Niektórzy z pewnością już czytali. Wszystkich pozostałych zapraszam do lektury. Z pewnością jest to jeden z moich najlepszych tekstów. W dodatku wzbogacony o nowe sceny.
Na razie nie udało mi się zrobić korekty pozostałych utworów, więc będziecie musieli na nie trochę zaczekać. Idealnie nie będzie, ale chociaż wyeliminuję różne literówki i poprawię stylistykę.
Dżin (I)
Wszystko inne występowało
na straganie w wielu egzemplarzach. Za to lampa była tylko jedna. Z bogato
złoconej podstawy, wyrastała smukła noga, na której mieścił się zbiorniczek na
oliwę, również połyskujący złotem i dodatkowo zdobiony arabeskami. Nad nim
umieszczony był ażurowy daszek, z boku zaś tkwiła odblaskowa tarcza.
Wrosłam w ziemię. Nie
miałam najmniejszych wątpliwości, że to była TA LAMPA! Bardzo stara,
prawdopodobnie oliwna, z całą pewnością czarodziejska. Dlatego tkwiłam w
bezruchu przed jarmarczną budą, pełnym zachwytu wzrokiem wpatrzona w upragniony
przedmiot.
- Ile to kosztuje?
– spytałam po angielsku, wskazując na wypatrzoną rzecz.
Kupiec, od początku zorientowany,
na czym mi zależy, bez wahania wymienił cenę.
„Zwariował” – pomyślałam
ze zgrozą. Ale lampa kusiła tajemniczym blaskiem…
- Niech będzie –
skapitulowałam. Nigdy nie umiałam się targować.
Po chwili piastowałam
już upragniony przedmiot w objęciach. Pozbyłam się prawie całej przeznaczonej na drobne wydatki kasy,
ale to nie było teraz ważne.
Kiedy byłam mała, nie
chciałam być księżniczką, nie pragnęłam lalek czy strojnych sukienek. Za to
zawsze, odkąd sięgałam pamięcią, chciałam być właścicielką czarodziejskiej
lampy Aladyna. Opętało mnie to, gdy po raz pierwszy przeczytałam bajkę o
zaklętym dżinie spełniającym życzenia.
Taki dżin to byłoby
coś! Lepsze nawet niż wygrana w lotka!
Teraz, choć już nie
wierzyłam w czary, nadal nie pozbyłam się nieśmiałej nadziei, że gdzieś tam
istnieje inny świat, pełen magii i cudów.
- Ty chyba całkiem
zwariowałaś! Kupić tego rupcia za taką ilość pieniędzy… - Przyjaciółka ze
zgrozą przypatrywała się świeżemu nabytkowi. – Po co ci to w ogóle?
- Do dekoracji – skłamałam,
bo nie zamierzałam trąbić wszem i wobec o swych fantazjach.
- Ten śmieć?
- A jakby ją tak
oczyścić?
- Przecież jest
czysta – zimno oznajmiła Lana. – I zdewastowana.
- Przesadzasz. – Z
czułością przytuliłam do siebie lampę, uważając by niczego nie złamać. – Jest
krucha i delikatna – dodałam, widząc dziwną minę przyjaciółki.
- Upał ci
zaszkodził. Wracamy do hotelu, zanim zrobisz jeszcze jakieś głupstwo.
- Będzie Adrian? –
zainteresowałam się z nagła.
- Owszem. Niestety
lub stety, przyjedzie razem z Maksem, Oliwerem, Sonią i Laurą.
Równocześnie się
skrzywiłyśmy. Głównie dlatego, że od dwóch lat beznadziejnie podkochiwałam się w
Adrianie, który również od dwóch lat był zaręczony z Laurą. Dlatego jej
obecność była mi wybitnie nie na rękę.
- Trudno –
westchnęłam, klnąc w skrytości ducha. Cudna wizja małego sam na sam z
ukochanym, rozwiała się jak mgła. Nie mogłam dostać od losu, tej jednej,
jedynej szansy?
Po obiedzie, kiedy
przyjaciółka udała się na hotelowy basen, usiadłam na łóżku, stawiając przed
sobą na chybotliwym stoliku, upragnioną zdobycz.
Lampa była stara i
pomimo wcześniejszego wrażenia, odrobinę zaśniedziała. Bez słowa obejrzałam
się, sięgnęłam pod poduszkę i wyjęłam spod niej swoje spodnie od piżamy. Potem
z zapałem zaczęłam wycierać podstawę. Jednak po chwili wstałam, poszłam do
łazienki i przyniosłam ze sobą pastę do zębów, proszek do prania i mydło w płynie.
