piątek, 28 czerwca 2013

Sen (II)

Jeśli chcecie wiedzieć, naprawdę mi się to śniło. No, może za wyjątkiem soczystych scen erotycznych. W końcu miałam wtedy szesnaście lat... W starym zeszycie mam pierwotną wersję, zapisaną tuż po przebudzeniu. Do dziś jestem ciekawa jakie zakończenie wymyśliłaby moja podświadomość, gdybym się nie obudziła? A tak, od momentu rozmowy po omdleniu, musiałam stworzyć resztę.

link do części I - (klik)

          Sen (II)



6.
Obudziło ją niezwykle przyjemne uczucie, pulsujące w dole brzucha. Cichutko westchnęła prężąc się, a następnie otwarła oczy i rozejrzała dookoła. W tej samej chwili poczuła coś bardzo wilgotnego i gorącego, pieszczącego najbardziej intymne obszary, zwinnie igrającego z nabrzmiałą łechtaczką.
- Podoba ci się to? – Na chwilę przerwał i wpatrzył się prosto w jej oczy.
Bez słowa, ponownie chwyciła jego głowę i przyciągnęła do swych ud.
- Tak.
- Podnieca cię to? – Zauważyła jeszcze niebezpieczny blask w niezwykłych oczach, potem krzyknęła, kurczowo zaciskając dłonie na śliskim prześcieradle. Przez chwilę słychać było tylko ciche stękanie, potem mężczyzna przerwał i wyprostował się, spoglądał na nią z góry z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Ona również się podniosła i klęknąwszy przed nim, wzięła jego twardą i gorącą męskość do ust. Pieściła, ściskając i przesuwając ręką, jednocześnie języczkiem delikatnie drażniąc czubek. Przesuwała nim raz głębiej, raz płycej, a gdy poczuła, że jest już wystarczająco nabrzmiały i gotowy do akcji, zaczęła go ssać, intensywnie przesuwając nim w ustach, zwalniając, a potem znów robiąc to coraz szybciej.
Dłużej nie mógł wytrzymać takich pieszczot, więc stanowczym ruchem podniósł ją i odwrócił tyłem. Dziewczyna opierając się rękoma o jeden ze słupów łoża, prowokująco wypięła pośladki. Chwycił krągłe biodra i gładkim, mocnym pchnięciem wszedł tak głęboko, jak to było możliwe. Jego ruchy były gwałtowne i silne. Zaczęła jęczeć, najpierw cichutko, potem coraz głośniej, aż w końcu jęk przeszedł w długi spazmatyczny krzyk.
Uderzenie za uderzeniem zbliżali się do finału. Jednak za każdym razem, kiedy byli już o krok od szczytu, spowalniał, a gdy podniecenie opadło, znów przyspieszał.
Krzyczała, błagając o zakończenie tych rozkosznych tortur, czując że nie da rady już tego dłużej wytrzymać. Nawet wcześniejsza ekstaza wydawała się bladym cieniem, przy tym, czego teraz doświadczała.
Lecz mężczyzna był bezlitosny. Jednostajnymi, silnymi ruchami, uderzał coraz mocniej, głębiej, brutalniej. Jego głośny, chrapliwy oddech mieszał się z błagalnymi prośbami Tamary. Nagle ścisnął jej pośladki obiema rękoma i eksplodował potężnym strumieniem. Przed oczyma pojawiła się istna feeria barw, a orgazm był tak potężny, że na kilka sekund stracił świadomość. Potem opadł na łóżko, obok bezładnie leżącej dziewczyny, równie mocno wyczerpanej doznaniami jak i on.
Z wolna ich oddechy uspokajały się.
Obrócił się na bok i podparłszy głowę ręką, wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. On jeden wiedział, że być może przegrał nie tylko bitwę, ale i całą wojnę. Przelotnie zdziwił się, że wydało mu się to tak mało znaczące.
Dziewczyna skromnie okryła się skrajem kołdry. Ekstaza minęła. Jednak wciąż było tyle niewiadomych, tyle pytań, na które nie znała odpowiedzi.
- Co teraz?
Wzruszył ramionami.
- Spędzimy trochę czasu razem, potem wrócisz do swego świata.
- Tak po prostu? Kiedy już ci się znudzę? – Te słowa miały w sobie wiele goryczy.
- To nie tak. Cała ta kraina… – usiadł i znużonym gestem wskazał na okno – to piekło stworzone tylko dla mnie. I tylko ja jestem tu więźniem. Inni przychodzą i odchodzą według tego samego rytmu.
- Inni? Nie tylko kobiety? – Zaciekawiona spojrzała w jego oczy.
- No cóż... – tym razem w jego uśmiechu można było wyraźnie ujrzeć całą mroczną część duszy. – Pomijając szczegóły, ja też mam swoje potrzeby, a czar wezwania działa na różnych ludzi.
Zarumieniła się, gdy dotarł do niej ukryty sens tej wypowiedzi. Myśl, że była tylko mało znaczącym pionkiem w dziwacznej rozgrywce, zezłościła ją, ale i zasmuciła. Jedna z wielu, zabawka na pocieszenie dla osłodzenia niewoli. Ukryła twarz w miękkiej poduszce, by nie zauważył łez, które właśnie napłynęły do oczu.
