niedziela, 14 lipca 2013

"Głód" opowiadanie

Inspirowana nie wiadomo czym, usiadłam sobie pewnego dnia i napisałam te oto opowiadanie. Jest ono jedną z nielicznych krótkich form, które wyszły spod mego "pióra". I pierwszym utworem, który mogę nazwać erotycznym.


Głód

Mało kto pamiętał, co znajdowało się za górami. Niedostępne, ośnieżone szczyty od setek lat skrywały sobie tylko znane tajemnice. Stare legendy głosiły, że żyły tam demony – na wpół piekielne istoty, zupełnie odmienne od ludzi zamieszkujących doliny. Czasem opowiadano sobie o nich wieczorami przy ogniskach, snując coraz bardziej niesamowite historie o ich wyglądzie i odrażających czynach.
Z nizin, w tajemnicze góry prowadziły tylko dwa szlaki, którymi od wieków zresztą nikt już nie podróżował. Na mało dostępnych przełęczach drzemali strażnicy, oparci o swoje halabardy, ze znudzeniem wyglądając końca tej niezbyt ciekawej służby. I może ludzie nigdy nie dowiedzieli by się prawdy, gdyby nie czyjaś żądza władzy. Bo w końcu nadeszła taka chwila, że istoty zza gór, przypomniały sobie o wiecznie zielonych dolinach i ich mieszkańcach. A wraz z tą wiedzą przyszło pragnienie krwi i zemsty.

1.
Znużonym ruchem odgarnęła kosmyk ciemno rudych włosów, który co rusz nieposłusznie zsuwał się na czoło i łaskotał ją w nos. Popołudniowe słońce grzało z niesamowitym żarem, budząc nieopanowaną chęć na długą kąpiel w chłodnej rzece, przepływającej tuż obok. Ale wiedziała doskonale, że nie ma czasu na takie przyjemności. Przed nią jeszcze długa droga, a na zachodzie już widoczne były ogromne skłębione chmury, niechybny zwiastun nadchodzącej burzy. Z westchnieniem podniosła ciężki koszyk z zakupami i podążyła naprzód, wybierając co bardziej zacienione odcinki drogi. Żałowała teraz, że nie wybrała jednak jednej z głównych, znacznie bardziej uczęszczanych tras. Były co prawda o wiele dłuższe, ale za to może znalazłby się ktoś chętny na podwiezienie samotnej panny z ogromnym koszem. Mało znany szlak prowadzący środkiem lasu, choć znacznie krótszy, był też zupełnie opustoszały. Podążała nim już przeszło dwie godziny, ale nie zdarzyło się spotkać ani jednego podróżnego.
Z oddali dotarły do jej uszu głuche odgłosy nadciągającej burzy. Spojrzała za siebie z niepokojem. Nawałnica nadciągała prędzej niż przypuszczała i teraz była już pewna, że nie zdąży uciec. Wątpliwa to przyjemność znaleźć się w taką pogodę w głębokim lesie, nawet jeśli na co dzień było to znajome i przyjazne miejsce. Jakby na potwierdzenie tych myśli, wierzchołki drzew rozszumiały się gwałtownie, a przydrożny piasek wzbił w górę, w szalonym, nieokiełznanym tańcu. Przyspieszyła, pomimo ciężkiego ładunku. Dobrze wiedziała, że gdzieś tutaj jest mało widoczna dróżka, wiodąca aż do podnóża gór. Prowadziła ona obok niezamieszkanej chatki, często wykorzystywanej przez podróżujących jako miejsce odpoczynku. Jeśli udałoby się schronić tam przed deszczem, mogłaby w spokoju przeczekać każdą, nawet największą burzę. Wreszcie, tuż za ogromnym dębem ujrzała zarośnięty szlak i pośpiesznie w niego skręciła. Kiedy dotarła do wyblakłych drzwi domu, pierwsze krople deszczu zabębniły na drewnianym dachu. Niewiele się namyślając wpadła do środka i z ulgą postawiła kosz na ziemi. Potem odgarnęła kosmyki z czoła i zamarła wpatrując się przed siebie.