Bez oporów wypróbowałam wszystkie środki, by w końcu otrzymać w miarę
zadowalający efekt. Na podstawie zauważyłam dekoracyjne arabeski, a tarcza przy
zbiorniczku zaczęła nieznacznie błyszczeć.
Zaciekawiona
postanowiłam ją zapalić. Tuż pod abażurem, w owalnym zbiorniczku, sterczało
pięć postrzępionych knotów. Wydawały się wystarczająco tłuste i zapaliły prawie
od razu, nie wymagając więcej niż dwóch zapałek.
Z wielkim
zainteresowaniem przyglądałam się pełgającym płomyczkom. Tkwiłam w bezruchu
dopóty, dopóki stare knoty nie zaczęły wydzielać z siebie straszliwego odoru
zjełczałego tłuszczu. Lekko zaniepokojona pomyślałam o reakcji Lany na zbyt intensywny
zapaszek panujący w pokoju i w pośpiechu rzuciłam się do okna.
Zaczerpnęłam świeżego
powietrza i rozchyliwszy okiennice na maksymalną szerokość, odwróciłam się. I
zamarłam w bezruchu, z rozdziawionymi ze zdumienia ustami.
Na naszym łóżku
siedział potężny, muskularny mężczyzna o ciemnej, mahoniowej skórze. Był
całkiem łysy i nagi, nie licząc skąpej opaski, zawiązanej wokół bioder. Wyginał
się i naprężał muskuły, jakby właśnie wydostał się z jakiegoś ciasnego
pomieszczenia, które nie pozwalało mu przez dłuższy czas rozprostować mięśni.
Akurat kręcił głową dookoła, masując dłonią kark, gdy jego wzrok padł na moją
znieruchomiałą sylwetkę. Wąskie, lekko skośne oczy spojrzały badawczo,
obserwując mnie z mieszanką pogardy, zaciekawienia i lekceważenia.
- O rrrannny! –
wyjęczałam w ciężkim szoku.
Chciałam dżina, to go
dostałam. Nie mogłam więc stać jak ten słup soli, bo jeszcze pomyśli, że jestem
jakaś niedorozwinięta i ulotni się w siną dal. Co to, to nie!
- Jakiś ty śliczny!
– wykrzyknęłam z entuzjazmem i
pokonawszy nagły paraliż, potykając się o porozrzucane buty, podeszłam bliżej.
Mało brakowało, a zaczęłabym skakać z radości.
Znów spojrzały na mnie
atramentowoczarne oczy, z niezwykłymi ognikami w głębi. Twarz miał szczupłą, o
wyraźnie zarysowanym spiczastym podbródku, zgrabnym nosie i wąskich ustach. Ale
kiedy się uśmiechnął, zobaczyłam odrobinę zbyt ostre zęby. Potem lekko wysunął mięsisty,
purpurowy, rozdwojony na końcówce język. Nieznajomy wprost emanował erotyzmem,
jednak choć czułam go w powietrzu i przez skórę, to nie bardzo mi się to podobało.
- Nie do wiary!
Kobieta! Allah jest łaskawy! – powiedział przyglądając się mi badawczo.
Dziwnie zaczął rozmowę,
a w dodatku znakomicie go zrozumiałam. „Nic dziwnego, w końcu jest dżinem” - pomyślałam
mgliście. Czary i tak dalej…
- Ty z tej lampy?
– upewniłam się, stając naprzeciwko niezwykłego gościa.
- Można to tak
ująć – odparł lakonicznie. – Jakiś dureń uwięził mnie w niej kilka setek lat
temu. Jestem więc głodny, zdrętwiały i… - tu zawiesił głos, w dość jednoznaczny
sposób spoglądając w moje oczy.
- Nic z tego –
powiedziałam twardo. Cokolwiek chodziło mu po głowie, mogło zaczekać. Przede
wszystkim musiałam zadbać o własny interes. – Najpierw życzenia, potem możesz
sobie szaleć, ile dusza zapragnie.
- Myślałem, że z
braku laku, mogłabyś i ty…
Dziwny jakiś był ten
dżin. Nie dość, że doskonale go rozumiałam, to w dodatku posługiwał się całkiem
nowoczesnymi zwrotami.
- Że co? – spytałam
z niemądra miną.
- No wiesz… - znów
znacząco zwiesił głos, usiłując nadać swemu spojrzeniu uwodzicielski wyraz.
Zapatrzyłam się na
niego, niczym sroka w gnat. Dopiero, gdy zauważyłam, jak wymownie masuje
okolice krocza, otrząsnęłam się z szoku i wybuchłam.
- Co ty sobie
wyobrażasz? – Ujęłam się energicznie pod boki. – Cholera! Dlaczego akurat mnie
trafił się jakiś erotoman?