Patrzył na nią bez wyrazu. Domyślał się dlaczego dziewczyna nagle zamilkła, jednak nie potrafił zdobyć się choć na najmniejszy gest pocieszenia. Mógł za to zrobić coś innego – wytłumaczyć.
- Dawno temu byliśmy potężną rasą, która władała całym tym światem...
Zdziwiona tymi nieoczekiwanymi słowami i smutkiem brzmiącym w głosie, uniosła głowę.
- Mieliśmy jednak mały problem, będący przyczyną naszej późniejszej klęski. Nasze kobiety żyły zbyt krótko w porównaniu do swych partnerów. Nie pytaj się dlaczego, bo tego nie wiem. Ta przewaga z czasem stała się tak znacząca, że nie potrafiliśmy sobie z nią poradzić. W końcu, została nas tylko nieliczna garstka, zaledwie kilka tysięcy samych mężczyzn, bez szans na jakikolwiek związek czy potomstwo. I wtedy ktoś wpadł na pomysł sprowadzenia kobiet z innego gatunku, obcego nam, lecz jednocześnie wystarczająco podobnego, by mogło to zaowocować odrodzeniem naszej rasy.
- Chodzi o ludzi?
- Tak. Polowanie w obcym świecie dało znakomite rezultaty. Kobiety jako kochanki, mężczyzn jako niewolników, ich dzieci jako... Akurat to nie jest ważne. – Zdumiona uniosła brwi, ale widząc niebezpieczny błysk w wąskich źrenicach, nie spytała o więcej. – I to był nasz jedyny sukces. Potomstwo zrodzone z takich związków było słabe i tylko w nielicznych przypadkach przypominało nas samych. A ludzie w końcu postanowili się zbuntować. Byliśmy zbyt nieliczni, by się im przeciwstawić, choć fizycznie jesteśmy od was wielokrotnie silniejsi. Wypędzono nas na północ, w mroźne partie wysokich gór. Postawiono również barierę, tak silną, że do dzisiejszego dnia nikomu nie udało się jej przekroczyć. Za kilka setek lat, pozostanie o nas tylko wspomnienie, legendy, którymi straszy się niegrzeczne dzieci...
Milczała, powoli analizując każde słowo, które powiedział.
- A ty? Co z tobą? Za oknem nie zauważyłam ani gór, ani śniegu.
- Czasem i wśród łotrów trafia się jeszcze większy łotr – uśmiechnął się z sarkazmem. Wyraźnie widziała, że nie chciał powiedzieć nic więcej.
- Nie jesteś taki zły. – Zamyślona zapatrzyła się w sufit. Dlatego nie spostrzegła grymasu wściekłości, wykrzywiającego mu twarz. – Ale musiałeś zrobić coś tak okropnego, że nawet swoi cię nie chcą. Mam rację, prawda?
Nie odpowiedział, tylko wstał i zaczął się ubierać.
- Teraz to już nie ważne. Przegrałem.
- Co przegrałeś?
- Moją zemstę.
Teraz także i ona wstała, otuliwszy się kołdrą, podeszła bliżej.
- I dlatego cię tu uwięzili?
Milczał przez dłuższą chwilę. Spojrzał w dół, potem uniósł dłoń i opuszkami palców przesunął po jej policzkach.
- Nie. Cały czas wygrywałem. Klęskę poniosłem ostatniej nocy?
- Nie rozumiem. Bo się ze mną kochałeś?
- Nie – lekko się uśmiechnął. – Bo się w tobie zakochałem.
Nie spodobały jej się te słowa. Zmarszczyła brwi i cofnęła do tyłu, patrząc mu buntowniczo w oczy.
- Nikt nie zakochuje się tak szybko. Zwłaszcza jeśli jest kimś takim jak ty!
Wzruszył ramionami.
- Mogłem się zmienić.
Roześmiała się z goryczą.
- Nie. To znów jakaś gra, którą wciąż próbujesz ze mną prowadzić. Nie wiem tylko po co?
- Nie wierzysz w miłość?
- To pożądanie, nie miłość – powiedziała z naciskiem. – Manipulujesz tym pojęciem, lecz tak naprawdę nie wiesz, co może oznaczać. Nie jesteś zdolny do takich uczuć.
Gwałtownym ruchem przycisnął ją do ściany i unieruchomił. Ujrzała w jego oczach gniew i coś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać. Zawód?
Długo tak mierzyli się wzrokiem, nie mówiąc ani słowa. Potem rysy twarzy mężczyzny wygładziły się, a wściekłość zastąpił smutek. Zupełnie nie pasujący do tego, za kogo go uważała.
- Mało jeszcze o mnie wiesz...
Dotknęła dłonią szerokiej piersi.
- To dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Czego?
- Wszystkiego. Podałeś skróconą wersję jakiejś dziwacznej historii, pełną niedomówień i niejasności. Jestem zagubiona w twoim świecie, niepewna własnych zdrowych zmysłów. I w dodatku doświadczyłam czegoś, o czym kiedyś tylko czytywałam w książkach...
