Jeśli chcecie wiedzieć, naprawdę mi się to śniło. No, może za wyjątkiem soczystych scen erotycznych. W końcu miałam wtedy szesnaście lat... W starym zeszycie mam pierwotną wersję, zapisaną tuż po przebudzeniu. Do dziś jestem ciekawa jakie zakończenie wymyśliłaby moja podświadomość, gdybym się nie obudziła? A tak, od momentu rozmowy po omdleniu, musiałam stworzyć resztę.
link do części I - (klik)
Sen (II)
6.
Obudziło ją niezwykle przyjemne uczucie, pulsujące w dole brzucha.
Cichutko westchnęła prężąc się, a następnie otwarła oczy i rozejrzała dookoła.
W tej samej chwili poczuła coś bardzo wilgotnego i gorącego, pieszczącego
najbardziej intymne obszary, zwinnie igrającego z nabrzmiałą łechtaczką.
- Podoba ci się to? – Na chwilę przerwał i wpatrzył się prosto w jej
oczy.
Bez słowa, ponownie chwyciła jego głowę i przyciągnęła do swych ud.
- Tak.
- Podnieca cię to? – Zauważyła jeszcze niebezpieczny blask w
niezwykłych oczach, potem krzyknęła, kurczowo zaciskając dłonie na śliskim
prześcieradle. Przez chwilę słychać było tylko ciche stękanie, potem mężczyzna
przerwał i wyprostował się, spoglądał na nią z góry z nieodgadnionym wyrazem
twarzy.
Ona również się podniosła i klęknąwszy przed nim, wzięła jego twardą i
gorącą męskość do ust. Pieściła, ściskając i przesuwając ręką, jednocześnie
języczkiem delikatnie drażniąc czubek. Przesuwała nim raz głębiej, raz płycej,
a gdy poczuła, że jest już wystarczająco nabrzmiały i gotowy do akcji, zaczęła
go ssać, intensywnie przesuwając nim w ustach, zwalniając, a potem znów robiąc
to coraz szybciej.
Dłużej nie mógł wytrzymać takich pieszczot, więc stanowczym ruchem
podniósł ją i odwrócił tyłem. Dziewczyna opierając się rękoma o jeden ze słupów
łoża, prowokująco wypięła pośladki. Chwycił krągłe biodra i gładkim, mocnym
pchnięciem wszedł tak głęboko, jak to było możliwe. Jego ruchy były gwałtowne i
silne. Zaczęła jęczeć, najpierw cichutko, potem coraz głośniej, aż w końcu jęk
przeszedł w długi spazmatyczny krzyk.
Uderzenie za uderzeniem zbliżali się do finału. Jednak za każdym razem,
kiedy byli już o krok od szczytu, spowalniał, a gdy podniecenie opadło, znów
przyspieszał.
Krzyczała, błagając o zakończenie tych rozkosznych tortur, czując że nie
da rady już tego dłużej wytrzymać. Nawet wcześniejsza ekstaza wydawała się
bladym cieniem, przy tym, czego teraz doświadczała.
Lecz mężczyzna był bezlitosny. Jednostajnymi, silnymi ruchami, uderzał
coraz mocniej, głębiej, brutalniej. Jego głośny, chrapliwy oddech mieszał się z
błagalnymi prośbami Tamary. Nagle ścisnął jej pośladki obiema rękoma i
eksplodował potężnym strumieniem. Przed oczyma pojawiła się istna feeria barw,
a orgazm był tak potężny, że na kilka sekund stracił świadomość. Potem opadł na
łóżko, obok bezładnie leżącej dziewczyny, równie mocno wyczerpanej doznaniami
jak i on.
Z wolna ich oddechy uspokajały się.
Obrócił się na bok i podparłszy głowę ręką, wpatrywał się w nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. On jeden wiedział, że być może przegrał nie
tylko bitwę, ale i całą wojnę. Przelotnie zdziwił się, że wydało mu się to tak
mało znaczące.
Dziewczyna skromnie okryła się skrajem kołdry. Ekstaza minęła. Jednak
wciąż było tyle niewiadomych, tyle pytań, na które nie znała odpowiedzi.
- Co teraz?
Wzruszył ramionami.
- Spędzimy trochę czasu razem, potem wrócisz do swego świata.
- Tak po prostu? Kiedy już ci się znudzę? – Te słowa miały w sobie
wiele goryczy.
- To nie tak. Cała ta kraina… – usiadł i znużonym gestem wskazał na
okno – to piekło stworzone tylko dla mnie. I tylko ja jestem tu więźniem. Inni
przychodzą i odchodzą według tego samego rytmu.
- Inni? Nie tylko kobiety? – Zaciekawiona spojrzała w jego oczy.
- No cóż... – tym razem w jego uśmiechu można było wyraźnie ujrzeć
całą mroczną część duszy. – Pomijając szczegóły, ja też mam swoje potrzeby, a
czar wezwania działa na różnych ludzi.
Zarumieniła się, gdy dotarł do niej ukryty sens tej wypowiedzi. Myśl, że
była tylko mało znaczącym pionkiem w dziwacznej rozgrywce, zezłościła ją, ale i
zasmuciła. Jedna z wielu, zabawka na pocieszenie dla osłodzenia niewoli. Ukryła
twarz w miękkiej poduszce, by nie zauważył łez, które właśnie napłynęły do
oczu.