- Pięćset
czterdzieści trzy lata postu to chyba wystarczający powód – odparował z urazą,
wstając i przeciągając się.
- Najpierw moje
życzenia i później możesz sobie ruszać w świat, bzykając wszystko co napotkasz.
- Chociaż troszkę…
Dotkniesz tylko…
- Uuuu… - Podeszłam
bliżej i walnęłam go zaciśniętą pięścią prosto w żołądek. Nawet się nie
skrzywił, tylko spojrzał na mnie rozbawiony z góry.
- I jak będzie?
- Ja chyba
oszaleję? Posłuchaj mnie ty bucowaty duchu z lampy! – Każde słowo podkreślałam
energicznym uderzeniem w jego pierś. Swoją drogą, czułam się niczym komar
atakujący słonia. Erotyzm ulotnił się jak mgła, w zamian za to pojawiła się
wściekłość.
- Moim pierwszym
życzeniem jest, abyś trafił gdzieś, gdzie sobie ulżysz. Jak zejdzie z ciebie
trochę pary, to masz wrócić. Zrozumiano? – dodałam groźnie.
- Twoje życzenie
jest dla mnie rozkazem – mruknął drwiąco i zniknął tak nagle, że moja
zaciśnięta pięść trafiła w próżnię i zachwiawszy się, upadłam na łóżko.
Przez bardzo długą
chwilę leżałam w bezruchu, zastanawiając się, czy moja wyobraźnia nie spłatała
koszmarnego figla. Potem uniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Lampa wciąż
stała na stoliku obok łóżka, rozsiewając wokół siebie cudowny zapaszek
zjełczałego tłuszczu. Nic nie świadczyło o tym, by przed chwilą siedział tu
baśniowy stwór, domagający się ode mnie usług seksualnych. No właśnie – to było
najdziwniejsze.
- Zwariowałam –
powiedziałam z grozą w głosie. – Jak nic, po powrocie z wakacji trafię prosto
do czubków!
Chociaż jeśli dżin
wróci i spełni życzenia… Pomyślałam o Adrianie. Tak, to było przyjemne szaleństwo.
„Co mi tam” –
stwierdziłam lekkomyślnie. „Pójdę popływać, poopalać się i zaczekam, aż ten
erotoman się pojawi. A potem zobaczymy.” Podniesiona na duchu rychłą wizją
spełnienia swych od dawna skrywanych pragnień, szybko przebrałam się w kostium,
narzuciłam tunikę i z książką pod pachą, skierowałam na plażę.
Do kolacji snułam
radosne marzenia, od teraz, aż do przyszłości wypełnione ubóstwianym mężczyzną.
Z detalami odpracowałam pierwszą randkę, pierwszy pocałunek i pierwszy seks.
Na chwilę przypomniałam
sobie muskularną sylwetkę i ciemne, drwiące oczy. Dżin, owszem, był seksowny,
ale całkowicie nie dla mnie. Nie gustowałam w takich mięśniakach, co to myślą,
że wystarczy skinienie i dziewczyny same już ustawiają się w kolejce. Miał
spełniać moje życzenia, a nie umawiać się ze mną na randki. Zresztą już
dokładnie wiedziałam, co mu chodzi po głowie i z pewnością nie była to wizja
romantycznej kolacji przy świecach…
Najlepiej będzie jak
zajmę się marzeniami o weselu i podróży poślubnej, rzecz jasna z Adrianem.
Potrząsnęłam głową i z niejakim trudem powróciłam do poprzednich planów.
Do pokoju wróciłam
błogo rozleniwiona, absurdalnie szczęśliwa i rozmarzona. Dżina wciąż nie było. Poczułam
lekki niepokój, ale w końcu miał co nadrabiać – pięćset lat!
Moja współlokatorka
wciąż jeszcze nie wróciła znad basenu. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam udać
się na kolację w pojedynkę.
Kiedy tylko usiadłam
przy stoliku, z talerzem pełnym smakołyków, zjawił się dżin.
- Tak szybko? –
zdziwiłam się przelotnie, ładując sobie do ust soczysty kawałek mięsa.
Zajął miejsce
naprzeciwko i z zaciekawieniem się przyglądał. Nie był już nagi, miał na sobie biały
t-shirta z napisem „I’m a ghost” i plażowe spodenki z żółte banany.
- Brałem od razu
hurtem. – Mrugnął łobuzersko i poczęstował się kawałkiem chleba.
- Nie gadaj? – Przełknęłam
to, co miałam w ustach i sama podsunęłam mu talerzyk z sałatką. – Częstuj się,
musisz mieć dużo sił, zanim przystąpimy do realizacji moich życzeń. I skąd masz
takie wystrzałowe ciuchy?