Pytająco uniósł brwi.
- Powiedziałem ci prawie wszystko Tamaro, wszystko co pomogłoby zrozumieć twój pobyt tutaj.
- A twoje imię? – spytała cicho.
Zaskoczyła go.
- Kayl.
- Kayl... – wyszeptała. Nie wiedziała, że minęły wieki odkąd ostatni raz słyszał je wypowiadane na głos przez inną osobę. – Może od tego właśnie należało zacząć? A teraz wyjaśni mi dlaczego cię tu uwięziono?
Dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby ważąc każde słowo, które miał wypowiedzieć.
- Pragnąłem zbyt wiele: władzy, absolutnej mocy, nieśmiertelności. Zwróciłem się przeciwko swoim i za to mnie ukarano.
- To ty sprowadziłeś ludzi do tego świata?
- Tak.
- I nadal to robisz?
Milczał, bo za szybko zmierzała do prawdy, której tak nienawidził.
- Czasami...
Pokręciła głową. Całość ukazała się nagle w bardzo wyrazistym świetle. Był kimś, kogo w jej świecie nazwano by demonem, a to miejsce z całą pewnością zasługiwało na miano piekła. Nie żartował, kiedy powiedział, że pragnie krwi. Pytanie brzmiało tylko: na jak długo uda mu się opanować swój pierwotny instynkt.`
- Zabijesz mnie, prawda?
- Powinienem. Ale nie wiem czy zdołam?
Te ciche słowa, wypowiedziane ze spuszczoną głową, przekonały ją o wiele bardziej o jego uczuciach, niż jakiekolwiek szumne frazesy.
- Co się stanie, gdy tego nie zrobisz?
- Przegram. To więzienie stanie się całym moim światem, aż po sam kres istnienia. Tutaj czas płynie inaczej, dużo wolniej...
Ujęła teraz jego twarz w swoje dłonie. Uważnie wpatrywała się w niezwykłe oczy, szukając w nich fałszu, lecz znalazła tylko cierpienie.
- Czasem istnieje więcej niż jedno wyjście.
- Nie w tym wypadku. Już oni o to zadbali!
- Może nie wzięli go nawet pod uwagę? – Wspięła się na palce i delikatnie pocałowała. Musnęła ustami jego wargi, czując jak silne ramiona otaczają ją całą, zamykając w bezpiecznym, intymnym świecie. To było niezwykle przyjemne, poczuć się tak kruchą i bezbronną, ogrzać w cieple drugiego człowieka, cieszyć się magiczną chwilą. Zupełnie inne od namiętności, która tyle razy rzucała ich sobie w ramiona.
I on pierwszy raz w swoim życiu zrozumiał, że istnieją jeszcze inne wymiary bliskości. Takie jak ten teraz. Enigmatyczny i niewymuszony, lekki dotyk kobiecej ręki, potrafił dać nie mniejszą rozkosz niż ekstatyczne uniesienia. Jeśli właśnie to ludzie nazywali miłością, to wiedział już jak wiele traciła jego własna rasa.

7.
Trochę trudno było się przyzwyczaić do ciepła drugiego ciała, oddechu owiewającego szyję, bicia serca, które czuła na swych plecach.
Potrzeba powrotu stała się mniej nagląca, odległa jak i świat, z którego pochodziła. Przez ostatnie dni istniało tylko tu i teraz, zamknięte w czterech kamiennych ścianach, pełne ekstazy, o której kiedyś nawet nie ośmielała się marzyć.
Kochali się już tyle razy, że dawno straciła rachubę. Czasem zmierzał do celu powoli i z delikatnością, o którą nigdy, by go nie posądziła. Celebrował każdą pieszczotę, z niezwykłą precyzją odmierzając pocałunki, tak długo, aż z krzykiem błagała o spełnienie. Kiedy indziej bywał brutalny; wtedy brał ją szybko, niemal po zwierzęcemu, a ból, który odczuwała mieszał się z rozkoszą, przynosząc nowe, niezwykłe doznania.
Tak naprawdę to nie chciała rozmyślać o swoim położeniu, o przyszłości, jeszcze bardziej zagadkowej niż kiedykolwiek. Rozdarta pomiędzy pragnieniem powrotu do swego dawnego życia, a chęcią pozostania w tym miejscu na zawsze, bez opamiętania rzucała się w wir namiętności, przynoszonej każdego dnia przez demona z piekła rodem.
„Co będzie dalej?” – szeptał cichutki głos rozsądku w jej głowie, wtedy gdy zasypiała, zmęczona seksem i wtedy gdy budziła się, pełna nadziei na nowe doznania.
„Nic” – odpowiadała, wzruszając ramionami i przesyłając całusa w kierunku swego odbicia w lustrze. „Jeśli ma to się kiedyś skończyć, to muszę wykorzystać każdą daną mi chwilę. Jeśli trwałoby wiecznie... To wcale nie jest najgorszy scenariusz, jakie mogłoby napisać dla mnie życie.”