W odległości dwóch, może trzech metrów, na drewnianej ławie siedział mężczyzna. Mężczyzna?
Owszem, nawet trochę przypominał człowieka, ale jego niesamowite oczy o wąskich, kocich źrenicach, nie miały w sobie nic ludzkiego. On również był zdumiony jej niespodziewanym najściem, ale trwało to tylko kilka sekund. Potem powoli wstał i wyprostował się. Choć w pomieszczeniu panował półmrok, nie trudno było dostrzec szczegółów jego przerażającego wyglądu. Wysoki, potężny i prawie nagi, jeśli nie liczyć podartych i poplamionych czymś dziwnym, spodni. Pod złocisto zielonkawą skórą przetaczały się potężne mięśnie, a pół długie kruczoczarne włosy okalały najbardziej niezwykłe oblicze, jakie kiedykolwiek dane było jej ujrzeć. W trójkątnej twarzy o ostrym podbródku, jaśniały lekko skośne, bursztynowe oczy, w niesamowicie ciemnej oprawie. Wąskie usta, odsłoniły teraz w uśmiechu białe, ostre zęby.
Patrzyła na niego zafascynowana, tak pochłonięta kontemplowaniem wszystkich tych szczegółów, że nie poczuła nawet odrobiny lęku.
A może powinna była się przestraszyć? Chociaż, czy to cokolwiek by zmieniło?
Stwór zbliżył się, powolnym posuwistym krokiem. Nie spieszył się, jakby wiedział, że i tak nie da rady mu uciec. Tylko, że ona nie zamierzała tego robić. Kiedy stanął tuż obok, musiała podnieść do góry głowę, by móc ponownie spojrzeć w jego twarz. Nie sięgała mu nawet do ramienia. Ale i wtedy nie poczuła strachu. Dopiero kiedy jej wzrok zawadził o paskudną szramę, przebiegającą wzdłuż lewego boku, ocknęła się z cichym okrzykiem przerażeniem. Teraz już wiedziała, skąd pochodzą ciemne plamy na spodniach, choć zieloną krew widziała po raz pierwszy w życiu. I od razu pojawiła się w niej chęć udzielenia mu pomocy.
- Jesteś ranny?!
Zrozumiał i te słowa najwyraźniej go zdumiały. Bo przecież całkiem inaczej wyobrażał sobie pierwsze spotkanie z mieszkańcami dolin. A ta tutaj, zamiast krzyczeć, mdleć i spazmować, stała tylko z niepokojem w oczach, dopytując się o krwawiącą ranę, choć dałby głowę, że nigdy wcześniej nie widziała podobnej mu istoty.
Była tak mała i drobna, że przypominała niemal dziecko. Ale to dziecko miało nadzwyczaj kuszące kształty i najpiękniejsze oczy, jakie zdarzyło mu się widzieć. No i przecież...
- Nie boisz się mnie? – spytał podejrzliwie. Ochrypły głos wywołał w ciele dziewczyny dziwne wibracje, docierając do jego najodleglejszych zakamarków. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale poczuła jakby budziła się właśnie z długiego snu. W którym zawsze śniła o kimś takim jak on.
- Pewnie powinnam? – lekko się uśmiechnęła. Jak miała się bać, kiedy całe ciało zaczynało płonąć z niewytłumaczalnej tęsknoty? Potem wyciągnęła dłoń i delikatnie dotknęła zakrzepłej krwi na brzuchu.  – To ciężka rana, gdybyś był człowiekiem, dawno byś nie żył.
Gwałtownych ruchem odtrącił tę rękę, cofając się o krok do tyłu. Dotyk drobnej dłoni dziewczyny, parzył go niczym rozżarzone żelazo. W jego oczach ujrzała niekłamane zdumienie i złość. I coś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać.
- Nie jestem człowiekiem. Przybyłem z gór – dodał zaczepnie. W końcu może zacznie się choć trochę bać?
- Domyśliłam się. A kto cię zranił? Strażnicy na przełęczy?
Wtedy zaczął się śmiać. Niski głos dudnił w niewielkim pomieszczeniu tak mocno, że z grymasem bólu zakryła rękoma uszy.
