wtorek, 25 czerwca 2013

Aż do końca świata (III)

Ależ dziś pada! Leje!
Dla wszystkich tych, którzy albo mają wolne, albo nie muszą iść do pracy, bardzo długi kawałek...
Ja niestety akurat dziś idę do pracy :(

link do części II - (klik)

Aż do końca świata (III)

12.
Spała w moich ramionach tak spokojnie. Jechaliśmy już cały dzień i większą część nocy, zatrzymując się tylko po to, aby rozprostować kości. Nic dziwnego, że była wykończona, bo z pewnością nie przywykła do takich podróży. Ja również czułem się zmęczony, ale mój organizm mógł wytrzymać jeszcze dobre kilka nocy bez snu i kilkanaście dni jazdy, bez przerw na odpoczynek. Ludzie byli bardziej delikatni i dlatego mieliśmy spore szanse na ucieczkę. Bo nasza pogoń musiała robić postoje, ja nie. Gdy Laila spała, po mojej głowie krążyły dość niewesołe myśli. Zastanawiałem się czy równiny na wschodzie, rzeczywiście są takim dobrym pomysłem. Jeśli to pustkowie nadawało się do jakiejkolwiek egzystencji, to jakie mieliśmy szanse by znaleźć tam choćby tymczasowe schronienie? A może lepiej zrobimy kierując się w góry? Demony były mi co prawda nieprzychylne, ale nie zabroniłyby zamieszkać w zrujnowanym domostwie mego ojca. Tylko że bez magii, przeżycie w tych mroźnych partiach gór, graniczyło niemal z cudem...
No i jeszcze sama dziewczyna. Wiedziałem, że nie dam rady zbyt długo powstrzymywać mojego pożądania. Raczej prędzej niż później, stanie się ono tak silne, że nie zdołam z nim walczyć. Była tak delikatnie zbudowana, radosna niczym dziecko, które za każdym zakrętem odkrywa nowe niespodzianki. Nie chciałem tego niszczyć. A przecież mogłem, bo nie powiedziałem jej, że akt spełnienia to dla demona nie tylko sam seks, ale również krew, którą wymienia się z partnerką. Zdarzyło mi się kiedyś zapomnieć i przerażona, zakrwawiona twarz tamtej kobiety do dziś śniła mi się po nocach. A jeśli stracę nad sobą panowanie i zrobię to Laili? Niejednokrotnie już zastanawiałem się jak to było pomiędzy moimi rodzicami? Może moja matka wcale nie zniknęła, tylko uciekła? Bestia w moim sercu domagała się krwi i choć na razie doskonale nad nią panowałem, to nie umiałem przewidzieć co stanie się jeśli dam ponieść pierwotnym instynktom.
- Zatrzymamy się na chwilkę? – spytała zaspanym głosem.
- Znów?
- Co ja poradzę, że muszę...
- Dobrze już, dobrze. – Pomogłem zeskoczyć jej z konia, a potem popchnąłem w kierunku kępy krzaków, rosnących po prawej stronie.
- Tylko odwróć się i nie podglądaj.
- Przecież jest ciemno, nic nie zobaczę – odparłem z obłudą w głosie.
- Akurat – mruknęła odchodząc. – Oboje doskonale wiemy, że widzisz w ciemnościach jak kot.
Przez chwilę podziwiałem czubki drzew, potem pociągnęła mnie za rękaw.
- Aidan? Czy... – Na moment się zawahała. – Czy my kierujemy się na południe, w góry?
- Skąd wiesz? – Nie musiałem udawać zaskoczenia.
- Po położeniu gwiazd na niebie, drodze księżyca. Nie jestem tylko głupią gęsią, która interesuje się plotkami i modą...
- I nie wyglądasz na taką...
- To dlaczego nie idziemy na równiny?
Westchnąłem.
- Musimy spróbować w górach. Albo poza nimi. Równiny to jałowe pustkowia, łatwo byłoby nas tam zauważyć już z dość dużej odległości. 
- Nie chcesz mnie przetargować u mego ojca w zamian za swoją wolność?
- No wiesz... - Wręcz zabrakło mi słów. – Wsiadaj na konia i nie marudź. – wrzasnąłem, czując jak narasta we mnie złość. Jak mogła mnie o coś takiego podejrzewać?