Patrzył na nią bez wyrazu. Domyślał się dlaczego dziewczyna nagle zamilkła,
jednak nie potrafił zdobyć się choć na najmniejszy gest pocieszenia. Mógł za to
zrobić coś innego – wytłumaczyć.
- Dawno temu byliśmy potężną rasą, która władała całym tym
światem...
Zdziwiona tymi nieoczekiwanymi słowami i smutkiem brzmiącym w głosie,
uniosła głowę.
- Mieliśmy jednak mały problem, będący przyczyną naszej późniejszej
klęski. Nasze kobiety żyły zbyt krótko w porównaniu do swych partnerów. Nie
pytaj się dlaczego, bo tego nie wiem. Ta przewaga z czasem stała się tak
znacząca, że nie potrafiliśmy sobie z nią poradzić. W końcu, została nas tylko
nieliczna garstka, zaledwie kilka tysięcy samych mężczyzn, bez szans na
jakikolwiek związek czy potomstwo. I wtedy ktoś wpadł na pomysł sprowadzenia
kobiet z innego gatunku, obcego nam, lecz jednocześnie wystarczająco podobnego,
by mogło to zaowocować odrodzeniem naszej rasy.
- Chodzi o ludzi?
- Tak. Polowanie w obcym świecie dało znakomite rezultaty. Kobiety
jako kochanki, mężczyzn jako niewolników, ich dzieci jako... Akurat to nie jest
ważne. – Zdumiona uniosła brwi, ale widząc niebezpieczny błysk w wąskich
źrenicach, nie spytała o więcej. – I to był nasz jedyny sukces. Potomstwo
zrodzone z takich związków było słabe i tylko w nielicznych przypadkach przypominało
nas samych. A ludzie w końcu postanowili się zbuntować. Byliśmy zbyt nieliczni,
by się im przeciwstawić, choć fizycznie jesteśmy od was wielokrotnie silniejsi.
Wypędzono nas na północ, w mroźne partie wysokich gór. Postawiono również
barierę, tak silną, że do dzisiejszego dnia nikomu nie udało się jej
przekroczyć. Za kilka setek lat, pozostanie o nas tylko wspomnienie, legendy,
którymi straszy się niegrzeczne dzieci...
Milczała, powoli analizując każde słowo, które powiedział.
- A ty? Co z tobą? Za oknem nie zauważyłam ani gór, ani śniegu.
- Czasem i wśród łotrów trafia się jeszcze większy łotr – uśmiechnął
się z sarkazmem. Wyraźnie widziała, że nie chciał powiedzieć nic więcej.
- Nie jesteś taki zły. – Zamyślona zapatrzyła się w sufit. Dlatego
nie spostrzegła grymasu wściekłości, wykrzywiającego mu twarz. – Ale musiałeś
zrobić coś tak okropnego, że nawet swoi cię nie chcą. Mam rację, prawda?
Nie odpowiedział, tylko wstał i zaczął się ubierać.
- Teraz to już nie ważne. Przegrałem.
- Co przegrałeś?
- Moją zemstę.
Teraz także i ona wstała, otuliwszy się kołdrą, podeszła bliżej.
- I dlatego cię tu uwięzili?
Milczał przez dłuższą chwilę. Spojrzał w dół, potem uniósł dłoń i
opuszkami palców przesunął po jej policzkach.
- Nie. Cały czas wygrywałem. Klęskę poniosłem ostatniej nocy?
- Nie rozumiem. Bo się ze mną kochałeś?
- Nie – lekko się uśmiechnął. – Bo się w tobie zakochałem.
Nie spodobały jej się te słowa. Zmarszczyła brwi i cofnęła do tyłu,
patrząc mu buntowniczo w oczy.
- Nikt nie zakochuje się tak szybko. Zwłaszcza jeśli jest kimś takim
jak ty!
Wzruszył ramionami.
- Mogłem się zmienić.
Roześmiała się z goryczą.
- Nie. To znów jakaś gra, którą wciąż próbujesz ze mną prowadzić.
Nie wiem tylko po co?
- Nie wierzysz w miłość?
- To pożądanie, nie miłość – powiedziała z naciskiem. – Manipulujesz
tym pojęciem, lecz tak naprawdę nie wiesz, co może oznaczać. Nie jesteś zdolny
do takich uczuć.
Gwałtownym ruchem przycisnął ją do ściany i unieruchomił. Ujrzała w jego
oczach gniew i coś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać. Zawód?
Długo tak mierzyli się wzrokiem, nie mówiąc ani słowa. Potem rysy twarzy
mężczyzny wygładziły się, a wściekłość zastąpił smutek. Zupełnie nie pasujący
do tego, za kogo go uważała.
- Mało jeszcze o mnie wiesz...
Dotknęła dłonią szerokiej piersi.
- To dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Czego?
- Wszystkiego. Podałeś skróconą wersję jakiejś dziwacznej historii,
pełną niedomówień i niejasności. Jestem zagubiona w twoim świecie, niepewna
własnych zdrowych zmysłów. I w dodatku doświadczyłam czegoś, o czym kiedyś
tylko czytywałam w książkach...