- Przestań! – krzyknęła.
Zamilkł w jednej chwili, ale w jego oczach wciąż dawało się dostrzec niekłamane rozbawienie i pogarda. Poczuł satysfakcję, że w końcu odzyskał niewielką przewagę. Fizyczną co prawda, bo ta krucha osóbka, nie umiałaby się obronić przed najsłabszym ciosem jego ręki.
- Naprawdę myślisz, że te anemiczne, ospałe ludziki dałyby radę mnie zranić? Mnie, jednego z największych wojowników demonów?
- Dlaczego nie? – Czuła się urażona jawnym lekceważeniem i szyderczym tonem, w jaki wypowiadał te słowa. – No, może nie w pojedynkę. A tak w ogóle, wielki demoniczny wojowniku, jak dorobiłeś się tak cudownie pięknej, obficie krwawiącej rany?
Zmrużył oczy. Ta człowiecza dziewka najwyraźniej sobie z niego drwiła. Nie rozumiał tego. W legendach jego rasy, ludzie byli tchórzliwą zgrają, którą dość łatwo byłoby pokonać, gdyby nie ich czarodzieje. I to właśnie oni byli sprawcami dziwnej niewoli, trwającej już ponad kilka tysięcy lat. Niewoli, której potęgę zniszczył, przekraczając magiczną bramę, ukrytą na jednym z najwyższych wierzchołków gór.
- Spróbuj ty pokonać zaklętą barierę i wyjść z tego cało, to wtedy pogadamy. – Najwyraźniej wyczuła w jego głosie urazę, choć nadal nie bardzo rozumiała o czym mówi. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Potem w jej oczach zalśniły iskierki rozbawienia.
- Trzeba to opatrzyć, czy zagoi się samo?
- Porządny posiłek i po kłopocie... – uśmiechnął się złowieszczo.
- Świetnie się składa, bo mam tu trochę przysmaków. – Przyklęknęła i zaczęła grzebać w ogromnym koszyku, stojącym obok. – Jest chleb, wędzona kiełbasa, miód i odrobina sera. Co ty na to?
Ponieważ nie usłyszała odpowiedzi, uniosła głowę do góry i z niepokojem spojrzała na demona.
- Co ja na to? – patrzył na nią z lekka oszołomiony. Potem kucnął i jego fascynująca twarz znalazła się tuż obok. Nie zaszkodzi odrobinę ją postraszyć. Dziewczyna znieruchomiała, była niemal zahipnotyzowana tym widokiem i odurzona bliskością potężnego, obcego ciała. – Dla mnie najlepszym posiłkiem byłabyś ty...
Te słowa i paskudny uśmiech, który pojawił się na jego obliczu, przywołały w końcu strach, który powinna była poczuć już w pierwszych sekundach spotkania. Stare legendy niejednokrotnie ze wszystkimi makabrycznymi szczegółami, opisywały krwawe orgie tych dziwacznych istot. Być może było w tym więcej, niż ziarenko prawdy...
Powinna uciekać. Ale jak miała to zrobić, mając za przeciwnika kogoś tak niebywale silnego i zwinnego, kto jednym ciosem mógłby złamać jej kark? A w dodatku gdzieś obok przerażenia pojawiło się przejmujące uczucie zawodu. Jednak nie zdążyła wykonać żadnego ruchu, gdy na zewnątrz rozległy się czyjeś głosy i rżenie koni. Widocznie nie tylko ona szukała tu schronienia. Rozszerzonymi ze zdumienia oczyma spojrzała na demona. W jego wzroku nie zobaczyła jednak strachu. Wyglądał raczej jak zwierzę, szykujące się do ataku na z dawna upatrzoną ofiarę. Wiedziała, że jeśli wykorzysta dobrze ten moment zamieszania, to być może uda jej się uciec. Błyskawicznym ruchem zerwała się na nogi. Ale nie zdołała uczynić nawet kroku w kierunku drzwi, kiedy poczuła silne uderzenie w tył głowy. I spokojnie pogrążyła się w ciemności.

2.