- Musiałem się wtopić
w tłum.
- I w tym celu
założyłeś na siebie te cudaczne gacie?
- A co? Złe są?
- A nie, nie. – Chwyciłam
szklankę z wodą i popiłam. – Swoją drogą, dziwaczny jesteś. Ten z bajki był
bardziej… Hm… Bajeczny? Magiczny?
- Uduchowiony,
tragiczny – podpowiedział uprzejmie.
- No właśnie! A ty
pierwsze, o czym pomyślałeś, to seks.
- Nadal mam
ochotę…
- Zmiłujcie się
niebiosa!
- I wciąż mi stoi…
Zakrztusiłam się. Przez
chwilę obserwował jak usiłuję złapać oddech, potem uprzejmie walnął mnie w
plecy.
I właśnie wtedy
pojawiła się najwyraźniej zaintrygowana Lana.
- Tu jesteś!
Wszędzie cię szukałam. A kim jest ten przystojniak? – Wdzięcznie zajęła miejsce
przy stoliku. Przez chwilę przyglądałam się z niesmakiem, jak przyjaciółka
mizdrzy się i kryguje, mrugając przy tym głupawo rzęsami.
- W zasadzie to
nie wiem. Jak się nazywasz? – Spojrzałam na dżina z nieukrywaną ciekawością.
- Kevin Costner –
odparł stanowczo.
Przez bardzo długa
chwilę wpatrywałyśmy się w niego osłupiałe. Potem wybuchłam śmiechem.
- Ty kretynie –
powiedziałam ocierając łzy z oczu. Miałam w nosie to, że Lana spogląda na mnie z
niesmakiem. – Aleś sobie wymyślił!
- To niech będzie
sam Kevin – warknął z urazą. - Z czego się śmiejesz, szurnięta babo?
Puściłam tę obelgę mimo
uszu.
- A więc to jest
pan Sam Kevin, a to Lana, moja przyjaciółka. – Wciąż rozbawiona, dokonałam
uroczystej prezentacji.
Całe szczęście, że
przejęli na siebie ciężar konwersacji, więc mogłam dokończyć kolację. Dżin był
niezły – na poczekaniu wymyślił nową tożsamość, kilka wspomnień z
traumatycznego dzieciństwa i smutną opowieść o przeżytym ostatnio zawodzie
miłosnym. Ubaw po pachy, zwłaszcza, że Lana uwierzyła w każdy szczegół, w
odpowiednich momentach potakując współczująco głową lub też wydając pełne
zgrozy okrzyki. Przelotnie zastanowiłam się, czy trafią do łóżka jeszcze tego
wieczoru – widać baśniowy napaleniec nadal nie był w pełni zaspokojony. Potem
pomyślałam, że czeka mnie długa, bardzo długa rozmowa z przyjaciółką…
„Co za ironia losu” –
pomyślałam, idąc po deser. Mam w garści seksownego, chętnego faceta, a w
dodatku takiego, który niejako z urzędu będzie musiał spełnić moje marzenia. I
oddaję go bez cienia żalu.
Kiedy wróciłam, przy
stoliku nikogo nie było. Z filozoficznym spokojem zjadłam do końca i powoli
skierowałam się do pokoju. Myślałam, że zastanę w nim Lanę, a tymczasem w
środku było pusto. Zaintrygowana, gdzie też podziała się moja współlokatorka,
weszłam do łazienki. Zabawiłam tam dłuższą chwilę, gdy nagle trzasnęły drzwi
wejściowe i usłyszałam cichy, kobiecy śmiech. Potem nastąpiła seria głośnych
jęków i dziwnych stęknięć.
Delikatnie uchyliłam
drzwi łazienki. Przez powstałą szparę miałam doskonały widok na cały pokój oraz
na obszerne łóżko. A na nim, najwyraźniej bardzo sobą zajęci, znajdowali się
właśnie Lana i dżin.
„O cholera!” –
pomyślałam, wycofując się cichaczem. Co ja miałam teraz zrobić? Aby wyjść z
apartamentu, musiałabym przejść przez prawie całą sypialnię. Jak, skoro nie chciałam
zdradzić swojej obecności? „Podwójna cholera” – dodałam w duchu. Musiałam zostać
w łazience, wsłuchując się w coraz bardziej narastające okrzyki.
Zaraz! – wyprostowałam
się z nagła. Przecież to nie był głos mojej przyjaciółki…
Zaniepokojona tym
stwierdzeniem, ponownie zerknęłam zza futryny. Co za skubaniec! Kiedy on w
ogóle zdążył dokonać nowego podboju?