Pytająco uniósł brwi.
- Powiedziałem ci prawie wszystko Tamaro, wszystko co pomogłoby
zrozumieć twój pobyt tutaj.
- A twoje imię? – spytała cicho.
Zaskoczyła go.
- Kayl.
- Kayl... – wyszeptała. Nie wiedziała, że minęły wieki odkąd ostatni
raz słyszał je wypowiadane na głos przez inną osobę. – Może od tego właśnie
należało zacząć? A teraz wyjaśni mi dlaczego cię tu uwięziono?
Dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby ważąc każde słowo,
które miał wypowiedzieć.
- Pragnąłem zbyt wiele: władzy, absolutnej mocy, nieśmiertelności.
Zwróciłem się przeciwko swoim i za to mnie ukarano.
- To ty sprowadziłeś ludzi do tego świata?
- Tak.
- I nadal to robisz?
Milczał, bo za szybko zmierzała do prawdy, której tak nienawidził.
- Czasami...
Pokręciła głową. Całość ukazała się nagle w bardzo wyrazistym świetle.
Był kimś, kogo w jej świecie nazwano by demonem, a to miejsce z całą pewnością
zasługiwało na miano piekła. Nie żartował, kiedy powiedział, że pragnie krwi.
Pytanie brzmiało tylko: na jak długo uda mu się opanować swój pierwotny
instynkt.`
- Zabijesz mnie, prawda?
- Powinienem. Ale nie wiem czy zdołam?
Te ciche słowa, wypowiedziane ze spuszczoną głową, przekonały ją o wiele
bardziej o jego uczuciach, niż jakiekolwiek szumne frazesy.
- Co się stanie, gdy tego nie zrobisz?
- Przegram. To więzienie stanie się całym moim światem, aż po sam
kres istnienia. Tutaj czas płynie inaczej, dużo wolniej...
Ujęła teraz jego twarz w swoje dłonie. Uważnie wpatrywała się w niezwykłe
oczy, szukając w nich fałszu, lecz znalazła tylko cierpienie.
- Czasem istnieje więcej niż jedno wyjście.
- Nie w tym wypadku. Już oni o to zadbali!
- Może nie wzięli go nawet pod uwagę? – Wspięła się na palce i
delikatnie pocałowała. Musnęła ustami jego wargi, czując jak silne ramiona otaczają
ją całą, zamykając w bezpiecznym, intymnym świecie. To było niezwykle
przyjemne, poczuć się tak kruchą i bezbronną, ogrzać w cieple drugiego
człowieka, cieszyć się magiczną chwilą. Zupełnie inne od namiętności, która
tyle razy rzucała ich sobie w ramiona.
I on pierwszy raz w swoim życiu zrozumiał, że istnieją jeszcze inne
wymiary bliskości. Takie jak ten teraz. Enigmatyczny i niewymuszony, lekki
dotyk kobiecej ręki, potrafił dać nie mniejszą rozkosz niż ekstatyczne
uniesienia. Jeśli właśnie to ludzie nazywali miłością, to wiedział już jak
wiele traciła jego własna rasa.
7.
Trochę trudno było się przyzwyczaić do ciepła drugiego ciała, oddechu
owiewającego szyję, bicia serca, które czuła na swych plecach.
Potrzeba powrotu stała się mniej nagląca, odległa jak i świat, z którego
pochodziła. Przez ostatnie dni istniało tylko tu i teraz, zamknięte w czterech
kamiennych ścianach, pełne ekstazy, o której kiedyś nawet nie ośmielała się
marzyć.
Kochali się już tyle razy, że dawno straciła rachubę. Czasem zmierzał do
celu powoli i z delikatnością, o którą nigdy, by go nie posądziła. Celebrował
każdą pieszczotę, z niezwykłą precyzją odmierzając pocałunki, tak długo, aż z
krzykiem błagała o spełnienie. Kiedy indziej bywał brutalny; wtedy brał ją
szybko, niemal po zwierzęcemu, a ból, który odczuwała mieszał się z rozkoszą,
przynosząc nowe, niezwykłe doznania.
Tak naprawdę to nie chciała rozmyślać o swoim położeniu, o przyszłości,
jeszcze bardziej zagadkowej niż kiedykolwiek. Rozdarta pomiędzy pragnieniem
powrotu do swego dawnego życia, a chęcią pozostania w tym miejscu na zawsze,
bez opamiętania rzucała się w wir namiętności, przynoszonej każdego dnia przez
demona z piekła rodem.
„Co będzie dalej?” – szeptał cichutki głos rozsądku w jej głowie, wtedy
gdy zasypiała, zmęczona seksem i wtedy gdy budziła się, pełna nadziei na nowe
doznania.
„Nic” – odpowiadała, wzruszając ramionami i przesyłając całusa w kierunku
swego odbicia w lustrze. „Jeśli ma to się kiedyś skończyć, to muszę wykorzystać
każdą daną mi chwilę. Jeśli trwałoby wiecznie... To wcale nie jest najgorszy
scenariusz, jakie mogłoby napisać dla mnie życie.”