Bardzo powoli wynurzała się z mroku. Rana z tylu głowy pulsowała boleśnie w rytm uderzeń serca. Kiedy otworzyła oczy, przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć co się stało. Skrzywiła się, ale udało się jej usiąść i dopiero wtedy stwierdziła ze zdumieniem, że spoczywa na ogromnym łożu z wysokim baldachimem. Rozejrzała się dookoła i ta konsternacja znacznie się pogłębiła. Przestronna komnata o wysokich, strzelistych oknach i kamiennym kominku, oświetlona była tylko przez kilka żarzących się ogromnych polan, od których płynęło przyjemne ciepło. Prócz łóżka, za całe umeblowanie służyła duża szafa, dwa wyściełane aksamitem fotele i niewielki, fikuśny stoliczek. Zsunęła się z posłania i podeszła do okna. To, co tak bardzo ją zaciekawiło, to dziwny biały puch, gęsto padający z góry.
Zafascynowana wyciągnęła dłoń i wystawiła ją na zewnątrz. Dopiero wtedy poczuła uderzenie zimna, przed którym w jakiś niejasny sposób broniła niewidoczna bariera.
- To śnieg.
Wzdrygnęła się zaskoczona i błyskawicznie odwróciła. Obok drzwi, oparty o ścianę stał demon. Jego oblicze było pogrążone w półmroku, który rozjaśniały nieludzko żarzące się oczy. Skrzyżował ramiona na piersi i wpatrywał się w nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Wy w dolinach go nie znacie. Dostaliście w darze wieczną wiosnę, ciepło i słońce. My zostaliśmy skazani na ciemność i chłód.
- Nie rozumiem...
- No jasne – parsknął z pogardą. – Nie znacie swojej historii, nie pamiętacie o magii, która was broniła. Stajecie się coraz słabsi, aż do chwili gdy będzie już za późno na ratunek.
- O czym ty mówisz? – Zdumiona dziewczyna usiadła na jednym z foteli. – O jakiej magii?
- Chcesz powiedzieć, że nie macie już żadnego czarodzieja? – Zajął miejsce naprzeciwko. Poczuła onieśmielenie i zakłopotanie. Wyglądał dużo lepiej, niż wtedy gdy spotkała go w maleńkim domku na pustkowiu. Znikły wszystkie drobne zadrapania i paskudna szrama na lewym boku. Wciąż za to miał na sobie tylko obcisłe spodnie i miękkie, wysokie buty. W migoczącym blasku ognia, jego skóra mieniła się różnymi kolorami, a twarz wyglądała na jeszcze bardziej niezwykłą, niż zdołała to zapamiętać. Poczuła jak w jej ciele budzi się nieznane dotąd podniecenie, serce zaczyna bić szybciej, a na policzkach wykwitają rumieńce. Z trudem oderwała od niego wzrok i ułożywszy drżące dłonie na kolanach, zapatrzyła się w śnieg padający za oknem.
- Opowiedz – warknął. – Na razie grzecznie proszę.
Nawet nie drgnęła. Ale jej głos nie był już tak spokojny.
- Nie znamy pojęcia czarów. Odeszły z naszego życia dawno temu, wraz ze śmiercią tych, którzy stworzyli znany nam świat. Nie bardzo pamiętamy, dlaczego akurat oni byli tacy wyjątkowi, ale przekazali nam wiedzę, którą szanujemy. Dlatego nikt z mojej rasy nie zapuszcza się w góry...
- I tu się mylisz.
Tym razem spojrzała prosto w jego oczy, nie potrafiąc zapanować nad zaskoczeniem.
- Ale nigdy...
- Wiem o tym doskonale. Umiemy przypilnować, aby nikt nie miał okazji na powrót.
Oblizała suche wargi.
- Dlatego mnie ze sobą zabrałeś?
- Nie. Powinienem był zabić cię na miejscu, ale uznałem że być może na coś mi się przydasz.
Nie zabrzmiało to zbyt pocieszająco. Bała się, ale musiała zadać to pytanie.
- Na co miałabym się przydać?
Pochylił się do przodu. W jego oczach zobaczyła uczucia tak obce ludzkiej naturze, że nawet nie potrafiła ich nazwać.