Nie wiedziała, że gdy ona śpi, przytulona do ciepłego boku mężczyzny, obserwują ją niezwykłe oczy o pionowych źrenicach. Zresztą nie chciałaby oglądać tego, co w mogłaby wtedy w nich wyczytać.
Bo choć tak bardzo chciał ją zabić, to każdego kolejnego dnia ponownie dawał porwać się nieokiełznanemu pożądaniu, pragnieniom, których  nienawidził.
I on korzystał z każdej chwili, wiedząc że nadejdzie moment, gdy będzie musiał to zakończyć. Pragnął wolności, pragnął zemsty i pragnął tej delikatniej kobiety leżącej u jego boku. To było szaleństwo, ale nie umiał zdobyć się na ruch, który pozwoliłby mu się uwolnić. Bo coraz mocniej czuł, że świat bez niej stałby się zbyt pusty, a nikt inny nie mógł bardziej nadać sensu jego istnieniu.
Poranek jak każdy inny w tej krainie, nie zapowiadał zmian nadchodzących wraz z upływem każdej minuty. Obudziła się i usiadła na łóżku. Od razy zauważyła, że jest sama. Kayl zniknął. Rozczarowana brakiem jego obecności, wstała i podeszła do okna. Nagle ogarnął ją bezbrzeżny smutek, poczucie straty czegoś cennego. Bez namysłu narzuciła na siebie suknię i wybiegła z komnaty, w pośpiechu chwytając z talerza kawałek chleba.
Długo szukała go pośród pustych komnat, w których echo powtarzało, wykrzykiwane przez nią imię. Jednak dopiero kiedy wybiegła na dziedziniec, zauważyła potężną sylwetkę, stojącą w bramie prowadzącej na zewnątrz.
Powoli do niego podeszła, uspokajając przyspieszony oddech i łomoczące w piersiach serce.
- Kayl?
Nie odwrócił się i nie odpowiedział. Pochylił głowę, jeszcze bardziej garbiąc plecy, jakby kulił się pod wpływem niewyczuwalnego podmuchu wiatru.
- Kayl?- powtórzyła głośniej, dotykając jego ramienia.
- Czas być odeszła.
Nie od razu zrozumiała sens tych słów.
- Ale ja nie chcę! – Dopiero teraz była pewna, że to prawda.
Błyskawicznie odwrócił się, ukazując wykrzywioną w nieludzkim grymasie, twarz.
- Nie ma znaczenia czego ty chcesz! Musisz odejść! Ja nie mam już sił... Nie dam rady dłużej...
Oparł się o mur i powoli osunął na ziemię.
- Nie mogę już dłużej walczyć ze swym przeznaczeniem. Jestem zły Tamaro, naprawdę zły. Robiłem rzeczy, o których nie chciałbyś wiedzieć. Nie da się ze mnie zrobić grzecznego chłopca, tak po prostu, za pomocą kilku pocałunków.
Wiedziała, że ma rację. Wyciągnięta dłoń zawisła w powietrzu.
- Mówiłeś, że mnie kochasz?
- Być może, o ile tak samo rozumiemy sens tego słowa. I dlatego chcę byś odeszła, jeszcze teraz, dopóki mam siłę na to, by cię puścić wolno.
- A potem?
- Nie wiem co będzie później. I nie wiem, czego mogę się spodziewać po sobie samym.
- Jeśli pragniesz mojej krwi, to ci ją dam – wyszeptała. – Tylko pozwól mi zostać.
Potem wstrzymała oddech, oczekując na odpowiedź.
Uniósł głowę do góry i długą, bardzo długą chwilę, wpatrywał się w nią nieodgadnionym wzrokiem.
- To może być zaledwie odroczenie wyroku, na kilka godzin, dni, miesięcy. Nie wiem.
- Nieważne – odparła z niecierpliwością w głosie. Skoro już podjęła taką decyzję, chciałaby mieć to za sobą. Wyciągnęła dłoń, odwracając ją na wewnętrzną stroną ku górze, tam gdzie widoczne były lekko fioletowe żyły.
Kayl wstał, choć nie mogła nie zauważyć, że zrobił to z pewnym ociąganiem.
- To nie tak Tamaro. To byłoby zbyt proste...
Spojrzała na niego pytająco.
- Nie rozumiem?
- Jeśli opowiem ci szczegóły, być może zrezygnujesz ze swojego poświęcenia.
- To nie mów. – Niezależnie jaki miało to mieć przebieg, ona chciała tu zostać. Z nim. Z Kaylem. Chciała, by dano im odrobinę więcej czasu, nawet jeśli musiała to opłacić własną krwią.
Skinął głową. Nie tylko dlatego, że nie miał już siły, by opierać się swym mrocznym instynktom. Potem chwycił dziewczynę i przycisnął do zimnego muru. W nieludzkich oczach pojawił się niespotykany dotąd ogień. Mroczny, pełen zła, przerażający. Łuskowaty stwór, dotąd z cierpliwością czekający na progu, zawył przeciągle i odwróciwszy się, uciekł do lasu. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi, zahipnotyzowana spojrzeniem Kayla. Nie poczuła nawet dużych kropel deszczu, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- Nie zrobisz mi krzywdy, prawda? – wyszeptała cichutko.