Nie wiedziała, że gdy ona śpi, przytulona do ciepłego boku mężczyzny,
obserwują ją niezwykłe oczy o pionowych źrenicach. Zresztą nie chciałaby
oglądać tego, co w mogłaby wtedy w nich wyczytać.
Bo choć tak bardzo chciał ją zabić, to każdego kolejnego dnia ponownie
dawał porwać się nieokiełznanemu pożądaniu, pragnieniom, których nienawidził.
I on korzystał z każdej chwili, wiedząc że nadejdzie moment, gdy będzie
musiał to zakończyć. Pragnął wolności, pragnął zemsty i pragnął tej delikatniej
kobiety leżącej u jego boku. To było szaleństwo, ale nie umiał zdobyć się na ruch,
który pozwoliłby mu się uwolnić. Bo coraz mocniej czuł, że świat bez niej
stałby się zbyt pusty, a nikt inny nie mógł bardziej nadać sensu jego
istnieniu.
Poranek jak każdy inny w tej krainie, nie zapowiadał zmian nadchodzących
wraz z upływem każdej minuty. Obudziła się i usiadła na łóżku. Od razy
zauważyła, że jest sama. Kayl zniknął. Rozczarowana brakiem jego obecności,
wstała i podeszła do okna. Nagle ogarnął ją bezbrzeżny smutek, poczucie straty
czegoś cennego. Bez namysłu narzuciła na siebie suknię i wybiegła z komnaty, w
pośpiechu chwytając z talerza kawałek chleba.
Długo szukała go pośród pustych komnat, w których echo powtarzało,
wykrzykiwane przez nią imię. Jednak dopiero kiedy wybiegła na dziedziniec,
zauważyła potężną sylwetkę, stojącą w bramie prowadzącej na zewnątrz.
Powoli do niego podeszła, uspokajając przyspieszony oddech i łomoczące w
piersiach serce.
- Kayl?
Nie odwrócił się i nie odpowiedział. Pochylił głowę, jeszcze bardziej
garbiąc plecy, jakby kulił się pod wpływem niewyczuwalnego podmuchu wiatru.
- Kayl?- powtórzyła głośniej, dotykając jego ramienia.
- Czas być odeszła.
Nie od razu zrozumiała sens tych słów.
- Ale ja nie chcę! – Dopiero teraz była pewna, że to prawda.
Błyskawicznie odwrócił się, ukazując wykrzywioną w nieludzkim grymasie,
twarz.
- Nie ma znaczenia czego ty chcesz! Musisz odejść! Ja nie mam już
sił... Nie dam rady dłużej...
Oparł się o mur i powoli osunął na ziemię.
- Nie mogę już dłużej walczyć ze swym przeznaczeniem. Jestem zły
Tamaro, naprawdę zły. Robiłem rzeczy, o których nie chciałbyś wiedzieć. Nie da
się ze mnie zrobić grzecznego chłopca, tak po prostu, za pomocą kilku
pocałunków.
Wiedziała, że ma rację. Wyciągnięta dłoń zawisła w powietrzu.
- Mówiłeś, że mnie kochasz?
- Być może, o ile tak samo rozumiemy sens tego słowa. I dlatego chcę
byś odeszła, jeszcze teraz, dopóki mam siłę na to, by cię puścić wolno.
- A potem?
- Nie wiem co będzie później. I nie wiem, czego mogę się spodziewać
po sobie samym.
- Jeśli pragniesz mojej krwi, to ci ją dam – wyszeptała. – Tylko
pozwól mi zostać.
Potem wstrzymała oddech, oczekując na odpowiedź.
Uniósł głowę do góry i długą, bardzo długą chwilę, wpatrywał się w nią
nieodgadnionym wzrokiem.
- To może być zaledwie odroczenie wyroku, na kilka godzin, dni,
miesięcy. Nie wiem.
- Nieważne – odparła z niecierpliwością w głosie. Skoro już podjęła
taką decyzję, chciałaby mieć to za sobą. Wyciągnęła dłoń, odwracając ją na
wewnętrzną stroną ku górze, tam gdzie widoczne były lekko fioletowe żyły.
Kayl wstał, choć nie mogła nie zauważyć, że zrobił to z pewnym
ociąganiem.
- To nie tak Tamaro. To byłoby zbyt proste...
Spojrzała na niego pytająco.
- Nie rozumiem?
- Jeśli opowiem ci szczegóły, być może zrezygnujesz ze swojego
poświęcenia.
- To nie mów. – Niezależnie jaki miało to mieć przebieg, ona chciała
tu zostać. Z nim. Z Kaylem. Chciała, by dano im odrobinę więcej czasu, nawet
jeśli musiała to opłacić własną krwią.
Skinął głową. Nie tylko dlatego, że nie miał już siły, by opierać się
swym mrocznym instynktom. Potem chwycił dziewczynę i przycisnął do zimnego
muru. W nieludzkich oczach pojawił się niespotykany dotąd ogień. Mroczny, pełen
zła, przerażający. Łuskowaty stwór, dotąd z cierpliwością czekający na progu,
zawył przeciągle i odwróciwszy się, uciekł do lasu. Nie zwróciła na to
najmniejszej uwagi, zahipnotyzowana spojrzeniem Kayla. Nie poczuła nawet dużych
kropel deszczu, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- Nie zrobisz mi krzywdy, prawda? – wyszeptała cichutko.