Potem uniósł dłoń i powoli przesunął nią po jej twarzy, szyi, schodząc coraz niżej. Nie zaprotestowała nawet, gdy przez cienką tkaninę bluzki poczuła gorący dotyk na swojej piersi. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w tą wędrówkę, nie umiejąc nawet zebrać myśli. Dopiero kiedy rozsunął jej nogi, jęknęła i próbowała się wycofać. Silnym chwytem przytrzymał ją na miejscu. Jego oczy straciły wszelkie ludzkie cechy, widać było w nich tylko narastające pożądanie.
- Nie proszę!
Nie zwrócił najmniejszej uwagi na te protesty. Tylko rozchylił wargi w okrutnym uśmiechu, ukazując dwa rzędy lśniących, zbyt ostrych zębów. Stanowczym ruchem rozdarł długa, obszerną spódnicę i brutalnie przesunął ręką po białym udzie. Teraz nie miała żadnych wątpliwości do czego mogłaby mu się przydać. Najgorsze było jednak to, że i ona w głębi duszy tak bardzo pragnęła tego samego. To było i cudowne, i przerażające zarazem.
Lecz właśnie wtedy przerwał. Zacisnął wargi, a w jego oczach pojawiła się złość. I bezradność. Jakby do końca nie był pewien, dlaczego zaczął i dlaczego waha się skończyć. Przez chwilę trwali w całkowitym bezruchu, dopiero potem dziewczyna uniosła rękę i delikatnie pogładziła zapadnięty policzek. Sama sobie nie umiała wytłumaczyć motywów swego postępowania, ale w jej sercu pojawiła się niespodziewana czułość dla tego dziwnego stworzenia. Bo choć wydawał się tak silny i niepokonany, to w jego oczach dostrzegała tyle samotności. Skórę miał zimną i gorącą jednocześnie, tak gładką w dotyku, jak dokładnie wypolerowany kamień. Potem palcem wskazującym przesunęła po dolnej wardze, a po ciele demona przebiegł dziwny dreszcz. I wtedy ocknął się z odrętwienia.
- Co ty wyprawiasz? – ryknął.
Odepchnął ją tak brutalnie, że razem z fotelem przesunęła się o dobry kawałek do tyłu. Tym razem mogła oglądać nieokiełznaną furię, oblicze prawdziwego demona z legend, którymi tak chętnie straszyła się z przyjaciółmi przy ognisku.
Ale nie czuła strachu. Nie potrafiła, choć było to dla niej równie niezrozumiałe, jak pieszczota, którą obdarzyła przed chwilą swego potencjalnego oprawcę. Zafascynował ją widok niezwykłej twarzy i na wpół rozłożone czarne skrzydła, widoczne teraz zza pleców.
Zerwał się i wyszedł z komnaty, z hukiem zatrzaskując drzwi. Przez dłuższą chwilę siedziała nieruchomo, dopiero po upływie kilku dobrych minut z jej ust wydobyło się głośne westchnienie. Wszystkie napięte dotąd do granic wytrzymałości mięśnie, rozluźniły się i dziewczyna opadła na miękkie oparcie fotela. Nigdy dotąd tak się nie czuła. Choć prawie go nie znała, cała płonęła, gdy tylko znajdował się tuż obok. Sama jego obecność powodowała, że każda, nawet najmniejsza komórka w ciele, wibrowała w jakiś zupełnie nowy, nieznany dotąd sposób.
Jak miała sobie z tym poradzić? Jak postępować wobec tego obcego i dziwnego mężczyzny?  I jak zapanować nad własnymi pragnieniami?

3.
W ponurym milczeniu wpatrywał się w śpiącą na wielkim łożu dziewczynę. Jego twarz doskonale odzwierciedlała wszystkie rozterki, jakie w tej chwili przeżywał.
A miało to być takie proste... Pokonać magiczną bramę, trochę powęszyć w ukryciu i wrócić z raportem. Tymczasem przyplątała się ta dziwna, nieznana istota, zupełne zaprzeczenie wszelkich stereotypów.
Kobieta.
