Migrena, migrena... Ja ja kurwa tego nienawidzę! Przed pierwszą ciążą nękały mnie przypadłości skórne, innymi słowy pryszcze, po porodzie cera mi się zrobiła gładka, za to pojawiły się migreny. Już z dwojga złego wolałam pryszcze... ;-)
PS. Za chwilę ostatnia część Transakcji. Komentarze później, bo mam masę pracy z nową szatą bloga.
Ja, Baba! (XI)
Ginewra
Najpierw podziwiałam
swoje odbicie w lustrze, bo brat Mateusza przyprowadził dziewczynę, a ona już
zadbała, abym wyglądała „szałowo”. Bardzo szybko poznałam znaczenie tego słowa
i teraz wyglądałam szałowo. Czerwona sukienka, falujące włosy, no i trzeba
dodać, że urodą własną kwitłam już od lat nawet bez większych upiększeń. Z
upiększeniami było jeszcze lepiej.
Mateusz też wyglądał
szałowo. Nie miał na sobie złocistych szaf ani lśniącej zbroi, lecz na jego
widok wydałam dyplomatyczny jęk zachwytu. Jak mnie zobaczył, to sprawiał
wrażenie lekko ogłuszonego. Bardzo szybko poznałam tego powód, bo zerkał na
mnie ukradkiem z autentycznym podziwem.
– Jedziemy? –
spytał, podając mi ramię.
Skinęłam głową. Trochę
pobladłam, gdy uprzejmie otworzył przede mną drzwi do diabelskiego pojazdu,
lecz zacisnęłam zęby i wsiadłam. Całą drogę je zaciskałam, modląc się, aby Bóg
wybaczył mi, że skorzystałam z szatańskiego wynalazku. Odetchnęłam dopiero w
kościele. To miejsce, chociaż przez tyle setek lat znacznie się zmieniło, wciąż
miało tę samą wzniosłą, pełną otuchy atmosferę.
A później już nie
miałam czasu na strach, bo wokół mnie działo się tyle ciekawych rzeczy,
ujrzałam tak wiele piękna, wspaniałości. Poznałam tylu ludzi…
Całe szczęście, że Mateusz
pilnował mnie z wyjątkową uwagą, bo pewnie dość szybko nadużyłabym trunków i
skończyła pod stołem, niczym najpodlejszy biesiadny pijak. Albo jak Mordred,
gdy wyjątkowo chciał się oderwać od podłej rzeczywistości, przy czym pod tym
pojęciem raczej rozumiał swoją matkę, nie mnie. Taniec nie okazał się
karkołomnym przedsięwzięciem i już po kilku melodiach załapałam, o co w nim
chodziło. Ruda Jolka wraz ze swym mężem, stanowili parę jak z obrazka. Ja z
Mateuszem chyba też najgorzej nie wypadliśmy, bo wszyscy się na nas patrzyli,
gdy tylko pojawialiśmy się na parkiecie.
– Jesteś zmęczona?
– spytał z troską, widząc jak dyskretnie ziewam.
– Trochę. Może się
przespacerujemy? – zaproponowałam, bo na zewnątrz zauważyłam rozległy park.
– Dobrze –
potaknął. – Jeszcze tylko jeden toast i pójdziemy.
Na razie nieźle się
trzymał, chociaż co chwila, ktoś go zachęcał do picia. Byłam pewna, że
kontroluje się jedynie ze względu na mnie. Za to ja postanowiłam się nie
kontrolować i najzwyczajniej w świecie go uwieść. Doświadczenie w tej
dziedzinie miałam niezłe, chociaż teraz starałam się o tym zapomnieć. Skoro
lada moment może się zjawić Morderd, aby zabrać mnie do domu, to musiałam
wykorzystać okazję. Więcej, chciałam tego!
– Pięknie tu –
powiedziałam z autentycznym zachwytem. Oparłam się o jego ramię i szliśmy przed
siebie parkową alejką. Nie panował zupełny mrok, bo gdzieniegdzie paliły się
malutkie pochodnie, dające nikłe, ale jednak światło. No dobrze, to nie były
pochodnie, ale mnie głupio było pytać się, jaka jest ich nazwa.
– Przyjemnie. W
takim upale nawet klimatyzacja nie daje rady.
– Kilma…
klimazacja?