- Przepraszam – Zarzuciła mi ręce na szyje i przytuliła się. – Nie chciałam cię urazić, ale tak bardzo się boję, że mnie zostawisz...
- Nie zostawię – wymruczałem. Była miękka, ciepła i pachniała pożądaniem. Bez zastanowienia, spragniony, przylgnąłem ustami do jej warg. Moje podniecenie było niczym górska lawina – też rosło w oszałamiającym tempie. I z zawrotną szybkością zmierzało do celu. Nie przerywając pocałunku, docisnąłem ją mocno do szorstkiego pnia drzewa i lekko uniosłem do góry. Owinęła nogami moje biodra i wtuliła się we mnie tak mocno, że poczułem każdą, nawet najmniejszą wypukłość jej ciała. Całowałem coraz bardziej zachłannie, obie dłonie włożyłem pod krągłe pośladki i podniosłem ją jeszcze wyżej. Zaczęła cichutko jęczeć, gdy poczuła mojego nabrzmiałego i wyprostowanego członka, ocierającego się o wnętrze jej ud. Nie przeszkadzały nam nawet ubrania, wręcz przeciwnie stanowiły niepewną gwarancję bezpieczeństwa. Unosiłem ją lekko i znów opuszczałem, coraz szybciej i gwałtowniej, wargami pieszcząc każdy skrawek smukłej szyi. Czułem ciężki oddech, to jak ocierała się o moją męskość, każdym ruchem ciała niemal błagając o więcej. Przyspieszyłem i jak przez mgłę słyszałem jej krzyk, wtuliłem twarz w jedwabiste włosy i wykonałem jeszcze kilka ruchów, zakończonych potężną eksplozją.  Potem znieruchomiałem, czując jak cała drży, nadal tuląc się do mnie z gasnącym pożądaniem.
- Nigdy cię nie zostawię – wyszeptałem do jej ucha. – Zapamiętaj to sobie maleńka...

13.
Docisnął mnie całym ciałem do pnia drzewa i całował, jednocześnie delikatnie i brutalnie. Kiedy zarzuciłam nogi na jego biodra, wsunął mi dłonie pod pośladki, lekko unosząc mnie w górę i wpasowując się jeszcze dokładniej w moje ciało. Znów było mi tak cudownie, czułam nieopisane podniecenie i z drżeniem oczekiwałam nadchodzącej ekstazy. Najpierw powoli, potem znacznie przyspieszając, zaczął unosić mnie to w górę, to w dół. Kiedy pierwszy raz przejechałam nabrzmiałą łechtaczką po jego uwięzionym w spodniach, ogromnym członku, poczułam taką rozkosz, że niemal przestałam myśleć. Tak bardzo pragnęłam by zdarł ze mnie to ubranie i kochał się ze mną, dziko, namiętnie, prawdziwie. Ale na razie słyszałam swój własny krzyk, jego chrapliwy oddech, czułam, że za chwilę oszaleję z niewysłowionej rozkoszy. Kiedy eksplodowałam, on także zbliżał się do końca. Wtulił twarz w moje włosy i wykonał jeszcze kilka ruchów, potem z jękiem przycisnął mnie mocniej do drzewa i zamarł. Trwaliśmy tak przez krótką chwilę, a potem usłyszałam jak szepcze mi coś do ucha.
- Nigdy cię nie zostawię. Zapamiętaj to sobie maleńka...
Czułam jak niechętnie wypuszcza mnie z objęć.
- Aidan – jęknęłam. – Dlaczego tylko tak? Ja chce więcej! Chcę poczuć w sobie...
- Cicho! – Położył palec na moich wargach, blokując niewypowiedziane słowa. – Nie powinienem był... Od teraz muszę nad sobą lepiej panować.
- Ale ja...
- Tak niewiele jeszcze o mnie wiesz. – Odwrócił się i wsiadł na konia. Potem podał mi rękę i silnym ruchem posadził z przodu.
Milczałam, czując łzy upokorzenia napływające do oczu. Dlaczego to ja zawsze muszę prosić o więcej, skoro on zaczyna te igraszki? I metę wytycza w połowie drogi... Wściekła odtrąciłam jego ramię, którym chciał objąć moją talię. Jak nie, to nie i niech trzyma łapy z daleka! Zaczął się cicho śmiać. Nie skomentowałam tego, bo nie miała zamiaru wdawać się w jakieś słowne utarczki. Niech no tylko spróbuje jeszcze raz, to ja mu pokażę!