Skrzywił usta, ale nie odpowiedział. Pozwolenie, którego mu udzieliła otworzyło nieznane dotąd bramy, zniszczyło wszelkie granice. Zawędrował tak daleko, że ciężko byłoby mu sobie przypomnieć nawet, jak ma na imię ta stojąca przed nim kobieta. Pozostało jednak pożądanie, równie silne, co pragnienie krwi.
Pochylił głowę niczym bestia przygotowująca się do ataku. Płynnym ruchem unieruchomił jej ramiona i lekko uniósł w górę. Pomimo obaw, nie pozostała bierna, opasując jego biodra nogami i krzyżując je z tyłu. Przez bardzo długą chwilę przyglądała się niezwykłej twarzy, oczom, w których było teraz tyle okrucieństwa, wąskim ustom skrywającym ostre zęby i czerwony, mięsisty, lekko rozdwojony na końcu język.
Po jej ciele przebiegł dreszcz rozkoszy, zapowiadający bezgraniczną przyjemność. Ale gdzieś w głębi serca czuła kiełkujący powoli strach.
Gwałtownym ruchem nabił ją na twardego niczym skała ogromnego członka i wtargnął do gorącego, wilgotnego wnętrza, wyrywając z ust dziewczyny okrzyk ekstazy, zamieszanej z bólem. Zaczął poruszać nią w górę i w dół, rytmicznie, powoli. Była w jego ramionach niczym bezwolna kukiełka, niemająca żadnego wpływu na przebieg nadchodzących wydarzeń.
Dłońmi pieścił nabrzmiałe piersi. Najpierw bardzo delikatnie, ledwie muskając naprężone sutki. Stopniowo do rąk dołączyły wargi – masował i przygryzał na zmianę, coraz gwałtowniej wbijając się w jej wnętrze, jakby te dodatkowe pieszczoty potęgowały jeszcze doznawaną rozkosz. Potem poczuła smak jego ust na swoich, choć pocałunek był bardziej brutalny niż podniecający.
Wnikał w nią coraz głębiej, a ogromna męskość ocierała się o rozpalone wnętrze, w paroksyzmie zwierzęcej niemal wściekłości. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego, ale nawet teraz nie próbowała się wycofać.
Choć padający deszcz był lodowato zimny, nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Moczył im włosy, chłodził rozgrzaną żarem namiętności skórę, docierał do każdego zakamarka. A kiedy Kayl pochylił się i jego ostre zęby zatopiły się w jednej z piersi, przegryzając delikatną  skórę, deszcz zmieszał się z płynącą wąskim strumieniem krwią. Tamara krzyknęła, lecz on nie przerwał, ani nie zwolnił – wręcz przeciwnie, przyspieszył, jakby smak krwi był dla niego dodatkowym afrodyzjakiem. Dłonie powędrowały w kierunku jej pośladków, rozciągnął je i sięgnął do rozszerzonej dziurki pomiędzy nimi. Zaczął ją masować, jednocześnie coraz mocniej naciskając na nią palcem, a w końcu zanurzając go w ciasnym wnętrzu. Usłyszał jęk protestu, ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Na chwilę oderwał głodne wargi od zakrwawionej skóry dziewczyny i uniósł ją jeszcze wyżej. Potem nagłym szarpnięciem opuścił na wciąż sztywnego i ociekającego jej sokami, członka.
Tym razem Tamara poczuła tylko ból. Spróbowała zaprotestować, słabo odpychając go od siebie, ale była to przysłowiowa walka z wiatrakami. Wnikał w nią coraz głębiej, na powrót zlizując sączącą się ze zranionej piersi krew. Ssał ją namiętnie, by przypadkiem nie uronić ani kropli bezcennej substancji. A ona pozostawała bezsilna, tylko cichutko jęcząc, błagała o jak najszybsze zakończenie tych tortur.
To nie było to, czego pragnęła. Zniknęła gdzieś rozkosz, rozwiała się namiętność, pozostał tylko ból i strach, że może być jeszcze gorzej. Pierwszy raz bała się, aż do szaleństwa o swoje życie. Miała wrażenie, że trwa to całą wieczność, że nie starczy krwi, by nasycić nieposkromiony apetyt demona. Musiała coś zrobić, inaczej ją zabije…
- Kayl! Błagam! – choć krzyczała, z ust wydobył się tylko bezsilny szept. Z każdą sekundą była coraz słabsza, coraz bardziej zamroczona.
Ale on nie przestawał. W sposobie, w jaki parł naprzód, nie było ani odrobiny troski o nią. Tylko drapieżna siła i żądza granicząca z opętaniem, by do końca przeprowadzić ten dziwny akt, bardziej kojarzący się z gwałtem niż cokolwiek innego.
Czarne fale przetoczyły się przez głowę Tamary. Słyszała jego krzyk, dochodzący z zadziwiająco daleka, a potem nie czuła już nic poza nieopisanym cierpieniem, powoli rozpływającym się w ciemności.