Skrzywił usta, ale nie odpowiedział. Pozwolenie, którego mu udzieliła
otworzyło nieznane dotąd bramy, zniszczyło wszelkie granice. Zawędrował tak
daleko, że ciężko byłoby mu sobie przypomnieć nawet, jak ma na imię ta stojąca
przed nim kobieta. Pozostało jednak pożądanie, równie silne, co pragnienie
krwi.
Pochylił głowę niczym bestia przygotowująca się do ataku. Płynnym ruchem
unieruchomił jej ramiona i lekko uniósł w górę. Pomimo obaw, nie pozostała
bierna, opasując jego biodra nogami i krzyżując je z tyłu. Przez bardzo długą
chwilę przyglądała się niezwykłej twarzy, oczom, w których było teraz tyle
okrucieństwa, wąskim ustom skrywającym ostre zęby i czerwony, mięsisty, lekko
rozdwojony na końcu język.
Po jej ciele przebiegł dreszcz rozkoszy, zapowiadający bezgraniczną
przyjemność. Ale gdzieś w głębi serca czuła kiełkujący powoli strach.
Gwałtownym ruchem nabił ją na twardego niczym skała ogromnego członka i
wtargnął do gorącego, wilgotnego wnętrza, wyrywając z ust dziewczyny okrzyk
ekstazy, zamieszanej z bólem. Zaczął poruszać nią w górę i w dół, rytmicznie,
powoli. Była w jego ramionach niczym bezwolna kukiełka, niemająca żadnego
wpływu na przebieg nadchodzących wydarzeń.
Dłońmi pieścił nabrzmiałe piersi. Najpierw bardzo delikatnie, ledwie
muskając naprężone sutki. Stopniowo do rąk dołączyły wargi – masował i
przygryzał na zmianę, coraz gwałtowniej wbijając się w jej wnętrze, jakby te
dodatkowe pieszczoty potęgowały jeszcze doznawaną rozkosz. Potem poczuła smak
jego ust na swoich, choć pocałunek był bardziej brutalny niż podniecający.
Wnikał w nią coraz głębiej, a ogromna męskość ocierała się o rozpalone
wnętrze, w paroksyzmie zwierzęcej niemal wściekłości. Nigdy wcześniej nie
doświadczyła czegoś podobnego, ale nawet teraz nie próbowała się wycofać.
Choć padający deszcz był lodowato zimny, nie zwrócili na to najmniejszej
uwagi. Moczył im włosy, chłodził rozgrzaną żarem namiętności skórę, docierał do
każdego zakamarka. A kiedy Kayl pochylił się i jego ostre zęby zatopiły się w
jednej z piersi, przegryzając delikatną
skórę, deszcz zmieszał się z płynącą wąskim strumieniem krwią. Tamara
krzyknęła, lecz on nie przerwał, ani nie zwolnił – wręcz przeciwnie,
przyspieszył, jakby smak krwi był dla niego dodatkowym afrodyzjakiem. Dłonie
powędrowały w kierunku jej pośladków, rozciągnął je i sięgnął do rozszerzonej
dziurki pomiędzy nimi. Zaczął ją masować, jednocześnie coraz mocniej naciskając
na nią palcem, a w końcu zanurzając go w ciasnym wnętrzu. Usłyszał jęk
protestu, ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Na chwilę oderwał
głodne wargi od zakrwawionej skóry dziewczyny i uniósł ją jeszcze wyżej. Potem
nagłym szarpnięciem opuścił na wciąż sztywnego i ociekającego jej sokami,
członka.
Tym razem Tamara poczuła tylko ból. Spróbowała zaprotestować, słabo
odpychając go od siebie, ale była to przysłowiowa walka z wiatrakami. Wnikał w
nią coraz głębiej, na powrót zlizując sączącą się ze zranionej piersi krew.
Ssał ją namiętnie, by przypadkiem nie uronić ani kropli bezcennej substancji. A
ona pozostawała bezsilna, tylko cichutko jęcząc, błagała o jak najszybsze
zakończenie tych tortur.
To nie było to, czego pragnęła. Zniknęła gdzieś rozkosz, rozwiała się
namiętność, pozostał tylko ból i strach, że może być jeszcze gorzej. Pierwszy
raz bała się, aż do szaleństwa o swoje życie. Miała wrażenie, że trwa to całą
wieczność, że nie starczy krwi, by nasycić nieposkromiony apetyt demona. Musiała
coś zrobić, inaczej ją zabije…
- Kayl! Błagam! – choć krzyczała, z ust wydobył się tylko bezsilny
szept. Z każdą sekundą była coraz słabsza, coraz bardziej zamroczona.
Ale on nie przestawał. W sposobie, w jaki parł naprzód, nie było ani
odrobiny troski o nią. Tylko drapieżna siła i żądza granicząca z opętaniem, by
do końca przeprowadzić ten dziwny akt, bardziej kojarzący się z gwałtem niż
cokolwiek innego.
Czarne fale przetoczyły się przez głowę Tamary. Słyszała jego krzyk,
dochodzący z zadziwiająco daleka, a potem nie czuła już nic poza nieopisanym
cierpieniem, powoli rozpływającym się w ciemności.