Nie bała się go, nie uciekała, a nawet zaoferowała pomoc. I doskonale widział, że pożądanie, które odczuwał, było lustrzanym odbiciem jej skrytych pragnień.
Ale dlaczego? Dlaczego właśnie ona? Delikatna, krucha, zupełnie nieodpowiednia dla kogoś takiego jak on. Nigdy nie powinien był pomyśleć o czymś takim, a tymczasem najchętniej... Zacisnął dłonie w pięści i z całej siły walnął nimi bezsilnie w kamienny kominek, odłupując z niego spory kawałek. Ten hałas chyba ją obudził, bo zaspana podniosła głowę i rozejrzała się z oszołomieniem.
- To ty... – Wciąż jeszcze nie do końca rozbudzona, usiadła na łóżku i odgarnęła włosy, które opadały na jej twarz. – To zabawne, ale nawet nie wiem jak masz na imię? Bo jakieś chyba masz?
- Raiden.
- Jestem Marita. A więc Raidenie, musisz mi coś wyjaśnić... – Ziewnęła, wstała i podeszła kilka kroków w jego kierunku. Udała, że nie zauważyła, jak nieznacznie się cofnął. Odważnie spojrzała w gniewne oczy, na surowo zaciśnięte usta i na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech rozbawienia.
- Mam być twoim posiłkiem, kochanką, czy też jednym i drugim?
Prychnął. Zaskoczyło go to bezpośrednie pytanie. I miał straszną ochotę spytać, czym wolałaby zostać...
Kochanką? Nie do końca rozumiał znaczenia tego słowa. Dla jego rasy seks był tylko chwilowym związkiem dwóch ciał, zaspokojeniem pierwotnych popędów. Rytuałem krwi. Ale wiedział, że u ludzi wyglądało to zupełnie inaczej. A to kusiło i wabiło swą obcością. Miało jej tajemnicze oczy i obiecujący uśmiech; było pięknem kobiecego ciała i bogactwem nieznanych mu doznań.
- Dlaczego się mnie nie boisz?
- A powinnam?
- Jeszcze się pytasz! Mógłbym zabić cię jedną ręką i możliwe, że nawet bym tego nie zauważył.
- Co do pierwszego, to przyznam ci rację. Ale to drugie? Myślę, że oboje chcemy czegoś innego...
Była niebezpiecznie blisko. Dłonią przesunęła się po nagim torsie, leniwie zataczając niewielkie kręgi i schodząc coraz niżej.
- Jesteś fascynujący – wyszeptała.
Przykrył jej rękę swoją i zmusił by zeszła poniżej linii spodni. Oczy miała wielkie, ciemne i pełne pożądania. Lekko rozchyliła usta, a krągłe piersi uniosły się wraz z głośnym westchnieniem, kiedy poczuła gorącą i twardą męskość. Bo to o czym śniła przed chwilą, było niemal na wyciągnięcie ręki...
Nie umiała zapanować nad swoim podnieceniem, wytłumaczyć sobie, skąd u niej, dotąd tak powściągliwej w tych sprawach, te intensywne pragnienia.
Nie odpowiedział, tylko złapał ją z włosy i odgiął głowę do tyłu. Potem przybliżył swoją twarz, tak bardzo, że niemal dotknął ust. Językiem przejechał po wyschniętych wargach. Zauważyła, że był lekko rozdwojony na końcu, tak jak u węża. W niezwykłych oczach tańczył żółty płomień i nagle uświadomiła sobie to, co przez cały czas starała się od siebie odsunąć. Miała przed sobą demona, mordercę bezlitośnie gardzącego ludzkim życiem, za nic mającego jakiekolwiek uczucia. Ale było już za późno, jej ciało i jego ramiona nie pozwoliłyby na ucieczkę. Więc podążyła naprzód, dalej w nieznane.
- Nie boisz się, że po prostu rozszarpię ci gardło?
- Nie potrafię...
- A jeśli to zrobię?
- Nie zrobisz.