Demon zamarł w bezruchu. Dyszał ciężko, z wysiłkiem, wciąż czując słodki smak ludzkiej krwi i dopiero co przeżytą ekstazę. Potem podniósł głowę i spojrzał na Tamarę. Była śmiertelnie blada, taka spokojna, cicha. Nie poruszyła się w jego objęciach, jakby trzymał w ramionach szmacianą kukiełkę.
Bardzo powoli docierała do niego świadomość tego, co zrobił. Poczuł też niewiarygodne zmęczenie, którego nie da się dłużej wytrzymać. Niemrawo dotknął wskazującym palcem tętnicy na szyi kobiety. Puls był bardzo słaby, ale wyczuwalny.
Chwycił bezwładne ciało w ramiona i nie zważając na coraz mocniej padający deszcz, skierował się ku swej komnacie. Starczyło mu jeszcze sił by do niej dotrzeć, potem ostrożnie położył nieprzytomną Tamarę na szerokim łożu i sam padł obok, wyczerpany tak bardzo, iż nie umiał nawet myśleć o niedawnych wydarzeniach.

8.
Z trudem uchyliła powieki. Nawet tak niewielki wysiłek sprawiał problem. Poczuła smak goryczy na wspomnienie ubiegłych wydarzeń.
Nie tak to sobie wyobrażała.
Wciąż jeszcze miała szansę, by wrócić do swego świata. Może powinna z niej skorzystać jak najszybciej?
Spróbowała wstać, ale mimowolnie przy tym krzyknęła. Przeszył ją ból, koncentrujący się w dole brzucha i z tyłu, poniżej pleców. Po policzkach stoczyły się łzy, kiedy spojrzała na leżącego nieruchomo obok Kayla. Mogła dać mu tak wiele, ale teraz zrozumiała, że to i tak byłoby zbyt mało. Za każdym razem chciałby więcej i więcej, aż w końcu nie pozostałoby nic, poza pustą skorupą jej ciała.
Bardzo powoli wstała i narzuciła na siebie sukienkę. Wciąż taką samą jak na początku, czystą i nie podartą. Jakby było ich tysiące i za każdym razem dostawała zupełnie nową.
Czuła, że jest brudna; zakrzepła krew zmieszała się z potem i sokami demona, ale w tej akurat chwili, mało ją to obchodziło. Włosy odrzuciła do tyłu i kuśtykając wyszła na korytarz, kierując się na dziedziniec, ku bramie, przez którą tak dawno temu dostała się do wnętrza twierdzy.
Rześkie powietrze odrobinę ją ocuciło. Odetchnęła pełną piersią i podeszła do kamiennego łuku.
Jeśli miała wrócić do swego świata, musiała wyjść na zewnątrz. Między łuskowate potwory, tylko czyhające na taką właśnie okazję. Wiedza o tym, pojawiła się w umyśle nie wiadomo skąd, ale dziewczyna zrozumiała, że to być może najłatwiejsza z dróg.
Przycisnęła dłonie do piersi i zamknąwszy oczy, dała jeden krok do przodu, mając pełną świadomość tego, że przekracza właśnie magiczną linię bezpieczeństwa.
I w tej samej chwil muskularne ramię otoczyło jej kibić, wciągając z powrotem do środka.
- Zwariowałaś?! – Kayl nie wyglądał na rozzłoszczonego. Raczej na zdumionego takim postępowaniem.
- Nie. Ale miałeś rację, powinnam wrócić do domu.
- W ten sposób?
- A nie? – Spojrzała na niego uważniej, bo wyczuła w jego głosie wyraźne rozbawienie. – Muszę wrócić do miejsca, z którego tu przybiegłam.
- Bzdura. To twój umysł i twoje serce decydują o powrocie.
Przez chwilę milczeli, mierząc się wzrokiem.
- Mówiłaś, że chcesz zostać. Za wszelką cenę.
- Myliłam się.
- W czym?
Jak wytłumaczyć tak poplątane i kontrastowe uczucia? Strach, pożądanie, zawiedzione nadzieje i ciągłą fascynację? Nie potrafiła tego zrobić, ale spojrzała prosto w pionowe źrenice, w ten sposób pragnąc przekazać mu miotające nią rozterki.
- Chyba rozumiem – powiedział schrypniętym głosem. – Tak jak zawsze, na końcu zostaje tylko strach. Każda go czuje.
To porównanie zabolało.
- Nie dość ci dałam? – Walnęła zaciśniętą dłonią w jego pierś. – Kilka godzin temu, nie bacząc na nic, brutalnie mnie zgwałciłeś. Piłeś moją krew!
- Tak przebiegał rytuał zespolenia pomiędzy członkami mojej rasy. Powinnaś być dumna, że go dostąpiłaś! – syknął ze złością. – I że pozwoliłem ci go przeżyć!
Zamarła.
- To miał być zaszczyt? Jesteś wstrętny! Obrzydliwy!
Chwycił ją i nie bacząc na ciosy, które usiłowała mu wymierzyć, przyciągnął do siebie. Potem ukrył twarz we włosach. Czuł rozgoryczenie i smutek. Bo była tylko człowiekiem i nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć tego, co jej ofiarował.