14.
Czułem, że była wściekła. I jednocześnie zawiedziona. Ale jak miałem wytłumaczyć dziewczynie, która jeszcze nigdy się nie kochała, że po prostu boję się zrobić jej krzywdę. Nie mówiąc już o tym, że po czymś takim musielibyśmy prawdopodobnie zatrzymać się na dłuższy postój. Ta panienka pochodziła ze świata, gdzie modna była plotka o łóżkowych wyczynach demonów. Każda znudzona pani na zamku, każda niedoświadczona szlachcianeczka marzyła o takim pełnym ognia romansie. Tylko żadna historyjka nie wspominała o mrocznych stronach tej przyjemności. O kobietach rozszarpanych podczas aktu spełnienia, tych które wykrwawiły się na śmierć gdy demoni kochanek szczytując wgryzał się w ich gardło. Mieszkańcy gór bardzo dbali by pozostało to tajemnicą, bo pożądali ludzkich niewiast, ale oznaczało to tylko i jedynie zaspokojenie popędów, nic poza tym. Ojciec był niechlubnym wyjątkiem, przeciwko któremu nie odważyli się wystąpić, ale i tak milcząco go potępiali.
Moja druga natura była zbyt silna, bym ją lekceważył. Strachem napełniała mnie myśl, że jeśli stracę nad sobą panowanie, mógłbym ją zabić. A jeszcze większe przerażenie poczułem, gdy uzmysłowiłem sobie, że nie potrafiłbym bez niej żyć...

15.
Późnym popołudniem dotarliśmy w końcu do niewielkiej osady u podnóża gór. Jeszcze kilkanaście godzin jazdy i znajdziemy się na przełęczy, gdzie miałam mocną nadzieję, nikt nie będzie nas oczekiwał. A w szczególności duży, uzbrojony oddział żołnierzy mego ojca lub lorda Ayrona.
Aidan nie odzywał się od ostatniego incydentu, siedział zamyślony i trochę nieobecny. Aż trudno było uwierzyć, że ten na pierwszy rzut oka spokojny i opanowany mężczyzna, potrafi w jednej chwili zmienić się namiętnego kochanka. I dlaczego wciąż powtarzał, że zrobi mi krzywdę? No owszem, byłoby to z pewnością bolesne, bo jego męskość odznaczała się wyjątkowym rozmiarem, ale w końcu moje ciało dopasowałoby się do tej wielkości. Z jednej strony wzruszało, że tak się o mnie troszczył, z drugiej niezaspokojone pożądanie budziło we mnie prawdziwą frustrację.
- Uzupełnimy prowiant i może dowiemy się czegoś ciekawego na temat naszego pościgu – Aidan wskazał na wąski trakt prowadzący do wioski.
- Tutaj? Poza tym jeżeli cokolwiek wiedzą, to mogą nas złapać i uwięzić... – powiedziałam z powątpiewaniem patrząc na nędzne domki, z których leniwie unosiły się słupy dymu.
- Mam tam przyjaciela, jeśli w ogóle można to tak nazwać – lekko się uśmiechnął. – Mieszka w tej pierwszej chacie po prawej stronie, tej z białą przybudówką. Zaczekasz tu teraz na mnie, a ja postaram się dotrzeć do niej niezauważony.
Chyba wyczytał w moich oczach strach, bo delikatnie i uspakajająco pogładził mnie po policzku.
- Nie ma się czego bać, na pewno wrócę przed zmrokiem i będziemy mogli jechać dalej. Weź lejce – wręczył mi szorstkie rzemyki. – A ty – zwrócił się do konia, który parsknął niecierpliwie. – Masz tu zostać razem z Lailą, grzeczny i cichy aż do mojego powrotu.
- Na pewno wszystko zrozumiał, więc możesz już iść, a my tu sobie pogramy w karty – odparłam z ironią.
- To nie jest taki sobie zwyczajny rumak – pogładził ogiera po pysku. – Jest mądrzejszy niż myślisz. Muszę iść, dopóki mój przyjaciel jest sam w domu...
Zanim zdumiona zdążyłam zadać pytanie, skąd to wie, przeskoczył przez zarośla na skraju lasu i zniknął w wysokiej trawie.