– Klimatyzacja –
uśmiechnął się czule, spoglądając w moje oczy. – Sztuczny chłodek.
Skinęłam głową, bo nie
zamierzałam dalej dyskutować o takich bzdurach.
– Byłeś więc
żonaty? – zagadnęłam cicho.
– Tak. Dwukrotnie.
I dwukrotnie poniosłem porażkę, a moje małżeństwa zakończyły się rozwodem.
– Dlaczego?
Widać jednak wypił
wystarczająco dużo, aby nie mieć jakichkolwiek hamulców przed wyjawieniem tak
osobistych rzeczy.
– Bo ja wiem? –
skrzywił się, skręcając w prawo, w znacznie ciemniejszy zaułek. – Zawsze
zaczynało się psuć po roku. A ty? Mówiłaś że masz męża.
– Mam.
– Jakoś nie
wyglądasz na zadowoloną z tego faktu. Rozwodzicie się?
– Broń boże! –
mruknęłam. – Ale u nas to nie miało nawet co się psuć.
– To po co za
niego wychodziłaś?
No i masz babo! Jak
miałam mu wytłumaczyć, że nie było dla mnie wyboru? Nie ja decydowałam, a moi
rodzice. Nie była to miłość, lecz znakomity interes.
– Trochę
namieszała między nami teściowa – powiedziałam w końcu. – Nadal mąci i pewnie
dlatego nigdy nic z tego nie będzie.
– Nie martw się –
poklepał mnie po ręce. – Ja nie miałem teściowej, a też wszystko się zawaliło. Usiądziemy
na chwilę?
Okolica była dość
odludna, jedynie z daleka słychać było stłumione dźwięki muzyki. Pod wysokimi,
smukłymi drzewami, stało kilka ławek, a nawet foteli. Na jednym z nich usiadł
teraz Mateusz, sądząc, że ja zrobię to samo. I zrobiłam, zajmując miejsce na
jego kolanach i oplatając ramionami szyję.
– Podobało mi się,
jak mnie pocałowałeś – oświadczyłam prosto z mostu, patrząc na niego zalotnie.
– He? – patrzył na
mnie cokolwiek zdziwiony. Trzeba też przyznać, że dziwnie sztywny był. Nie
objął mnie, nie przytulił, nic nie zrobił.
– Mógłbyś to
zrobić jeszcze raz?
Westchnął, a potem
położył dłoń na moim karku, lekko go masując.
– Chciałbym
laleczko – posłał mi przepraszający uśmiech. – Ale wierz mi, w tych sprawach
nie pasowalibyśmy do siebie.
Zdębiałam. O co temu
chłopu chodzi? Przez ostatnie kilka godzin pożerał mnie wzrokiem, a kiedy sama
wystawiłam mu się na tacy, to bredzi coś o niedopasowaniu.
– Wiem, że nie
rozumiesz. Widzę to w twoich oczach – musnął delikatnie mój policzek. – Jesteś
tak piękna, że od samego początku budziłaś moje zainteresowanie. A jednocześnie
tak niedoświadczona, że nie mielibyśmy szans.
– Niby na co? –
spytałam podejrzliwie, chociaż tak naprawdę powinnam unieść się honorem i sobie
pójść. Jednak ciekawość zwyciężyła.
– Na związek.
Nawet na krótką znajomość.
– Nadal nie
rozumiem. Masz kłopoty z męskością?
– Nie, nie to –
poczerwieniał raptownie. – Sam fakt, że muszę ci to tłumaczyć, jest argumentem
przemawiającym przeciwko naszej znajomości.
– Na świętego Grala!
– syknęłam chwytając go za poły koszuli. – Wytłumacz mi to i dam ci spokój.
Nienawidzę takiej gry!
– To nie gra. – Na
moment przymknął oczy, a potem znów je otworzył. – I jeśli nie zejdziesz z
moich kolan, może się to źle skończyć.
Pewnie że nie zeszłam.
Pocałowałam go. W nosie miałam wszelkie przeszkody, zdając sobie sprawę, że gdy
wrócę na właściwe miejsce, zostaną mi jedynie wspomnienia. Pocałowałam go
namiętnie, wsuwając dłonie pod materiał koszuli. Wbrew temu, co mówił, nie dał
się prosić o współpracę. A i on całował tak, jak żaden z innych moich
kochanków. Usta miał gorące i suche, język bezczelny, ręce delikatne, a jednocześnie
dawało się w nich wyczuć utajoną siłę. Pragnęłam znacznie więcej niż ten pocałunek,
ale nagle Mateusz odepchnął mnie, gwałtownie wstając.