- Tamaro… - wyszeptał. Przestała się miotać w jego ramionach. Wtuliła twarz i wybuchnęła płaczem. Może jednak rozumiała więcej, niż przypuszczał?
- Musisz odpocząć. Jak wydobrzejesz, wrócimy do tej rozmowy.
Nie zaprzeczyła. Chciała być z nim, pragnęła pozostać w tym świecie. Ale nie za cenę swej duszy.

9.
Stała przy oknie, zapatrzona w ponury krajobraz. Zmyślona. Smutna.
Żal, który zdołała przytłumić w ciągu ostatnich dni, powrócił ze zdwojoną siłą. Lecz wystarczyło spojrzeć w jego oczy, by poczuć trzepot serca na widok ponurego, pełnego goryczy uśmiechu.
Naprawdę musiała odejść? Gdy zagoiły się cielesne rany, ciało znów zapragnęło pieszczot.
Bardziej wyczuła niż usłyszała szelest kroków za swymi plecami.
Bez słowa odwróciła się i zarzuciła ramiona na muskularną szyję.
- Nie chcę cię tu więzić. Jeśli chcesz wrócić… - na sekundę się zawahał.
Z uśmiechem położyła palec na wyrazistych wargach. Nie wiadomo dlaczego, przypomniała sobie pewną baśń, o złym czarodzieju, który porwał piękną księżniczkę. Nie miał ani serca, ani duszy, więc nie mógł stać się człowiekiem. Wielu dzielnych rycerzy pragnęło uratować księżniczkę, ale ona nie chciała odejść od czarodzieja. Kiedy była mała nie mogła zrozumieć dlaczego. Aż do dzisiaj. Ich miłość była inna, pogmatwana, a każde inaczej rozumiało znaczenia słowa kocham.
Bo księżniczka zakochała się w okrutnym czarodzieju bez serca.
Ale za żadną cenę nie mogła mu tego wyjawić.
Kayl ją pocałował. Przylgnął wargami do jej ust, tłumiąc protest, który i tak nigdy nie miał nadejść. Tamara zanurzyła dłonie w jego włosach i przygarnęła mocno, jakby w obawie, że mogłaby go stracić. Ale on tulił ją i pieścił, choć inaczej niż dotąd.
Wiedział, że oczekiwała słów, których znaczenia nie znał. Przeczuwał nadchodzący koniec. I dlatego, choć raz pragnął dać coś więcej niż niekończącą się rozkosz. Coś, co wyczuwał tuż pod skórą, co pulsowało w rytm ich serc, przynosząc całkiem obce emocje.
- Istnieją granice, których nie pokonamy – wyszeptał.
- Nie wszędzie. Może w innym czasie, w innym miejscu nam się uda?
- W twoim świecie?
- Byłoby to zaledwie namiastką tego, co tu przeżywam. Dlaczego nie możesz uciec stąd wraz ze mną?
- Czar jest za silny. Poza tym nie umiałbym tam funkcjonować. Wystarczy sam mój wygląd.
Miał cholerną rację. Wiedziała o tym, choć tak trudno było zrezygnować z nierealnych, absurdalnych marzeń.
- Nie zrobisz mi krzywdy? – spytała cichutko, kiedy błądził ustami po szyi.
- Nie… - wyszeptał. – Tym razem przyrzekam, że nie!
Roześmiała się, radośnie odchylając głowę do tyłu. Westchnęła, gdy zsunął z ramion sukienkę. Długimi, smukłymi palcami pieścił każdy kawałek twarzy, zakreślając jej owal, przesuwając opuszkami po nabrzmiałych wargach. Tyle razy je całował, a wciąż budziły w nim tyle uczuć. Potem do rąk dołączyły usta. Nie było to szaleństwo zmysłów, tylko pełen delikatności swoisty rytuał.
Pożegnanie.
Oboje o tym wiedzieli, choć tak trudno było podjąć decyzję o rozstaniu.
Tuliła się do niego, całą sobą chłonąc każdy moment, każdą niezapomnianą chwilę. Kolistymi ruchami gładziła ciemną skórę, oddawała z uczuciem każdy pocałunek.
To było znacznie więcej niż fizyczne zauroczenie, które połączyło ich na początku. Lekko podniósł ją i skierował się w stronę łóżka. Potem położył na jedwabistej pościeli i pochylił się, z powagą wpatrując się w oczy. Prawa dłoń rozpoczęła powolną wędrówkę, delikatnie pieszcząc każdy kawałek rozpalonej skóry, na dłużej zatrzymując się przy stwardniałych piersiach. Uniosła głowę i poszukała ustami jego warg.
Było inaczej niż dotychczas. Prócz pożądania pojawiło się coś całkiem nowego, nieznanego.
Niebezpiecznego.
Słowa były zbędne. Przyniosłyby ze sobą ból i smutek, świadomość tego, co tak naprawdę było nieuniknione. Ważne były pocałunki, pieszczoty, sposób w jaki wszedł w jej rozpalone wnętrze. Ze delikatnością, o którą nigdy, by go nie posądziła. Poruszał się wolno, a ona objęła go nogami, krzyżując je na rytmicznie unoszących się plecach. Dłonie położyła na ramionach, pieszcząc twarde niczym kamień mięśnie.