Demon zamarł w bezruchu. Dyszał ciężko, z wysiłkiem, wciąż czując słodki
smak ludzkiej krwi i dopiero co przeżytą ekstazę. Potem podniósł głowę i
spojrzał na Tamarę. Była śmiertelnie blada, taka spokojna, cicha. Nie poruszyła
się w jego objęciach, jakby trzymał w ramionach szmacianą kukiełkę.
Bardzo powoli docierała do niego świadomość tego, co zrobił. Poczuł też
niewiarygodne zmęczenie, którego nie da się dłużej wytrzymać. Niemrawo dotknął
wskazującym palcem tętnicy na szyi kobiety. Puls był bardzo słaby, ale
wyczuwalny.
Chwycił bezwładne ciało w ramiona i nie zważając na coraz mocniej
padający deszcz, skierował się ku swej komnacie. Starczyło mu jeszcze sił by do
niej dotrzeć, potem ostrożnie położył nieprzytomną Tamarę na szerokim łożu i
sam padł obok, wyczerpany tak bardzo, iż nie umiał nawet myśleć o niedawnych
wydarzeniach.
8.
Z trudem uchyliła powieki. Nawet tak niewielki wysiłek sprawiał problem.
Poczuła smak goryczy na wspomnienie ubiegłych wydarzeń.
Nie tak to sobie wyobrażała.
Wciąż jeszcze miała szansę, by wrócić do swego świata. Może powinna z
niej skorzystać jak najszybciej?
Spróbowała wstać, ale mimowolnie przy tym krzyknęła. Przeszył ją ból, koncentrujący
się w dole brzucha i z tyłu, poniżej pleców. Po policzkach stoczyły się łzy, kiedy
spojrzała na leżącego nieruchomo obok Kayla. Mogła dać mu tak wiele, ale teraz
zrozumiała, że to i tak byłoby zbyt mało. Za każdym razem chciałby więcej i
więcej, aż w końcu nie pozostałoby nic, poza pustą skorupą jej ciała.
Bardzo powoli wstała i narzuciła na siebie sukienkę. Wciąż taką samą jak
na początku, czystą i nie podartą. Jakby było ich tysiące i za każdym razem
dostawała zupełnie nową.
Czuła, że jest brudna; zakrzepła krew zmieszała się z potem i sokami
demona, ale w tej akurat chwili, mało ją to obchodziło. Włosy odrzuciła do tyłu
i kuśtykając wyszła na korytarz, kierując się na dziedziniec, ku bramie, przez
którą tak dawno temu dostała się do wnętrza twierdzy.
Rześkie powietrze odrobinę ją ocuciło. Odetchnęła pełną piersią i
podeszła do kamiennego łuku.
Jeśli miała wrócić do swego świata, musiała wyjść na zewnątrz. Między
łuskowate potwory, tylko czyhające na taką właśnie okazję. Wiedza o tym,
pojawiła się w umyśle nie wiadomo skąd, ale dziewczyna zrozumiała, że to być
może najłatwiejsza z dróg.
Przycisnęła dłonie do piersi i zamknąwszy oczy, dała jeden krok do
przodu, mając pełną świadomość tego, że przekracza właśnie magiczną linię
bezpieczeństwa.
I w tej samej chwil muskularne ramię otoczyło jej kibić, wciągając z
powrotem do środka.
- Zwariowałaś?! – Kayl nie wyglądał na rozzłoszczonego. Raczej na
zdumionego takim postępowaniem.
- Nie. Ale miałeś rację, powinnam wrócić do domu.
- W ten sposób?
- A nie? – Spojrzała na niego uważniej, bo wyczuła w jego głosie
wyraźne rozbawienie. – Muszę wrócić do miejsca, z którego tu przybiegłam.
- Bzdura. To twój umysł i twoje serce decydują o powrocie.
Przez chwilę milczeli, mierząc się wzrokiem.
- Mówiłaś, że chcesz zostać. Za wszelką cenę.
- Myliłam się.
- W czym?
Jak wytłumaczyć tak poplątane i kontrastowe uczucia? Strach, pożądanie,
zawiedzione nadzieje i ciągłą fascynację? Nie potrafiła tego zrobić, ale
spojrzała prosto w pionowe źrenice, w ten sposób pragnąc przekazać mu miotające
nią rozterki.
- Chyba rozumiem – powiedział schrypniętym głosem. – Tak jak zawsze,
na końcu zostaje tylko strach. Każda go czuje.
To porównanie zabolało.
- Nie dość ci dałam? – Walnęła zaciśniętą dłonią w jego pierś. –
Kilka godzin temu, nie bacząc na nic, brutalnie mnie zgwałciłeś. Piłeś moją
krew!
- Tak przebiegał rytuał zespolenia pomiędzy członkami mojej rasy.
Powinnaś być dumna, że go dostąpiłaś! – syknął ze złością. – I że pozwoliłem ci
go przeżyć!
Zamarła.
- To miał być zaszczyt? Jesteś wstrętny! Obrzydliwy!
Chwycił ją i nie bacząc na ciosy, które usiłowała mu wymierzyć,
przyciągnął do siebie. Potem ukrył twarz we włosach. Czuł rozgoryczenie i
smutek. Bo była tylko człowiekiem i nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć
tego, co jej ofiarował.
