powieszę…
Gabriel siedział w kuchni, wymownie spoglądając na zegarek. Białe, lśniące gładkimi blatami pomieszczenie, bardziej przypominało laboratorium z amerykańskich filmów sf, niż miejsce gdzie przygotowuje się domowe obiadki.
– No co? – spytałam wrogo. – Spóźniłam się te dziesięć minut, bo musiałam stać w kolejce po twoje parszywe bułeczki!
– Trzeba było szybciej wyjechać z domu.
Byłam niewyspana, zestresowana, a on dodatkowo mnie denerwował. Wyłuskałam z torby pierwszą bułę i bez zastanowienia w niego rzuciłam.
Trzeba przyznać, że skubaniec miał refleks, bo złapał ją w locie. No cóż… Z kolejnymi nie poszło mu już tak gładko. Trzy ostatnie wylądowały na podłodze.
– Smacznego szefie – powiedziałam z satysfakcją, kiedy skończyła mi się amunicja. – Następnym razem mogę jeszcze kupić pomidorki. Najlepiej w puszce…
Zacisnął z całej siły zęby. Widać było, że jest wściekły i dziwnie rozdrażniony. I dobrze. W takim razie, oboje nie mieliśmy nastroju na przyjacielskie rozmowy, które mogły się skończyć w wiadomy sposób.
– Zaczniesz od łazienek. Wszystko ma lśnić, kiedy skończysz. Do pucowania fug możesz wziąć moją szczoteczkę do zębów.
Wzruszyłam ramionami, a po chwili szperania, wyjęłam z jednej szafki kubek i pstryknęłam włącznikiem ekspresu. W nosie miałam wszelkie porządki oraz przygotowywanie posiłków i zmuszając mnie do nich, mógł tylko zyskać dodatkowe kłopoty. Z rozbawieniem wspomniałam sytuację, gdy usiłowałam zgrzać kiełbasę w garnku bez wody, po czym sytuację w kuchni uratowała moja mama.
Gabriel z niejakim osłupieniem obserwował, co robię. Pewnie myślał, że pobiegnę świńskim truchtem wykonywać jego polecenia.
– Chcesz kawy? – odezwałam się łaskawym tonem. – Kawę ewentualnie mogę robić.
– Myśmy się chyba nie zrozumieli?!
– Od samego początku kochaniutki, od samego początku.
– Jesteś tu, by sprzątać, a nie pić sobie kawkę! – ryknął nieoczekiwanie, podrywając się z miejsca. Wdepnął przy tym z impetem w jedną z bułek, a usiłując odzyskać równowagę, oparł się o blat stołu, który płynnym ruchem przesunął się pod wpływem nacisku o dobre kilka centymetrów, po podłodze z idealnie gładkich kafelków.
– Jasna cholera! – zaklął. Głęboko odetchnął, po czym skierował w moją stronę nienawistny wzrok.
– No co? Sam chciałeś mego towarzystwa w tym domu.
– A ty chcesz, bym was wszystkich wyrzucił na bruk?
Mruknęłam coś pod nosem, umyślnie starając się, by przypadkiem tego nie usłyszał, po czym schyliłam się po zmaltretowane pieczywo. Zapach świeżo parzonej kawy nastroił mnie dość pokojowo.
– Coś mówiłaś?
– Nie. Wypiję kawę i idę szorować łazienkę szczoteczką do zębów.
– Najpierw śniadanie.
– Co? – zapatrzyłam się niczym sroka w gnat. – Przecież kupiłam te cholerne bułki?
– Jajecznica z trzech jajek, na masełku. Do tego pieczywko.
– Niby ja mam zrobić tę jajecznicę?
– A widzisz tu kogoś innego? – zatoczył ręką dookoła.
Cóż. To chyba nie powinno być trudne. Wbija się jaja na patelnię i miesza.
– Ma być za kwadrans. Zjem na tarasie.
Zostałam sama w sterylnie czystym pomieszczeniu. W krótkim czasie znalazłam patelnię, jajka i masło. Przez chwilę wytężałam pamięć, usiłując przypomnieć sobie jak to robiła mama. Ten idiota Gabriel, sądził z pewnością, że skoro pracuję w restauracji, to potrafię gotować. Nic bardziej mylnego…
Włożyłam na patelnię masło, jajka i intensywnie całość wymieszałam. Po pięciu minutach z nieufnością przyjrzałam się brei, która ani trochę nie zmieniła swego wyglądu.
Hm. Ano tak. Zapomniałam włączyć palnik…
Chwilę później w skupieniu przekładałam jajecznicę na talerz. Dołożyłam posmarowaną masełkiem bułeczkę i kawę.
– Śniadanko! – oznajmiłam radośnie, stawiając przed Gabrielem tacę.
Nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie ponuro. Przyznałam w duchu, że wyglądał niezwykle seksownie na bosaka, w porozciąganych spodniach od piżamy i wymiętej, białej koszulce.
– Co to jest?
– Jajecznica?
– Jaja to chyba ty sobie ze mnie robisz?!
Spojrzałam na niego niepewnie. Potem na talerz.
– Myślisz, że ci odpuszczę?
– Nie umiem gotować – przyznałam się uczciwie. – Jestem świetnym cukiernikiem i bardzo słabiutką kucharką. A to moja pierwsza w życiu, samodzielnie przyrządzona jajecznica.
Trzeba przyznać, że go ustrzeliłam.
– A sprzątać umiesz? – spytał jadowicie, odsuwając od siebie wzgardzoną potrawę.