Na łóżku sytuacja
najwyraźniej się klarowała. Kobieta klęczała, obrócona tyłem do mężczyzny, a
jej pośladki znajdowały się na wysokości sterczącego przyrodzenia. I w tym
momencie poczułam zdumienie. I dziką zazdrość… Też bym chciała faceta z takim
sprzętem!
„Nie czas na głupoty” –
upomniałam samą siebie. Trzeba będzie przywołać tego erotomana do porządku.
Zgrzytnęłam zębami i
stanowczo otwarłam drzwi na oścież, wylatując na środek sypialni.
- Co to ma
znaczyć? – spytałam surowo.
Dżin ani odrobinę się
nie zakłopotał. Celnym ruchem wbił się pomiędzy sterczące pośladki wijącej się
przed nim kobiety i wolno zaczął ją posuwać, patrząc jednocześnie z ironią w
moje oczy.
- A co? Nie widać
– odpowiedział pogodnie, jednocześnie figlarnie puszczając oczko.
- Yyyy… -
zająknęłam się, czując jak moje policzki raptownie czerwienieją.
- Chcesz się
przyłączyć? – Teraz jakby odrobinę przyspieszył.
- Za kwadrans ma
jej tu nie być!
- To twoje
życzenie? – spytał lekko posapując. Kobieta na łóżku wydawała z siebie coraz
głośniejsze jęki.
Nie odpowiedziałam,
tylko godnie, na tyle, na ile pozwalała na to sytuacja, opuściłam pokój. Stałam
po drugiej stronie drzwi, z wściekłością wsłuchując się w okrzyki rozkoszy i
coraz głośniejsze plaskanie. W końcu wszystko stało się chaosem, zakończonym
zgodnym skowytem dwóch głosów. Lecz, o ile w jednym słyszałam tylko ekstazę, to
w drugim wyraźnie było wyczuwalne rozbawienie.
- Możesz już wejść.
– Dżin szerokim gestem zaprosił mnie do środka. O dziwo, jego kochanka zniknęła.
On sam stał w narożniku pokoju, całkiem nagi, z wciąż jeszcze nabrzmiałą
męskością i najspokojniej w świecie pił moje zdobyczne piwo.
- Oddawaj! –
wrzasnęłam, dodając kilka niecenzuralnych słów.
- Wielkie mi
rzeczy. – Pstryknął palcami i na stole pojawiło się jeszcze kilka butelek
ulubionego napoju.
Przytuliłam je z
uczuciem do piersi. Potem zerknęłam na niego potępiająco.
- Posłuchaj mnie
teraz. – Wstałam i spojrzałam prosto w te niezwykłe oczy. – Skoro już uwolniłam
cię z lampy po tylu latach niewoli, to może zacząłbyś myśleć, jak by tu się
odwdzięczyć?
- Cały czas mam to
na uwadze.
- Wyczuwam sarkazm
w twoim głosie?
- A skąd u licha
mogę wiedzieć, co wyczuwasz?
No nie! Co za bezczelny
typek. Zmełłam w ustach przekleństwo.
- Ubierz się
chociaż i nie paraduj mi tu z przyrodzeniem na wierzchu.
- Z czym? – Spojrzał
na mnie z ciekawością. Potem rozsiadł się w fotelu i po namyśle przykrył porzuconym
na skraju łóżka ręcznikiem.
- Nieważne.
Zajmijmy się moimi życzeniami. Więc po pierwsze…
- Jestem głodny –
przerwał bezczelnie.
- …musisz sprawić,
by Adrian…
- Zjadłbym
soczystą pieczeń – westchnął rozmarzony.
- Zamorduję cię!
Przysięgam!
- Nie możesz.
Jestem nieśmiertelny – uśmiechnął się szelmowsko.
Milczałam przez dłuższą
chwilę. Dżin z bajki był dystyngowanym duchem, posłusznie spełniającym
życzenia. A ten tutaj zachowywał się jak aktor komediowy, o kiepskim poczuciu
humoru. I w dodatku myślał tylko o jednym…
- Jak nie
zaczniesz współpracować, to poślę cię z powrotem do tej lampy, szybciej niż
myślisz – zagroziłam, złowrogo łypiąc na niego.
- Ciekawe jak? –
burknął, ale przysięgłabym, że w jego oczach ukazał się błysk niepokoju.
- To jak będzie?
- Wal pierwsze
życzenie – powiedział z cierpiętniczą miną.
- No więc…
- Nie zaczyna się
zdania od więc!
Nie wytrzymałam.