- Tamaro… - wyszeptał. Przestała się miotać w jego ramionach.
Wtuliła twarz i wybuchnęła płaczem. Może jednak rozumiała więcej, niż
przypuszczał?
- Musisz odpocząć. Jak wydobrzejesz, wrócimy do tej rozmowy.
Nie zaprzeczyła. Chciała być z nim, pragnęła pozostać w tym świecie. Ale
nie za cenę swej duszy.
9.
Stała przy oknie, zapatrzona w ponury krajobraz. Zmyślona. Smutna.
Żal, który zdołała przytłumić w ciągu ostatnich dni, powrócił ze zdwojoną
siłą. Lecz wystarczyło spojrzeć w jego oczy, by poczuć trzepot serca na widok
ponurego, pełnego goryczy uśmiechu.
Naprawdę musiała odejść? Gdy zagoiły się cielesne rany, ciało znów
zapragnęło pieszczot.
Bardziej wyczuła niż usłyszała szelest kroków za swymi plecami.
Bez słowa odwróciła się i zarzuciła ramiona na muskularną szyję.
- Nie chcę cię tu więzić. Jeśli chcesz wrócić… - na sekundę się
zawahał.
Z uśmiechem położyła palec na wyrazistych wargach. Nie wiadomo dlaczego,
przypomniała sobie pewną baśń, o złym czarodzieju, który porwał piękną
księżniczkę. Nie miał ani serca, ani duszy, więc nie mógł stać się człowiekiem.
Wielu dzielnych rycerzy pragnęło uratować księżniczkę, ale ona nie chciała
odejść od czarodzieja. Kiedy była mała nie mogła zrozumieć dlaczego. Aż do
dzisiaj. Ich miłość była inna, pogmatwana, a każde inaczej rozumiało znaczenia
słowa kocham.
Bo księżniczka zakochała się w okrutnym czarodzieju bez serca.
Ale za żadną cenę nie mogła mu tego wyjawić.
Kayl ją pocałował. Przylgnął wargami do jej ust, tłumiąc protest, który i
tak nigdy nie miał nadejść. Tamara zanurzyła dłonie w jego włosach i
przygarnęła mocno, jakby w obawie, że mogłaby go stracić. Ale on tulił ją i
pieścił, choć inaczej niż dotąd.
Wiedział, że oczekiwała słów, których znaczenia nie znał. Przeczuwał
nadchodzący koniec. I dlatego, choć raz pragnął dać coś więcej niż niekończącą
się rozkosz. Coś, co wyczuwał tuż pod skórą, co pulsowało w rytm ich serc,
przynosząc całkiem obce emocje.
- Istnieją granice, których nie pokonamy – wyszeptał.
- Nie wszędzie. Może w innym czasie, w innym miejscu nam się uda?
- W twoim świecie?
- Byłoby to zaledwie namiastką tego, co tu przeżywam. Dlaczego nie
możesz uciec stąd wraz ze mną?
- Czar jest za silny. Poza tym nie umiałbym tam funkcjonować.
Wystarczy sam mój wygląd.
Miał cholerną rację. Wiedziała o tym, choć tak trudno było zrezygnować z
nierealnych, absurdalnych marzeń.
- Nie zrobisz mi krzywdy? – spytała cichutko, kiedy błądził ustami
po szyi.
- Nie… - wyszeptał. – Tym razem przyrzekam, że nie!
Roześmiała się, radośnie odchylając głowę do tyłu. Westchnęła, gdy zsunął
z ramion sukienkę. Długimi, smukłymi palcami pieścił każdy kawałek twarzy,
zakreślając jej owal, przesuwając opuszkami po nabrzmiałych wargach. Tyle razy
je całował, a wciąż budziły w nim tyle uczuć. Potem do rąk dołączyły usta. Nie
było to szaleństwo zmysłów, tylko pełen delikatności swoisty rytuał.
Pożegnanie.
Oboje o tym wiedzieli, choć tak trudno było podjąć decyzję o rozstaniu.
Tuliła się do niego, całą sobą chłonąc każdy moment, każdą niezapomnianą
chwilę. Kolistymi ruchami gładziła ciemną skórę, oddawała z uczuciem każdy
pocałunek.
To było znacznie więcej niż fizyczne zauroczenie, które połączyło ich na
początku. Lekko podniósł ją i skierował się w stronę łóżka. Potem położył na
jedwabistej pościeli i pochylił się, z powagą wpatrując się w oczy. Prawa dłoń
rozpoczęła powolną wędrówkę, delikatnie pieszcząc każdy kawałek rozpalonej
skóry, na dłużej zatrzymując się przy stwardniałych piersiach. Uniosła głowę i
poszukała ustami jego warg.
Było inaczej niż dotychczas. Prócz pożądania pojawiło się coś całkiem
nowego, nieznanego.
Niebezpiecznego.
Słowa były zbędne. Przyniosłyby ze sobą ból i smutek, świadomość tego, co
tak naprawdę było nieuniknione. Ważne były pocałunki, pieszczoty, sposób w jaki
wszedł w jej rozpalone wnętrze. Ze delikatnością, o którą nigdy, by go nie
posądziła. Poruszał się wolno, a ona objęła go nogami, krzyżując je na
rytmicznie unoszących się plecach. Dłonie położyła na ramionach, pieszcząc twarde
niczym kamień mięśnie.
