Lena
W żadnym turnieju nie
wzięłam udziału. Po niespokojnej nocy byłam podenerwowana i poirytowana.
Wsiadłam więc na konia i chociaż udałam się w stronę placu pełnego kramów i
ludzi, ominęłam to całe zbiegowisko łukiem i wjechałam w las. Poszukałam sobie
ustronnego miejsca, gdzie zamierzałam to wszystko dobrze sobie przemyśleć.
Gwain odpadał. Był
sympatyczny, a jego celne riposty oraz spostrzeżenia szalenie mnie bawiły, ale
szczerze mówiąc nie czułam się przy nim jak kobieta. Bardziej jak kumpel.
Lancelot… Tutaj miałam
spory problem, bo do złotowłosego gburka żywiłam wyraźną słabość. Owszem,
irytował mnie, wkurzał, lecz jednocześnie intrygował. No i szalenie byłam
ciekawa, czy to o impotencji, to prawda?
Za to Mordred… To był
mój prawdziwy problem. Ciągnęło mnie do niego z niesłychaną siłą, lecz dopiero
wczoraj dowiedziałam się, że sporo tej siły przyciągania zawdzięczał czarom.
Najbardziej fascynujący mężczyzna miałby być wytworem magii? Cholera, cholera i
jeszcze raz cholera! Dość długo zżymałam się na tę myśl. Potem jednak wrodzona
przekora dała o sobie znać i postanowiłam działać. Na początek musiałam jednak
obmyślić podstępny plan. Albo wykąpać się, bo panował dziś wściekły upał.
Powinnam znaleźć jakieś ustronne jeziorko… Tknięta tą ożywczą myślą, wsiadłam
na konia i zadumałam się. W końcu pełna niezadowolenia, zawróciłam i po chwili
znalazłam się wśród głośnego, i co tu dużo mówić, również śmierdzącego tłumu.
Odszukałam wzrokiem Lancelota, który właśnie wychylał dzban wina i zeskoczyłam
z siodła. Cierpliwie poczekałam, aż skończy pić, a potem do niego podeszłam.
– Potrzebuję
jeziora, stawu lub rzeczki – odezwałam się. – Wiesz, gdzie coś podobnego
znajdę?
– Jeziora? Rzeki?
– przyjrzał mi się podejrzliwie, chociaż nieco rozbieganym spojrzeniem. – A na
co ci? Chcesz się utopić?
– Nie, wykąpać.
Wskaż mi tylko, w którą stronę mam jechać, poradzę sobie.
– Wykąpać? Po co? –
pociągnął nosem, wyraźnie niechętny memu pomysłowi.
– Nie to nie, pójdę
zapytać Gwaina – wzruszyłam ramionami. Oczywiście, reakcja była natychmiastowa.
– Stój! –
Przytrzymał mnie w miejscu. – Pokażę ci. Nawet cię tam zawiozę.
– A turniej?
– Już walczyłem.
Ostatni pojedynek dopiero przed zachodem słońca.
– Zwyciężyłeś? –
zaciekawiłam się.
– Tak – burknął,
po czym lekko zachwiał. – W zbyt wielkim pośpiechu wypiłem to wino. Zaraz mi
przejdzie.
Zerknęłam w bok. Trzy
dzbany? Zaraz? Akurat! Trzeba jednak przyznać, że trzymał się pionu doskonale.
O nadużyciu trunku świadczyły jedynie posyłane mi spojrzenia, tym razem nie
niechętne, ale pełne podziwu. Na trzeźwo raczej dałby wyłupić sobie oczy niż
pozwolił na coś takiego.
Jechałam tuż za nim.
Najpierw utartą ścieżką, w końcu Lancelot skręcił w prawo, przedzierając się przez
gęstwinę leśną. Minęliśmy niewielki zagajniczek, potem znów przedzieraliśmy się
przez gęste krzaki, aby w końcu znaleźć się nad niewielkim oczkiem wodnym, ze
wszystkich stron porośniętym tatarakiem. Jedynie tu, gdzie stanęliśmy było
widać kawałek łąki i łagodne zejście do wody, szerokości maksymalnie jednego
metra.
– Super! –
ucieszyłam się. – Jesteś wielki!
W tym momencie wielki
Lancelot spadł z konia niczym worek z ziemniakami. Natychmiast znalazłam się tuż
przy nim.
– Żyjesz?
Łypnął na mnie jednym
okiem, potem stęknął.
– Tak.
– Po co tyle
chlałeś?
– Piłem – poprawił
mnie z wyrzutem. – Nigdy mi nie szkodziło…
– Panuje wściekły
upał, chyba z pięćdziesiąt stopni w cieniu. Nic dziwnego, że cię powaliło.
– Jakich stopni? –
spytał niemrawo. – Zresztą, nieważne. Ja tu sobie poleżę chwilkę, może się
prześpię, a ty idź się kąpać.