Rzuciłam się na niego z zamiarem przywalenia mu w tą bezczelną, choć
niewątpliwie przystojną twarz. Okazało się jednak, że spodziewał się tego ataku
i po chwili trzymał mnie w żelaznym uścisku, nie pozwalając na najmniejszy
nawet ruch.
- To już jest
szczyt wszystkiego – oznajmiłam rozgoryczona.
- O nie, jeszcze
nie – stwierdził spokojnie, a potem bez problemu przełożył mnie przez kolano i
wymierzył soczystego klapsa.
Wrzasnęłam jak oszalała.
I w tym akurat momencie
do pokoju weszła Lana.
- Co wy tu
robicie? – spytała śmiertelnie zdumiona.
- Gra wstępna. – Dżin
mrugnął do niej okiem, szeroko się uśmiechając. – Chcesz się przyłączyć?
Udało mi się
wyswobodzić z jego uścisku, stanęłam więc obok i prychnęłam, słysząc te słowa.
Energicznie poprawiłam ubranie i ze złością spojrzałam w rozbawione, czarne
oczy.
- Nie słuchaj tego
kretyna.
- Wiesz… Sytuacja
dość dwuznaczna, a w dodatku on jest prawie nagi.
- Jak dla mnie
może mieć dodatkowo ogon z piór i zęby wampira. A ty wciągaj portki, idziemy
się przejść i poważnie porozmawiać. Już! – warknęłam.
Chyba stracił ochotę na
przekomarzanie, bo ubrał się i posławszy wciąż lekko osłupiałej Lanie całusa,
podążył za mną, z rozanieloną miną wpatrując się w tą cześć ciała, znajdującą
się poniżej mych pleców. Myśl o morderstwie stawała się coraz bardziej realna…
- Siadaj. – Wskazałam
mu wiklinowy fotel. Miejsce było dość odludne i idealnie pasowało, by
przeprowadzić poważną rozmowę.
- Ja cię nie
rozumiem. Odfajkowałbyś te moje życzenia, potem gdy byłabym już zajęta swoim
życiem, miałbyś święty spokój. A ty nie! Wciąż się migasz – wytknęłam mu z
dobrze wyczuwalną pretensją.
- Nie musisz –
mruknął, patrząc na mnie przeciągle. – Wiesz, że od samego początku mam na
ciebie nieziemską ochotę?
Aż otwarłam usta ze
zdumienia.
- Dobrze, mów
pierwsze – powiedział z cierpiętniczą miną zmieniając znienacka temat rozmowy.
- Serio? – Spojrzałam
podejrzliwie.
- Tak.
Westchnęłam z ostrożnym
zdumieniem. Pora zacząć…
- Jutro przyjeżdża
kilku moich znajomych, w tym Adrian. Problem polega na tym, że jest zaręczony.
- I pewnie kocha
inną? – podsunął usłużnie dżin.
- No tak…
- To po kiego
diabła potrzebny ci taki pajac?
- Chciałabym, abyś
mu nie ubliżał. Sprawa jest prosta – ma się zakochać we mnie.
- Szczegóły.
- Jakie szczegóły?
- Zlecenie musi
mieć jasno i wyraźnie sprecyzowane cele oraz przebieg. Inaczej mogłabyś mieć
pretensje, że coś poszło nie tak. Regulamin tego wymaga.
- Dobrze, więc
zrobimy tak – rozkręciłam się na całego. - Będą czekali w holu, aż zameldują
ich w recepcji. Wtedy wejdę tymi drzwiami z prawej. Wzrok Adrian padnie na mnie
i to będzie pierwsze uderzenie.
- Czyli ma poczuć
tę miłość, niczym grom z jasnego nieba? – upewnił się dżin.
- Coś w tym
rodzaju.
- I zakochać się
bez pamięci w pierwszej kobiecie, która pojawi się w drzwiach po prawej?
Litości, dziewczyno! Toż to strasznie durny i oklepany scenariusz!
- Nie marudź, to
moje życzenia – powiedziałam nadąsana. Faktycznie, trochę to brzmiało jak w
tanim romansie, ale za to jakie mogłoby być efektowne!
- Jak następne będą
równe głupie, to ja już tam wolę powrót do lampy…
Pokazałam mu język. Ku
memu zaskoczeniu, odpowiedział tym samym. Potem odezwał się pojednawczym tonem.
- No już dobrze.
Pamiętaj tylko, że miałaś pięć życzeń do dyspozycji, jak spełnię to, zostaną
jeszcze trzy.
- Dlaczego pięć? I
przecież to jest moje pierwsze, więc wisisz mi jeszcze cztery.