- Nie igraj ze mną. – Drugą ręką rozerwał jej bluzkę. Potem zacisnął na jędrnej i pełnej piersi, z taką siłą, że aż jęknęła. Ujęła jego głowę w swoje dłonie i gwałtownym ruchem przyciągnęła do siebie. Miał tak gorące wargi, że niemal parzyły. Brutalny pocałunek miażdżył usta, ale ona tego nie czuła, oszołomiona, pogrążająca się w narastającej rozkoszy. 
Zdecydowanie pociągnął ją za sobą na łoże i drżącymi z niecierpliwości palcami, zdarł z niej ubranie. Jak przez mgłę usłyszała jęk, gdy zobaczył biel nagiego ciała. Rytmicznymi ruchami pieściła jego tors, czując grę potężnych mięśni od szyi do pasa. Dostrzegała nie skrywane pożądanie, przesunęła więc dłonie w dół, stanowczym gestem ściągając mu spodnie. On ścisnął ją w pasie tak mocno, że z pewnością znaki jakie zostawił, miały tam pozostać na długie tygodnie. Jednocześnie znów przywarł ustami do warg dziewczyny z tak drapieżną żądzą, iż graniczyła niemal z opętaniem. Do szaleństwa doprowadzał go fakt, że była taka drobna i krucha w jego ramionach, a jednocześnie tak gorąca i ponętna. Jakaś cząstka umysłu demona zareagowała ze zdumieniem na całą tą sytuację, potem wszystko znikło w narastającym podnieceniu. Pozostał tylko prymitywny instynkt, pragnienie dotarcia do krańca tej rozkoszy.
Dłonie dziewczyny ślizgały się po jego ogromnych plecach, pieściły owłosione jak u zwierzęcia uda, wąskie biodra. Kiedy przerwał pocałunek i odrobinę się podniósł, wtedy przez mgnienie oka zobaczyła... to. Pomyślała, że to niemożliwe, że jej delikatne ciało nie zostało stworzone dla tak olbrzymiego potwora, ale już w następnej chwili poczuła, że jest gotowa go przyjąć. Odnalazł drogę, zaślepiony jak zwierz, niemal odchodząc od zmysłów. Krzyknęła głośno, gdy wszedł w nią gwałtownym i szybkim ruchem. Ale rozkosz była równie wielka, co ból. Splotła nogi na jego plecach i pozwoliła mu brać, jednocześnie dając, tak jak pragnęli tego oboje. Przyciskał jej ramiona do łóżka, coraz mocniej się poruszając, całując z niepohamowaną żądzą. Z każdym pchnięciem, z jej ust wydobywał się stłumiony jęk, ciało naprężało się niczym struna, która już za chwilę miała pęknąć.
„Kocham się z demonem”... niczym błyskawica, ta myśl przemknęła przez jej głowę. Potem zniknęła, tak jak wszystko inne. Pozostało tylko spełnienie, gdy z ochrypłym krzykiem eksplodował w jej wnętrzu. Nigdy nie przypuszczała, że ekstaza może być tak silna, tak oszałamiająca.
Demon leżał na niej wyczerpany. Jego ciałem wciąż wstrząsały nieustające dreszcze, a umysł zalewały fale rozkoszy. Dyszał ciężko, z wysiłkiem. Potem podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. Oddech miała płytki i przyspieszony, usta nabrzmiałe od pocałunków, a policzki zrumienione od wysiłku. W ogromnych oczach było pełno czegoś, czego nie potrafił nazwać. Drobna pieszczota drżącej kobiecej dłoni, przyniosła mu nie mniejszą rozkosz, niż to czego doświadczył przed chwilą. Przez moment wahał się, potem ostrożnie, jakby wstydził się tego gestu, pogładził ją po policzku. Dlaczego to zrobił? I po co? Nie rozumiał, bo było to dla niego czymś nowym i niezwykłym. Nie seks, bo to zawsze był czysty akt fizyczny, ale właśnie poczucie więzi z tą drugą istotą. Demony nie doświadczają takich rzeczy... Więc dlaczego on...?
Bez słowa przytuliła się do potężnej piersi, jedną nogę wplotła pomiędzy muskularne uda. Leżeli tak w ciszy i spokoju, napawając się intensywnym zapachem własnych ciał.