Pomimo że bardzo wytężałam wzrok, to nie zauważyłam jakim sposobem przemknął się przez ten krótki odcinek, prowadzący do wioski. W zamyśleniu żułam źdźbło trawy, mając nadzieję na odrobinę świeżego chleba. W końcu Aidan wspomniał coś o uzupełnieniu prowiantu, a ja już po dziurki w nosie miałam czerstwego pieczywa i niczym nie okraszonej kaszy. Po zachodniej stronie wioski widziałam pasące się stado krów i niemal już czułam słodkawy smak mleka lub chociażby odrobiny sera. Westchnęłam nieco żałośnie i oparłam znużoną głowę o bok koński. Srebrzysty stał nieruchomo, pozwalając na tę komitywę z wyczuwalną aprobatą. Może i on miał nadzieję na jakąś chrupiącą marchewkę? Powoli zmęczenie ogarniało całe me ciało, zaczynały też doskwierać wszelkie otarcia i siniaki, nabyte podczas podróży. Jednak gdybym teraz usiadła, to z pewnością zmorzył by mnie sen. A na to nie mogłam sobie w tej chwili pozwolić. Stałam więc w tej dziwacznej pozycji, przytulona na ciepłego końskiego boku i wpatrywałam się w nieco odległą wioskę. Wciąż mało było w niej życia, choć na polu pojawił się pastuszek, leniwie zaganiający krowy do środka solidnie nadgryzionej przez ząb czasu, obory. Jakaś kobieta wyszła z lasu, dźwigając w rękach ogromny wiklinowy kosz i skierowała się do jednej z chałup. Byłam tak pochłonięta próbami dostrzeżenia szczegółów w zapadającym zmierzchu, że gdy poczułam na swoim ramieniu delikatny dotyk, o mało nie krzyknęłam z zaskoczenia.
- Wróciłem. Cały i zdrów. – W jego głosie pobrzmiewała wesołość. – Zobacz co zdobyłem!
Pękata butelka z pewnością skrywała w swym wnętrzu wymarzone mleko, a w kieszeniach kurtki Aidan miał poutykane ogromne jabłka. Widząc moje łakome spojrzenie, lekko pokręcił głową.
- Odejdziemy kawałek w głąb lasu. U podnóża gór jest niewielka chata, całkiem już zapomniana, nawet przez mieszkańców tej wioski. Trudno do niej trafić, więc będziemy tam w miarę bezpieczni. Pośpiesz się, musimy do niej dotrzeć nim zacznie padać.
- Padać?
Nie odpowiedział, tylko ręką wskazał na posępne chmury nadciągające od północy. To co wzięłam, za objawy nadchodzącego zmroku, w rzeczywistości było zapowiedzią ogromnej nawałnicy. Kraina Dolin zazwyczaj była pogodnym i ciepłym miejscem, ale bywało że na kilka dni potrafiła przeistoczyć się w istne piekło, pełne zacinających deszczów, wezbranych rzek i niszczycielskich wichur. Bez słowa protestu wsiadłam na konia i nie zważając na głód i zmęczenie, ruszyliśmy w dalszą drogę.  Aidan odnalazł właściwą ścieżkę wśród szybko zapadających ciemności. Potem częściowo musieliśmy przedzierać się przez gęsty las i jakieś kłujące krzewy.
- Jesteśmy na miejscu.
Zdumiona rozejrzałam się dookoła. Tylko zarośla i jeszcze bardziej poplątane konary drzew. Podejrzliwie spojrzałam na demona. Ale on szelmowsko mrugnął do mnie okiem i odsunąwszy jedną ze zwisających gałęzi, zaprezentował znikomych rozmiarów wejście do nikąd.
- Co to niby ma być? – spytałam z powątpiewaniem.
- Kryjówka, którą kiedyś sobie zbudowałem. Dla ciebie to nieprzebyte ciemności, ale jak będziemy już w środku to rozpalę małe ognisko.
- Nabiję sobie tylko guza – zaprotestowałam. – No i co z koniem?
- Chata ma trzy izby, jedną możemy wykorzystać jako stajnię. Wiem, że nie za bardzo mu się to spodoba – pogładził rumaka po aksamitnym pysku – ale to tylko jedna noc.
- Ciekawe dlaczego nie martwisz się, czy mnie się to spodoba?