- A ile lampa
miała knotów? Pięć, prawda? No i chciałaś, żebym się zabawił na samym początku…
- To też się
liczyło? – z jękiem wplotłam dłonie we włosy. – No trudno. A więc tym bardziej
nie marudź, skoro jedno z moich drogocennych życzeń poświęciłam na twoje
ekscesy erotyczne.
- Trzeba było
ściągnąć sukienkę i wypiąć tyłeczek… Wtedy byś nie straciła.
- Wolałabym oddać
wszystkie – odparłam stanowczo, patrząc na niego z potępieniem.
Przez chwilę milczał,
jakby nie mogąc znaleźć odpowiednio ciętej riposty.
- Jak masz na
imię? – spytał nieoczekiwanie.
- Co? No tak…
Liloo. – Z wahaniem podałam mu rękę. – I skąd ten durny pomysł by nazwać się
Kevin Costner?
- Nie wiem. – Wzruszył
ramionami. – Przypadkiem usłyszałem w tym szklanym pudle, jak bzykałem jedną
laskę.
- Tylko bez
szczegółów – zastrzegłam szybko. – A naprawdę?
- Amir.
- To arabskie
imię?
- A jak myślisz? Przecież
nie chińskie.
- Zgryźliwy jesteś
kolego. No dobrze, plany na jutro ustalone. Aha, Adrian to ten z kręconymi
złotymi włosami.
- Będę wiedział
który. – Wyglądał na zasępionego, nie wiadomo z jakiego powodu. Chyba był odrobinę
zły. – Ani przez moment nie zapytałaś, jak trafiłem do lampy i kiedy skończy
się moja niewola. Obchodzi cię tylko, ten nieznany mi mydłek.
- Nie dramatyzuj.
- Zejdziesz
schodami po prawej? – upewnił się z nagłym błyskiem w oku, który wydał mi się
podejrzany.
- Tak –
potwierdziłam. - Szkoda, że mam tak mało życzeń, poprosiłabym o boski wygląd…
Spojrzał na mnie z
ukosa.
- Myślę, że nie
musisz o to prosić. Ten Adrian musi być głupcem, jeśli tego nie zauważył.
Akurat! Przyznaję, nie
straszyłam wyglądem, ale daleko mi było chociażby do Laury. Miałam ciemne,
kręcone włosy, otaczające w prawdziwym chaosie, szczupłą twarz o dużych oczach.
Tu natura nie poskąpiła mi swej łaski – miały interesujący odcień szafirów. Usta
były zbyt stanowcze, nos lekko zadarty, nakrapiany tysiącem piegów. Dalej było
już nijak – drobna, niewysoka, choć z muszę przyznać, że o dość wyraziście
zaznaczonych kobiecych kształtach.
I tyle…
- Dobrej nocy –
uśmiechnęłam się smętnie, pognębiona analizą atutów swej urody. Potem wróciłam
do pokoju. Nie dość, że byłam nieziemsko zmęczona, to jutro czekał mnie
naprawdę wielki dzień.
cdn...
PS. Czy ktoś mi powie, jak jest poprawnie: atramentowo-czarne czy też atramentowo czarne? Szukałam, ale nie mogę znaleźć odpowiedzi :(
Kiedyś coś słyszałam na ten temat...O ile dobrze pamiętam to atramentowo-czarne gdy są dwukolorowe,jeden kolor wyraźnie odcina się od drugiego. A gdy mają być atramentowoczarne to tak,jak ciemnozielone,kolor jest jeden z podkreśleniem jakiegoś atutu,tak jak tu atramentowe,czy też jasne,ciemne itp. :) . Ale głowy nie dam uciąć - miałam to w podstawówce :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, M.
No właśnie. Ja też tak myślałam, ale dla pewności wbiłam hasło w neta i zgłupiałam... Akurat mam remont i słowniki leżą przywalone całą masą innych książek :( więc nie mogę sprawdzić.
OdpowiedzUsuńMyślę że czytelnicy nie zwrócą na ten błąd - nie - błąd najmniejszej uwagi bo cały tekst jest strasznie wciągający,choć przeczytałam już wszystkie części Dżina :)
OdpowiedzUsuńM.
bardzo podoba mi się to opowiadanie, stwarzasz świetną atmosferę <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
*"Po chwili piastowałam już upragniony przedmiot w objęciach" - jesteś pewna, że "piastować" to dobre określenie? Bo w sumie zdanie to znaczy tyle, co "troszczyłam się o upragniony przedmiot w objęciach".
OdpowiedzUsuń*"przyjedzie wraz z Maksem" - Jak często ty w rozmowie ze znajomymi używasz "wraz"? :> Może i się czepiam, ale ja akurat zwracam uwagę na takie rzeczy, bo według mnie wyglądają nienaturalnie w dialogach.
