Iza zerknęła na nią z
namysłem. W głosie koleżanki było tyle zawziętości, tyle złości, że nie podejrzewała,
aby tamta kłamała. A więc pan prezes to przystojny drań? Ciekawe, czy Inkę
bolało bardziej, to że przystojny, czy to że drań? Zresztą, co ją to
obchodziło? Była prawie na samym dole piramidy pracowniczej. Na dodatek na pół
etatu i sezonowo, bo nie wiedziała jeszcze, jak jej się ułoży plan w przyszłym
roku akademickim. Być może będzie musiała znaleźć sobie inną pracę, taką, która
zgra się z wykładami na uczelni. Miała jednak nadzieję, że piąty rok będzie pod
tym względem bardziej elastyczny.
– Bądź na
stanowisku o jedenastej.
– Czyli tutaj? –
spytała ironicznie.
– Iza! I najlepiej
żebyś wyglądała na mocno zajętą, zrozumiałaś?
– Niby czym?
Ostrzeniem ołówków?
– Przygotuję ci
coś do tego czasu – zapewniła Inka na odchodnym.
Wyszła i Iza znów
została sama. Po cholera miała wracać do pustego biurka, na którym nie było
nawet komputera? Zerknęła na to, co zostało jej do zrobienia. Do końca dnia powinna
zdążyć. Poza tym, chyba nawaliła klima, bo w pomieszczeniu zrobiło się
niesłychanie duszno i gorąco. Mimowolnie rozpięła bluzkę, najpierw o jeden
guzik, potem o dwa kolejne. Zdjęła też marynarkę i buty. Były prawie nowe i
codziennie cierpiała z tego powodu. Tutaj nie musiała się przejmować, że ktoś
ją zobaczy. Podśpiewywała sobie pod nosem najnowszy przebój ulubionego zespołu,
z aprobatą zerkając na malejący stosik dokumentów. W końcu nie wytrzymała
duchoty i szeroko otworzyła okno. Nagły powiew wiatru strącił kilka kartek
leżących na stole. Niektóre sfrunęły na podłogę, inne za ciężkie biurko,
stojące tuż obok. Iza sapnęła z oburzeniem. Odsunęła stół, przyklękła, ale to
nie zdało rezultatu. W końcu prawie przytuliła policzek do podłogi i ze
zmarszczonymi brwiami, spróbowała wydobyć kartki spod biurka. Było dość niskie,
ale na szczęście wąskie. Najwięcej problemów sprawił jej ostatni dokument. W
końcu wydobyła go triumfalnie, a następnie wstała, poprawiając wzburzoną
fryzurę i przekrzywione ubranie.
I wtedy za jej plecami
ktoś chrząknął.
Błyskawicznie odwróciła
się, a potem zamarła zaskoczona. W drzwiach stał obcy mężczyzna, a za jego
plecami widziała kilka zaciekawionych twarzy.
Iza spąsowiała. Po
pierwsze wypinała się jego kierunku w dość mało elegancki sposób. A po drugie…
Znała go! To przecież był ON, mężczyzna ze sklepu i z pamiętnego, deszczowego
popołudnia. Trochę inny, jakby bardziej surowy, ale to przecież on! Nie powinna
się dziwić jego chłodnemu zachowaniu, w końcu to miejsce pracy. Spłoszona rzuciła
okiem na zegar wiszący nad drzwiami. No tak. Kwadrans po jedenastej. Oczywiście
zapomniała.
– To Iza. – Do
pokoju wepchnęła się kobieta, która była jej kierownikiem. – Nie jest
pełnoetatowym pracownikiem.
Nieznajomy milczał,
mierząc ją krytycznym spojrzeniem. Co najdziwniejsze, wyglądał, jakby wcale jej
nie poznawał. Iza poczuła oburzenie. Przecież ją pocałował! Wygadywał takie
rzeczy, że… A teraz nie poznawał? To drań! Dobrze że wtedy nie dała się nabrać
i uciekła.
– Dlaczego pani
wygląda tak niechlujnie? – spytał ostrym tonem.
Spojrzała w dół, na
nazbyt głęboki dekolt. Na bose stopy. Z rozpaczą pomyślała o włosach, którym z
pewnością gimnastyka pod biurkiem nie posłużyła.
– Gorąco jest –
wyrwało się jej mimo woli.
– Gorąco? –
Wyciągnął rękę i nacisnął guzik na panelu klimatyzacji. Nad ich głowami rozległ
się cichy szum. – To nie jaskinia człowieka pierwotnego, tutaj mamy kilka
rzeczy, które ułatwiają życie.
– Chciałam
włączyć, ale nie działała – tłumaczyła się, czując, jak po raz kolejny się
rumieni.
– Chciała pani?
Dobrze że to tylko ksero – prychnął. – Do obsługi bardziej skomplikowanych
urządzeń niech pani się lepiej nie zabiera.
I w tym momencie,
maszyna za plecami, dotąd pracująca bez zarzutu, dziwnie się zakrztusiła. Potem
było słuchać jeszcze cichu brzdęk, głośniejszy warkot, po czym coś pękło z
hukiem, a z boku pokazał się siwy dym.
– To nie ja – powiedziała
słabo Iza, gapiąc się na cholerną kserokopiarkę. No miała kiedy nawalić,
doprawdy!
Mężczyzna, który był
chyba zapowiedzianym przez Inkę szefem-draniem, patrzył na nią w milczeniu,
potępiająco. Te kilka osób za jego plecami również.
– Przysłać kogoś z
techników – rzucił w przestrzeń. – A ją zwolnić.
– Że co?! – Izę aż
zatchnęło z oburzenia. – Za co?
– Za głupotę.
– Wypraszam sobie!
– zaperzyła się. Co za cholerny drań! Wziąłby ją na masce? Cudownie smakowała?
– To zemsta?
– Zemsta? – zamarł
w pół obrotu, marszcząc brwi.
– Za to, że
uciekłam po pocałunku! – warknęła, ujmując się pod boki. O nie, nie da się tak
po prostu wywalić.
– Po pocałunku?! –
Teraz dla odmiany poczerwieniał i on. – Nie znam pani i wcale nie mam ochoty
poznać. Proszę nie rzucać nieuzasadnionych insynuacji, bo oprócz zwolnienia
wręczę pani pozew o zniesławienia. Zrozumiano?
Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!
No koniec... brak słów! 🤤
OdpowiedzUsuńJestem w szoku co działo się na koniec! Niech Iza lepiej odejdzie :D
OdpowiedzUsuńAż mi się na sam koniec słabo zrobiło :o
OdpowiedzUsuńMam nadzieje Babeczko, że to opowiadanie nie skończy się jak "Tysiąc odcieni bieli" bo cholernie nie pasuje tutaj nieszczęśliwa, przypadkowa ciąża.
OdpowiedzUsuńnie, ciąży nie planuje ;-) za to będzie coś innego...
UsuńOho! Już się boje :o
UsuńBohaterka z każdą częścią zyskuje temperamentu :-)
UsuńAle mamy nadzieje na happy end czy raczej na zaskoczenie albo smutne zakończenie? ;-)
UsuńTam się będzie jeszcze sporo działo. Na razie zajmę się Babą, bo mam świetny pomysł, który chcę tam wykorzystać :-)
OdpowiedzUsuńTo ja sb kupie jak już całość będzie.
OdpowiedzUsuńBrat bliźniak?
OdpowiedzUsuń