Dziewczyna poczuła jak wtulił twarz w jej włosy, ramieniem otoczył plecy. Powoli odpłynęła w kierunku krainy snu, zbyt zmęczona by cokolwiek powiedzieć, czy o czymkolwiek pomyśleć. Demon nie mógł za nią podążyć. Rzadko sypiał, odpoczynkiem była dla niego czujna drzemka, z której w każdej chwili mógł się ocknąć. Ale i jego zmęczenie było tak wielkie, że brakło mu sił na jakikolwiek ruch.

4.
- Raiden?
Gdy się ocknęła, była sama. Przykrył ją kawałkiem jakiejś jedwabistej tkaniny, na stole zostawił butelkę wina i kryształowy puchar, a na wymyślnie zdobionym talerzu kilka grubych pajd chleba i kawał soczystej szynki. Dopiero widok jedzenia uświadomił jej, jak bardzo była głodna. Owinęła się w prześcieradło i usiadła w fotelu. Delektowała się każdym kęsem i każdym łykiem. Prawie skończyła, kiedy wyczuła czyjąś obecność. Stał przy oknie i w milczeniu przyglądał się jak jadła. Ale nawet, kiedy go zauważyła, nie wyrzekł ani słowa i nie ruszył się z miejsca. Dopiero kiedy ona podeszła i stanęła obok, skrzyżował ramiona na piersi i popatrzył na nią lodowatym wzrokiem. Podniosła do góry głowę i odwzajemniła to spojrzenie z niezwykłą powagą. Rude, jedwabiste włosy, bujnymi splotami opadały na jej plecy. Oczy, zielone jak jesienne liście, kryły w sobie tyle tajemnic i niewypowiedzianych słów. Skóra połyskiwała bielą, równą tej rozciągającej się za oknem. Była tak piękna, że samo patrzenie na nią powodowało niemal fizyczny ból. Zauroczyła go. Przyznał to niechętnie, że tylko dlatego nie rozprawił się z nią szybko i bez skrupułów wtedy, w leśnej chatce. I dlatego zabrał ją ze sobą. Nie mówiąc o tym, że rytuał zespolenia odbył się w łagodny, bezkrwawy sposób. Całkiem ludzki…
- Widzę, że przemyślałeś kilka spraw.
Skinął głową, ale wciąż się nie odezwał.
- Czy teraz mnie zabijesz?
Skrzywił się z ironią.
- Dobrze wiesz, że nie. Sądzę nawet, że jesteś tego pewna.
- Nigdy do końca. Zbyt wiele nas dzieli...
- Zbyt wiele? – Stracił swój stoicki spokój. Zauważyła, że uraziła go tym stwierdzeniem.
- Pocałuj mnie – poprosiła cicho, opierając dłoń o muskularną pierś.
Znieruchomiał ze zdumienia. Odpowiedziała mu spojrzeniem pełnym powagi. Stała tak blisko, jedną ręką podtrzymując prześcieradło, którym się otuliła, a drugą pieszcząc jego skórę. Krucha i delikatna, a jednak silniejsza od niego.
Bo on chciał to zrobić.
Bo jego ciało reagowało na obecność dziewczyny, tak mocno, że nie był w stanie nad nim zapanować. Bo głód jej pocałunków, miał szansę pokonać bestię w jego sercu.
To było bardzo niezwykłe uczucie. Tak jak i dotyk, miękkich i wilgotnych warg, gdy pochylił się i przylgnął do kuszących swą czerwienią ust.
- Teraz jestem niemal pewna, że mnie nie zabijesz – wyszeptała. – Więc dalej może być już tylko cudowniej...

3 komentarze:

  1. Super :D Bedzie moze jakaś kontynuacja, bo juz sie pogubilam? ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego akurat nie. Jak nie ma pod tekstem "cdn" to znaczy, że koniec.

      Usuń
  2. W momencie kiedy mieli się kochać zaleciało Sagą o ludziach lodu ;p aż wzięłam książkę i sprawdziłam ;o Ale to nic ;))
    Cudowne jak wszystko co piszesz :) *-*

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.