*"Ale kiedy się uśmiechnął, zobaczyłam odrobinę zbyt ostre zęby i mięsisty, purpurowy, rozdwojony na końcówce, język. Wprost emanował erotyzmem, jednak choć czułam go w powietrzu i przez skórę, to nie bardzo mi się to podobało" - 1) to w jaki sposób on się uśmiechał, skoro widać było końcówkę języka? :o, 2) rozumiem, że to język emanował erotyzmem? ;> Warto byłoby drugie zdanie zacząć od "mężczyzna".
*"- Uuuu… - Podeszłam bliżej i walnęłam go zaciśniętą pięścią prosto w żołądek" - to "uuuu..." co miało oznaczać?
*"Nie był już nagi, miał na sobie białego t-shirta z napisem „I’m a ghost” i plażowe spodenki z żółte banany" - zastanawiam się, czy to tak specjalnie ironicznie miało być, ale mimo wszystko napiszę - biały t-shirt.
*"Spojrzałam nie dżina z nieukrywaną ciekawością" - na dżina.
*"cichutko wycofując się do tyłu" - "do tyłu" wywalić, bo masło maślane się robi; nie można przecież wycofywać się do przodu.
*"I zakochać się bez pamięci w pierwszej kobiecie, która pojawi się w drzwiach po prawej?" - tja... oczywiście dżin przekręcił jej życzenie, a ona się jeszcze zgodziła i pójdzie nie tak, jak miało pójść. Ech... :P
Jak wyglądają "zbyt stanowcze" usta?
A dlaczego akurat atramentowo czarne, a nie czarne (ewentualnie "czarne jak coś tam")? W sumie tak teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać i... czarny zawsze chyba wygląda tak samo? Nie tak, jak na przykład atramentowy niebieski.
Z typowo technicznych rzeczy - źle zapisane dialogi (przy okazji - zaczyna się je też długą kreską na początku) i błędy interpunkcyjne (ale nie tragiczne, raczej nie przeszkadzały mi w czytaniu).
Powiem ci, że pomysł z lampą ciekawy, opowiadanie wciągające, a główna bohaterka irytująca i z wkurzającym typem myślenia :P Ale to chyba jeszcze nastolatka (chyba że to kieszonkowe, o którym wspomniałaś, to sarkazm), więc jej wybaczam :>
Pozdrawiam :)
Poprawiłam wszystko za wyjątkiem "uuu". Jakoś tak tu pasuje :)
OdpowiedzUsuńCo do dialogów - piszę na notebooku, gdzie nie mogę znaleźć "długiej kreski". A z ręką na sercu - szukałam, posiłkując się informacjami z neta. Albo mam jakiegoś trefnego worda.
Aha. Co do tych atramentowo czarnych oczu. Czy gdybym napisała to łącznie, można wtedy potraktować powyższe wyrażenie jako uwypuklenie słowa czarnych?
Ja tam nie wiem... Sama muszę poszukać regułek na temat tego, jak zapisywać kolory, bo ostatnio różne wersje widzę i mam mętlik w głowie. Jeśli znajdę coś podobnego do "atramentowo czarnych", to dam znać ;)
OdpowiedzUsuńA o "uuu" nie chodziło mi o to, że nie pasuje w ogóle, tylko zastanawiałam się, co chciałaś przez to pokazać ;) Bo wychodzi na to, że taki dźwięk wydała z siebie dziewczyna po uderzeniu dżina, co jest dla mnie dość dziwne. Bardziej pasowałoby do dżina, który jęknął z bólu :>
Ja długiej kreski u siebie też nie mogę znaleźć :/ Dlatego kopiuję ją ze środka tekstu, jak mam już wszystko napisane i czasem szlag człowieka może trafić :P Ale podobno w Wordzie jest taka opcja, że można po napisaniu tekstu ustawić automatyczną zmianę dywizu na myślnik. To jest coś... trzeba tylko to znaleźć :P
A można, można, tylko u mnie nic nie działa. Teoretycznie jak wstawiam -- to sam program musi zamienić to na pauzę. I co? Figa z makiem...
OdpowiedzUsuńSkrót klawiszowy nic nie daje. Jedyne wyjście, to poprawić cały tekst za pomocą wstawienia symbolu "-". Ale jakoś nie mam do tego serca :)))
Tak więc co do tego, to po prostu się poddałam, zwłaszcza jak na stronie korekty24 przeczytałam, że powoli odchodzi się od długiej kreski.
Podoba mi się pomysł na wykreowanie Amira. Odcina się od reszty. :--)
OdpowiedzUsuń