Miałam ochotę spytać,
czy będzie podglądał, ale ugryzłam się w język. Wstałam i zzułam buty, potem
zdjęłam koszulę i zerknęłam za ramię. Leżał, posapując rytmicznie. Chyba
faktycznie zasnął. Wykorzystując ten fakt, zrzuciłam z siebie resztę ubrania i
powoli zanurzyłam w wodzie. Była tak czysta, że widziałam dno na kilka metrów
naprzód. Popływałam sobie, pofiglowałam, aż w końcu odświeżona i zadowolona,
zaczęłam wychodzić na brzeg.
I tu w połowie mnie
zastopowało, bo ten drań już nie spał. Za to siedział i gapił się na mnie jak
sroka w gnat.
– No co? –
warknęłam groźnie, zasłaniając ramionami piersi. – Okaż odrobinę przyzwoitości
i odwróć się. Proszę – dodałam po chwili namysłu.
– Nie.
– Jak to nie?!
Natychmiast! – Pogroziłam mu zaciśniętą pięścią. Nie spodziewałam się, że
wstanie i zacznie się rozbierać. Teraz to pewnie ja miałam dziwną minę.
– Co robisz? –
spytałam słabym głosem, gdy w zasadzie zostały mu już tylko spodnie.
– Też się wykapię.
– Nie mam nic
przeciwko, ale mogłabym przedtem wyjść? Ja już mam dość moczenia się.
– A czy ja ci
zabraniam?
– Nie denerwuj
mnie. Wiesz doskonale, o co mi chodzi!
Nie odpowiedział, za to
zdjął spodnie. I w tym momencie mnie zatkało. Bo taki był z niego impotent, jak
ze mnie cesarzowa chińska!
– Co to znaczy? –
spytałam surowym tonem, wskazując palcem na jego sterczącą męskość. Uśmiechnął się
szeroko i lekko zachwiał.
– Kamuflaż –
wyjaśnił. – Przez jakiś czas miałem z tym kłopoty, ale kiedy minęło, nie
przyznałem się. Po co? Mam spokój, a tak ganiał za mną zawsze tabun napalonych
bab. No i Mordred nie widzi we mnie konkurencji.
Rozbryzgując wodę,
wybiegłam z jeziora, wściekła i pochmurna, niczym gradowa chmura. W dupie
miałam to, że mnie zobaczy nago.
– Do jeziora! –
wrzasnęłam, wskazując migoczące zwierciadło wody. – Ale już!
Posłuchał. Zniknął na
dłuższą chwilę, podczas gdy ja zarzuciłam na siebie koszulę i usiadłszy na
trawie, objęłam ramionami kolana. Patrzyłam jak zanurza się i wynurza, potem w
czyste, błękitne niebo. I nagle usłyszałam dziwne parskanie.
Głupek się topił. Albo
doskonale udawał, aby zwabić mnie do wody. Trudno, utop się kretynie,
pomyślałam mściwie, lecz już po chwili poczułam wyraźny niepokój. Facet był pod
wpływem alkoholu, cholera wie, w jakiej kondycji. Może lepiej… Nie czekając,
ruszyłam mu na ratunek. I całe szczęście, bo kiedy w końcu pomogłam się
wydostać na brzeg, oboje z trudem łapaliśmy oddech, a on na dodatek pluł wodą.
– Idiota – skwitowałam,
gdy już mogłam to zrobić. Lancelot padł na trawę, twarzą do dołu, ramiona
rozrzucił szeroko i wciąż głośno oddychał. Poklepałam go delikatnie po plecach.
– Już w porządku? – spytałam z niepokojem.
– Tak –
wycharczał, obracając głowę i patrząc na mnie z wdzięcznością. – Ten podlec
Gwain musiał coś dać do wina. Nigdy wcześniej mnie tak nie ścięło.
– Może to przez
upał?
– Nie, to przez
Gwaina – upierał się, jednocześnie nieprzyzwoicie gapiąc się na moje piersi,
doskonale widoczne pod mokrym, oblepiającym je materiałem koszuli.
– Mam z nim stanąć
w szranki i pomścić twą krzywdę? – zakpiłam.
– Baba rycerzem –
wymamrotał, wyciągając rękę i dotykając sterczących sutków. W zasadzie pozwoliłam
mu na to, czując w ciele dziwną słabość. – Co za czasy nastały.
– Nie przesadzaj –
położyłam się tuż obok na plecach i obróciłam głowę napotykając zamglone, mocno
nieprzytomne spojrzenie. – Całkiem niezły byłby ze mnie rycerz.
– Niezły – potaknął,
a jego dłoń zaczęła sunąć po moim ciele w sposób zupełnie nieskoordynowany. A
ponieważ byłam prawie całkiem naga, bez problemu dotarła do celu. – Niezły,
niezły – powtarzał. Przestał dopiero, kiedy zamknęłam mu usta pocałunkiem.
Pachniał i smakował tym okropnym winem, ale i podnieceniem. Zmienił pozycję, przykrywając
mnie swoim ciałem. Jedną dłoń zacisnął na piersi, drugą na pośladku. Poruszał
biodrami ocierając stwardniałą męskością o moje uda i podbrzusze, całował mnie
z coraz większym żarem. I nie powiem, że pozostałam bierna.