Leżał na niej, lecz był to przyjemny, przynoszący niekończącą się rozkosz
ciężar. Tak jak i jego ręce dające ulgę rozpalonej namiętnością skórze, jak
usta z takim pożądaniem pieszczące jej wargi. Pocałunki, momentami leniwe i
ospałe, stawały się coraz bardziej gorące, coraz dziksze.
Przyspieszał, a ona jęczała za każdym razem, gdy zanurzał się, aż po sam
koniec.
Gdy nadeszło spełnienie i Kayl wytrysnął z całą siłą swych lędźwi,
naprężyła całe ciało, przeżywając najcudowniejszy orgazm w swym życiu. To nie
była tylko czysto fizyczna rozkosz. Krzyczała, a jej głos mieszał się z jego
ochrypłym jękiem.
Na koniec, gdy ich oddechy odrobinę się uspokoiły, uniósł głowę i zatopił
spojrzenie w wciąż rozszerzonych podnieceniem, źrenicach.
- Nie pasujemy do siebie, to prawda. Ale nie pasujemy też do nikogo
innego.
- Gdybym została… Czy to by mnie zabiło? Czy ty…
- Tak – przerwał jej schrypniętym głosem. Pochylił i pocałował. Rozumiał,
że nie może żyć bez niej, ale nie mógłby żyć również ze świadomością, że ją
skrzywdził.
Wszystko stało się zbyt trudne.
- To wszystko jest takie dziwne…
- Jest – potwierdził. Położył się obok i zamknął w uścisku swych
ramion, wtulając twarz w jedwabiste włosy.
I tak go zapamiętała.
10.
Choć świat za oknem oślepił ją feerią porannych barw, to i tak wydał się
szary w porównaniu do wspomnień.
Gwałtownie usiadła na łóżku, odrzucając do tyłu splątane włosy.
Wróciła do domu.
Dookoła znajdowały się dobrze znajome sprzęty, z dołu docierał apetyczny
zapach świeżo parzonej kawy. Budzik, stojący na nocnym stoliku wskazywał
dokładnie siódmą piętnaście.
To był sen? A Kayl? On nie mógł być tylko wytworem szalonej
podświadomości.
Przerażona uświadomiła sobie, że wcale nie chciała tego powrotu. A
zwłaszcza w tak nieoczekiwany sposób.
Skuliła się, jakby ktoś wymierzył jej brutalny cios w brzuch. Wokół było
tyle życia, barw, dźwięków. A ona tęskniła do poznanej niedawno szarości, do
blasku dnia bez słońca, świata bez kolorów…
Do Kayla!
Dlaczego teraz? Dlaczego w chwili, gdy wszystko zaczęło się między nimi
układać? Dlaczego bez pożegnania?
Czuła smak słonych łez, spływających po policzkach. Gorycz w sercu i
zamęt w umyśle. Nie było drogi powrotu, drugiej szansy. Brakło nawet sił na
marzenia. Była pusta środku, bo wszystko, co kochała, pozostało po drugiej
stronie lustra.
Krzyczała, choć nikt nie zdołałby tego usłyszeć. Cierpiała, choć z nikim
nie mogła się podzielić swym bólem.
Ten świat pozostawał niewzruszony, głuchy na jej wołanie. To nie on się
zmienił, to ona dojrzała, stała się inną osobą, po raz pierwszy tak bardzo
świadomą swych pragnień.
Lecz nadeszło to, co nieuniknione.
Nadszedł koniec.
KONIEC
KONIEC
gdybym miała wybrać najpiękniejsze z Twoich opowiadań, wybrałabym właśnie to...
OdpowiedzUsuńNiesamowicie budowane emocje.
Dziekuję.
Zgadzam się z poprzedniczką, to zdecydowanie jedno z Twoich najpiękniejszych opowiadań...
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i przeraziłam się tym, jak bardzo Twoje opowiadanie przypomina mi moją "Aranję". Może krajobraz inny i okoliczności pojawienia się dziewczyny, ale schemat jest po prostu bliźniaczy! Może kiedyś śniłam podobny sen? Czytałam z rosnącą irytacją, ale na szczęście nasze opowiadania rozwijają się w zupełnie innych kierunkach, a bohaterowie mają zgoła inne charaktery, choć podobne temperamety. A z resztą chyba zawsze zaczyna się od jakiegoś schematu. Jest ona i jest on, fajny seks, a potem rodzi się uczucie... To magia kreowania świata, który czai się gdzieś w naszej podświadomości. A może świadczy to o tym, że kobiety mają w gruncie rzeczy podobne pragnienia? Nie wiem, w każdym razie nie chciałabym, abyś myślała, że Cię splagiatowałam, czy coś, bo Aranję piszę już od jakiegoś czasu, a na Twój blog zawitałam dopiero całkiem niedawno. Co chwila odkrywam coś dla siebie, za co ogromnie Ci dziękuję!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mokosz
Jestem ciekawa czy kiedyś zdecydujesz się na kontynuację?
OdpowiedzUsuń