– Owszem. Niemal tak dobrze, jak ty potrafisz zachowywać się niczym skończony dupek.
– To bierz miotłę, odkurzacz i szmaty. A potem do roboty!
Tym razem zabolało. Te słowa wypowiedział tonem tak jawnej pogardy i złości, że w końcu poczułam się urażona. Tak bardzo, że talerz z problematyczną jajecznicą wylądował na jego głowie. Zamarł zaskoczony, z filiżanką kawy uniesioną w górze. Ocknął się dopiero, kiedy jeden z kawałków wpadł do naczynia z głośnym chlupotem.
Na wszelki wypadek cofnęłam się o kilka kroków w tył. Gabriel wyglądał na potężnie rozjuszonego. Ale nie zdążył uczynić nawet najmniejszego ruchu, gdy za naszymi plecami rozległ się cichy, melodyjny damski głos.
– Witaj kochanie…
Kobieta, która przyszła była tak idealna, że na jej widok zapierało dech w piersiach. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że była po prostu idealnie zrobiona – makijaż, fryzura, strój, prezencja. Poza tym miała zbyt szeroko osadzone oczy, dość toporne rysy twarzy i kościste dłonie.
Pewnie zauważyłam te detale jako kobieta, facet powiedziałby coś zupełnie przeciwnego, powalony widokiem smukłych nóg i długich, ciemnoblond włosów.
– Och, kochanie! Co się stało? Pomoc kuchenna złożyła wymówienie? – spytała ze współczuciem, podchodząc bliżej. Zmierzyła mnie przy tym spojrzeniem tak pełnym politowania i wrogości, że aż się otrząsnęłam.
– To zwykły kocmołuch – wrednie odpowiedział Gabriel, obejmując ją w pasie i całując.
– Za to osobista dziwka na pewno tego nie zrobi – rzuciłam ze złością i odwróciwszy się na pięcie, uciekłam do wnętrza domu.
Z wściekłością przystąpiłam do sprzątania bałaganu pozostawionego w kuchni. Oczywiście, przeszkodził mi Gabriel, który pojawił się w drzwiach, wciąż z resztkami jajecznicy na głowie.
– Słuchaj ty złośliwa małpo! Pójdziesz ze mną i przeprosisz Ewelinę za swoje słowa! Zrozumiałaś czy mam to powtórzyć dobitniej, popierając mocnymi argumentami?
– Gdyby tylko o mnie chodziło, to wolałabym iść pod most! – syknęłam. Nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramię i siłą zaciągnął na taras.
– No!
Spojrzałam ponuro na pełną ukrytej pogardy minę wymuskanej paniusi. Siedziała na jednym z wiklinowych foteli, założywszy nogę na nogę i patrzyła na mnie z jawnym lekceważeniem.
– Przepraszam – zaczęłam – że jesteś dziwką. To jest prawda, z pewnością obie o tym wiemy, ale nie powinnam była tego mówić na głos… I dlatego kazano mi cię przeprosić.
O mało co, nie wybuchłam śmiechem na widok ich osłupiałych min. Grzecznie dygnęłam i wróciłam do kuchni. Za mną niczym chmura burzowa nadciągnął Gabriel.
Oj, oj, oj! Tym razem chyba przesadziłam. Choć jaką to sprawiło satysfakcję! Jednak teraz musiałam załagodzić sytuację, bo jeszcze faktycznie zrealizuje swoje groźby.
– Mam dosyć naszej… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Płynnym ruchem oparłam obie dłonie o jego tors i wspiąwszy się na palce, pocałowałam.
Smakował kawą i pastą do zębów. Był przy tym gorący i wcale nie taki niechętny, za jakiego z pewnością chciał uchodzić, bo z ukrytym żarem oddał pocałunek.
– Na pewno masz dosyć? – wymruczałam, przerywając i delikatnie przygryzając płatek jego ucha. Bezczelnie przesunęłam jedną dłoń w dół, docierając do sporej wypukłości, ukrytej pod luźnym materiałem spodni.
Ze świstem wciągnął powietrze. Ale nie przerwał, gdy kolistymi ruchami zaczęłam pieścić nabrzmiewającą męskość.
– Pytałam się Gabrielu, czy naprawdę masz dość naszej znajomości? – ponowiłam pytanie. 

cdn...

5 komentarzy:

  1. Kurcze no.. nie wierzę, że miałas serce przerwać w takim momencie! tekst jest tak genialny... zachwyca jak wygrana? ;> dlatego nie torturuj mnie i dodaj kolenją część! i pomyłeczkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, jedno lepsze od drugiego. Więcej!!

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytalam i sie chcialam doczepic ze pomiedzy wstepem a tym nie ma czegos pomiedzy, ale potem sie na pokatnych pojawilo to czego tu zabraklo
    w kazdym razie zla numeracja jest (chyba ze to zabieg celowy)

    OdpowiedzUsuń
  4. – Myśmy się chyba nie zrozumieli?!
    – Od samego początku kochaniutki, od samego początku.


    Haha! Uśmiecham się jak głupia do tego telefonu :-))))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.