– Mówiłeś, że
kochasz królową – wyszeptałam, gdy jego wargi oderwały się od moich i wyruszyły
na wędrówkę po rozgrzanej skórze.
– Uhm – jęknął, na
ułamek sekundy zamierając w bezruchu. Jednak był zbyt napalony, aby przerwać
to, co robił.
– To kochasz ją
czy nie? – drążyłam temat.
– Sam nie wiem –
stęknął, usiłując zdjąć ze mnie mokrą koszulę. – Jest taka niewinna i słodka…
– A ja to niby
nie?
– Ty? A skąd!
Jesteś jak płomień, który spala wszystkie moje postanowienia, pokonuje każdy
opór.
– Oj Lancelocie,
Lancelocie – powiedziałam żartobliwie, ujmując jego twarz w obie dłonie i
zmuszając, aby spojrzał mi w oczy.
– Pozwól mi… –
wyszeptał.
– Nie!
Stanowczym ruchem
pchnęłam go do tyłu. Upadł na miękką trawę, a wtedy dosiadłam go okrakiem.
Zdjęłam koszulę i pochyliłam się, podczas gdy on zachłannie gapił się na moje
piersi.
– Nie zamierzam
tracić dziewictwa z byle kim – oznajmiłam kłamliwie, bo moje dziewictwo już
dawno przepadło w morkach dziejów. Gapił się na mnie oszołomiony, bo pewnie nie
bardzo wiedział, czego ma się spodziewać. Tymczasem ja zajęłam taką pozycję, że
na wprost miałam twardego, sterczącego kutasa, a swoją cipką zawisłam nad jego
twarzą. Byłam cholernie podniecona i tym razem nie chciałam poprzestać jedynie
na pocałunku. Polizałam językiem czubek penisa, potem objęłam go wargami,
jednocześnie przytrzymując w ręce.
– Słodki!... –
wyjęczał, a zaraz potem umilkł, bo zatkałam mu usta. Nawet jeśli w pierwszej
chwili nie wiedział co robić, to instynkt podpowiedział mu, jak powinien się
zachować. Wpił się wiec wargami w moje wnętrze, wtargnął do środka językiem,
dłońmi ścisnął pośladki. Na początku jego pieszczotom brakowało wprawy, ale za
to nadrabiał to zapałem. Ja również nie próżnowałam. Rytmicznie pieściłam jego
kutasa, masowałam nabrzmiałe jądra, bawiłam się, dostarczając rozkoszy i cicho
pojękując, za każdym razem, gdy on trafiał na ten najczulszy punkt. Na efekty oboje
nie musieliśmy długo czekać. Ja doszłam pierwsza, a kilka sekund później
wystrzelił i on, ochrypłym krzykiem płosząc pewnie większość pobliskiej
zwierzyny. Przeturlałam się na bok i siadając, spojrzałam na leżącego
Lancelota.
Oczy miał zamknięte,
oddech urywany. Jego członek wciąż sterczał ku górze, oblepiony białą mazią i
moją śliną. A ja nagle poczułam wstydliwą radość, że jednak nie był impotentem.
O cholercia, zgorszyła Lancelota :D
OdpowiedzUsuńCzęść wspaniała!
Czyli już Lancelota lanca ma się dobrze? A to kłamczuch! Więcej. :-D
OdpowiedzUsuńBabeczko, świetna część! A kiedy płatne?
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część Baby?
OdpowiedzUsuńJestem w niej zakochana!
Dlaczego Lancelot...ble...a miałam nadzieję na jakieś konkretniejsze rozwinięcie sytuacji z królem 😞
OdpowiedzUsuńO tak! Dobrze, że to był Lancelot a nie król 😀
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!!!
Z drugiej strony fajnie by było jakby i z królem się przespała. 😈
OdpowiedzUsuńBabeczko, dodawaj szybko!
OdpowiedzUsuńA ja tu widzę trójkąt, tylko nie wiem, co na to panowie :P
OdpowiedzUsuńCzekam na obiecane dwie baby!
OdpowiedzUsuńOd początku chciałam zobaczyć Lancelota w akcji i coś czułam, że dla naszej bohaterki jego miecz stanie się twardy..
OdpowiedzUsuńGinewra wcale nie jest taka delikatna Lancelocie..
OdpowiedzUsuńNo nie, my tu gadu gadu, a tymczasem Lena z Lancelotem, w tak zwanym międzyczasie, zrobili sobie dobrze :) :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! Babeczko, mam nadzieję, że planujesz bardzo rozpasane i wyzwolone opowiadanie :) :)
a co z ciążą? chyba nie było zabezpieczenia w tamtych czasach hehe
OdpowiedzUsuńPolecam jednak zajrzenie do podręcznika biologi i sprawdzenie skąd biorą się dzieci. Na pewno człowiek nie zapładnia się przez usta.
UsuńOla