– Nie! Bo to
naprawdę źle się skończy.
– Tchórz! –
rzuciłam urażona, a w jego oczach zamigotało coś dziwnego, niebezpiecznego. Coś,
czego nie spodziewałam się w nich ujrzeć.
– Nie rozumiesz… –
zaczął posępnie. – Mam dość unikatowe upodobania.
– Unikatowe?
– Jakby to ująć…
Potrzebuję innych bodźców niż większość mężczyzn, aby doznać orgazmu.
O czym on mówił? Czy ja
naprawdę muszę mieć takiego pecha? Najpierw ten padalec, mój mąż. Potem
impotent Lancelot. Następnie stajenny, co prawda słodki, ale za to bezdennie
głupi. A na samym końcu mężczyzna bredzący coś o bodźcach. Ładne mi
towarzystwo!
– Jakich innych? I
już się tak nie odsuwaj, nie będę cię atakować – dodałam drwiąco.
– Innych. I nie
ciebie się boję.
Mateusz milczał przez
dłuższą chwilę. Potem dał dwa kroki i znalazłszy się tuż przy mnie, chwycił
moją dłoń, kładąc ją w pewnym miejscu. Zaczerwieniłam się jak piwonia, a potem
wyrwałam rękę z jego uścisku.
– Jestem
podniecony. Ale to wszystko – dodał. – Jak chcesz dowiedzieć się więcej,
zobaczyć więcej, to musisz zgodzić się na moje warunki.
Gdy to mówił, w oczach
miał dziwny blask, coś jakby głód i podniecenie w jednym. W mroku nocy nie
wyglądał już tak sympatycznie, a raczej niebezpiecznie.
– Zgadzasz się na
moje warunki? – powtórzył pytanie.
– Tak –
zaryzykowałam. Chyba mnie nie zamorduje i nie zakopie pod pobliskim drzewkiem?
Zresztą, skąd by wziął łopatę?
– Chodź tu do mnie
– rozkazał, głosem zmienionym pod wpływem nagłych emocji. Posłuchałam, a kiedy
to zrobiłam, chwycił mnie brutalnie za szyję, przyciskając do drzewa. I
pocałował, chociaż nie tak jak poprzednio, a zupełnie inaczej. Nie było w tym
pocałunku żadnej subtelności, a jedynie dzika, pierwotna siła. Wgryzał się w
moje usta, ranił je, sprawiał ból zamiast przyjemności. A potem uderzył w prawy
pośladek. Nie mogłam krzyczeć, bo byłam jakby zakneblowana, lecz cicho
zajęczałam. To go chyba podnieciło, bo zrobił to po raz drugi, i trzeci, i
czwarty. Pupa zaczęła mnie piec żywym ogniem, bo Mateusz sobie nie żałował, a
trzeba przyznać, że krzepy miał sporo. Miałam wolne ramiona, lecz to niewiele
dało.
Nagle przerwał
pocałunek, zmuszając mnie, abym padła na kolana.
– A teraz… –
oblizał się, patrząc z góry w moje oczy. I bez żadnego uprzedzenia wepchnął mi
do ust, ogromną, twardą męskość. Nawet nie zauważyłam, kiedy rozpiął spodnie.
Chwycił mnie za włosy w tak przemyślny sposób, że nie mogłam się wyrwać,
chociaż już na samym początku zaczęłam się dławić. Z wyraźnie wypisanym na
twarz podnieceniem, obserwował mnie z góry, wyjmując go i wkładając. Lecz we
mnie zaczęła się tlić wola walki, chociaż tak naprawdę, to przecież sama
doprowadziłam do takiej sytuacji. I wtedy Mateusz przyspieszył, pchając mocniej
i aż po sam koniec. Krztusiłam się, próbując złapać oddech, czułam, jak z oczu
płyną mi niekontrolowane łzy, biłam na oślep zaciśniętymi pięściami. Na nic.