Leżał na niej, lecz był to przyjemny, przynoszący niekończącą się rozkosz ciężar. Tak jak i jego ręce dające ulgę rozpalonej namiętnością skórze, jak usta z takim pożądaniem pieszczące jej wargi. Pocałunki, momentami leniwe i ospałe, stawały się coraz bardziej gorące, coraz dziksze.
Przyspieszał, a ona jęczała za każdym razem, gdy zanurzał się, aż po sam koniec.
Gdy nadeszło spełnienie i Kayl wytrysnął z całą siłą swych lędźwi, naprężyła całe ciało, przeżywając najcudowniejszy orgazm w swym życiu. To nie była tylko czysto fizyczna rozkosz. Krzyczała, a jej głos mieszał się z jego ochrypłym jękiem.
Na koniec, gdy ich oddechy odrobinę się uspokoiły, uniósł głowę i zatopił spojrzenie w wciąż rozszerzonych podnieceniem, źrenicach.
- Nie pasujemy do siebie, to prawda. Ale nie pasujemy też do nikogo innego.
- Gdybym została… Czy to by mnie zabiło? Czy ty…
- Tak – przerwał jej schrypniętym głosem. Pochylił i pocałował. Rozumiał, że nie może żyć bez niej, ale nie mógłby żyć również ze świadomością, że ją skrzywdził.
Wszystko stało się zbyt trudne.
- To wszystko jest takie dziwne…
- Jest – potwierdził. Położył się obok i zamknął w uścisku swych ramion, wtulając twarz w jedwabiste włosy.  
I tak go zapamiętała.

10.
Choć świat za oknem oślepił ją feerią porannych barw, to i tak wydał się szary w porównaniu do wspomnień.
Gwałtownie usiadła na łóżku, odrzucając do tyłu splątane włosy.
Wróciła do domu.
Dookoła znajdowały się dobrze znajome sprzęty, z dołu docierał apetyczny zapach świeżo parzonej kawy. Budzik, stojący na nocnym stoliku wskazywał dokładnie siódmą piętnaście.
To był sen? A Kayl? On nie mógł być tylko wytworem szalonej podświadomości.
Przerażona uświadomiła sobie, że wcale nie chciała tego powrotu. A zwłaszcza w tak nieoczekiwany sposób.
Skuliła się, jakby ktoś wymierzył jej brutalny cios w brzuch. Wokół było tyle życia, barw, dźwięków. A ona tęskniła do poznanej niedawno szarości, do blasku dnia bez słońca, świata bez kolorów…
Do Kayla!
Dlaczego teraz? Dlaczego w chwili, gdy wszystko zaczęło się między nimi układać? Dlaczego bez pożegnania?
Czuła smak słonych łez, spływających po policzkach. Gorycz w sercu i zamęt w umyśle. Nie było drogi powrotu, drugiej szansy. Brakło nawet sił na marzenia. Była pusta środku, bo wszystko, co kochała, pozostało po drugiej stronie lustra.
Krzyczała, choć nikt nie zdołałby tego usłyszeć. Cierpiała, choć z nikim nie mogła się podzielić swym bólem.
Ten świat pozostawał niewzruszony, głuchy na jej wołanie. To nie on się zmienił, to ona dojrzała, stała się inną osobą, po raz pierwszy tak bardzo świadomą swych pragnień.
Lecz nadeszło to, co nieuniknione.
Nadszedł koniec.

KONIEC


4 komentarze:

  1. gdybym miała wybrać najpiękniejsze z Twoich opowiadań, wybrałabym właśnie to...
    Niesamowicie budowane emocje.
    Dziekuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z poprzedniczką, to zdecydowanie jedno z Twoich najpiękniejszych opowiadań...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać i przeraziłam się tym, jak bardzo Twoje opowiadanie przypomina mi moją "Aranję". Może krajobraz inny i okoliczności pojawienia się dziewczyny, ale schemat jest po prostu bliźniaczy! Może kiedyś śniłam podobny sen? Czytałam z rosnącą irytacją, ale na szczęście nasze opowiadania rozwijają się w zupełnie innych kierunkach, a bohaterowie mają zgoła inne charaktery, choć podobne temperamety. A z resztą chyba zawsze zaczyna się od jakiegoś schematu. Jest ona i jest on, fajny seks, a potem rodzi się uczucie... To magia kreowania świata, który czai się gdzieś w naszej podświadomości. A może świadczy to o tym, że kobiety mają w gruncie rzeczy podobne pragnienia? Nie wiem, w każdym razie nie chciałabym, abyś myślała, że Cię splagiatowałam, czy coś, bo Aranję piszę już od jakiegoś czasu, a na Twój blog zawitałam dopiero całkiem niedawno. Co chwila odkrywam coś dla siebie, za co ogromnie Ci dziękuję!
    Pozdrawiam!
    Mokosz

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa czy kiedyś zdecydujesz się na kontynuację?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.