Nie miałam wpływu kompletnie na nic i od razu zrozumiałam, o co mu chodziło,
gdy twierdził, że nie będziemy do siebie pasować. Przecież on robił sobie
dobrze, używając mnie jak rzeczy, samodzielnie ustalając rytm, tempo i
głębokość zanurzenia.
– Musisz…
zapamiętać… tę lekcję – wydyszał z siebie. Na moment przerwał, wycofując się i
dając mi złapać oddech, lecz zanim zdążyłam odczuć ulgę, włożył mi penisa na
powrót do ust. Pchnął silnie i szybko. Raz, drugi… Przestałam liczyć, skupiając
się na tym, aby przeżyć ten koszmar. Chociaż nie do końca to określenie było
prawdziwe. Po moim ciele przebiegały dreszcze, w dole brzucha płonął ogień, a
ja pojękiwałam, lecz nie wiedziałam, czy z bólu, czy też z przyjemności. Nawet
gdy panicznie walczyłam o powietrze, bijąc go, drapiąc i próbując go odepchnąć,
czułam podniecenie. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował. Nigdy! A przecież
teraz mi się podobało, co uświadomiłam sobie ze zgrozą. Pomyślałam jeszcze, że
jestem porąbana, oraz o mękach piekielnych, jakich doświadczę po śmierci, po
czym zatraciłam się w narastającej ekstazie.
Wytrysk był krótki i gwałtowny.
Zakrztusiłam się, nie mogąc połknąć wszystkiego na raz. Mateusz z całej siły
trzymał moją głowę, podczas gdy ja wierzgałam, patrząc w górę zamglonym
wzrokiem, prosto w jego oczy. Słyszałam ochrypły jęk, widziałam malującą się na
twarzy rozkosz.
I w końcu mnie puścił.
– Ty… – zaczęłam,
lecz od razu mi przerwał. Lekko się pochylił, władczo chwytając moją brodę. Tym
razem w jego spojrzeniu zauważyłam odrobinę zaskoczenia oraz morze satysfakcji.
– Wyglądasz
cudownie – powiedział, drapieżnie się uśmiechając. – I nie zaprzeczaj, bo wiem,
że ci się podobało.
Jak to ostatnia część Transakcji?! 😳😡
OdpowiedzUsuńWitaj. Ja też chcę transakcję!. Pozdrawiam Wiktor
UsuńNie podejrzewałam, że z tego Mateusza takie ziółko. Widocznie cicha woda brzegi rwie :)
OdpowiedzUsuńMateusz to taka cicha woda brzegi rwie i faktycznie Ginerwa do niego nie pasuje.
OdpowiedzUsuńBędzie może "Zamiana"?
OdpowiedzUsuńNie chciałabym, aby wróciły do swoich czasów :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się :D
UsuńNo nieźle akcja przyspiesza :D
OdpowiedzUsuńCzekamy na Transakcje😍
OdpowiedzUsuńMateusz pasuje do pozornie świętej Ginewry ;3
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że z Mateusza taki brutal ;p
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem czy nie pasują😁 Po tej części przypomniało mi się "Życzenie".
OdpowiedzUsuńAle Artur był o sto razy seksowniejszy niż ten rudy Mateusz. :-D
UsuńZgadzam się 😁 Tutaj bardziej o upodobania mi chodziło 😉
UsuńCzy tylko ja mam wrażenie, że w wątkach Ginewry nic nie trzyma się kupy. Już nie mówiąc o tym, że wzmianki w średniowieczu na jej temat przyprawiają o mdłości. Tamte czasy były poświęcone religii w bardzo znacznym stopniu. Jeśli wszyscy poddani zdawali sobie sprawę z jej nierządu, nikt nigdy nie nazwałby jej świątobliwą. Powracając do tej części... w czasie sceny w parku Mateusz wyraźnie sugerował, że ma ona na celu pokazanie biednej i jak dalej twierdzi autorka "świątobliwej" Ginewrze, że przez zgoła inne upodobania, nie są w stanie porozumieć się na wielu płaszczyznach. Co ma więc znaczyć ostatnie zdanie? Podczas kilkuminutowego seksu oralnego uznał, że jednak się mylił?
OdpowiedzUsuńBrak jakiejkolwiek logiki zaczyna pochłaniać całe to opowiadanie.
Dziki Mati 😂😂😂
OdpowiedzUsuń