- Zrzędzisz – w jego głosie pobrzmiewały nuty rozbawienia. – Dobrze, zrobimy tak. Najpierw wprowadzę Srebrzystego, rozpalę ogień i wrócę po ciebie. Zgoda?
- Cóż... – spojrzałam z powątpiewaniem na ciemniejące z każdą minutą niebo. – Pośpieszysz się?
Nie odpowiedział tylko zanurkował w ciemnym przejściu. Koń posłusznie podążył za swym panem. Zostałam sama i cierpliwie oczekiwałam na swoją kolei. Las rozszumiał się tak nagle, że aż drgnęłam zaskoczona.
- Laila! – Męska dłoń wynurzyła się z mroku, chwytając za moje ramię. – No chodź już, za chwilę zacznie padać.
Posłusznie weszłam do środka, gdzie kurczowo uczepiona ręki Aidana dreptałam drobnymi kroczkami, co chwilę potykając się na nierównym podłożu. Na szczęście była to bardzo krótka droga. Moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie, z kamiennym paleniskiem pośrodku, na którym buzowało już wesoło niewysokie ognisko. Obok porzucone w nieładzie, leżały nasze bagaże. Po obu stronach izby, widniały dwa niewielkie otwory, z jednego z nich wyglądał ciekawski pysk konia, który czekał na poczęstunek jabłuszkiem z wypychanej kieszeni Aidana.
Z cichym westchnieniem ulgi usiadłam wprost na kamiennej podłodze. Nie była co prawda specjalnie czysta, ale w tej chwili było mi to najzupełniej obojętne. Żałowałam tylko, że nie ma tu gdzieś w pobliżu jakiegoś strumienia lub jeziorka, bo potrzeba czystości stała się dość nagląca. Mój towarzysz bez słowa przystąpił do przygotowywania posiłku.
- Czy masz tam mleko?
- Tak. Nie za dużo, ale starczy jeszcze na niewielkie śniadanie. Tu masz świeży chleb.
Trochę było mi głupio tak łapczywie rzucać się na jedzenie, ale widząc zdrowy apetyt Aidana, zupełnie przestałam się krępować. Gdzieś w pobliżu dało się usłyszeć huk pioruna, ale zakryte gęstym gąszczem ściany chaty, dobrze tłumiły ten hałas. Przyszedł mi do głowy dość szalony pomysł.
- Wykąpmy się w deszczu...
Demon zakrztusił się konsumowanym właśnie jabłkiem.
- Że co? – spojrzał na mnie podejrzliwe.
- Jest niezła ulewa. Wystarczy że się rozbierzemy i wyjdziemy na zewnątrz. Potem możemy wysuszyć się przy ogniu – powiedziałam zachęcająco. – Nie myśl, że znów marudzę, ale przydałaby nam się kąpiel.
- Chcesz tak po prostu się rozebrać i wyjść na zewnątrz? Naga? W moim towarzystwie?
- Ty to zaraz myślisz tylko o jednym – zdenerwowałam się. – A ja po prostu chciałam się umyć.
- Dobrze – powiedział twardym głosem. – Ale nie razem. Osobno. Najpierw ty, potem ja.
Wzruszyłam ramionami. Ta jego pseudo cnota stawała się doprawdy coraz bardziej denerwująca. Aidan wstał.
- Idę zajrzeć do konia. Nie musisz się krępować. Masz tu kawałek czystego płótna. Jak wrócisz, możesz się w nie owinąć, potem mnie zawołasz.
Co za uparciuch! Jednak poniekąd byłam mu za to wdzięczna, bo ciężko byłoby mi hasać beztrosko w jego towarzystwie, całkiem nagiej i w padającym deszczu. Moja odwaga miała więc swoje granice. Kiedy zniknął za załomem ściany, w pośpiechu zrzuciłam z siebie brudne ubranie i wyciągnęłam z juk zapasowe. Potem otuliwszy się prowizorycznym ręcznikiem, podążyłam w kierunku nikłego światła. Na zewnątrz nie szalała już burza, ale głuche odgłosy bijących piorunów wciąż były dość wyraźne.
O Bogowie! Jak cudownie było poczuć na spoconej skórze, aksamitną miękkość wody. Nawet jeśli była ona jednocześnie lodowato zimna. Zdecydowałam się na powrót dopiero po dobrym kwadransie. Tym bardziej, że chłód stał się zbyt dokuczliwy, a zęby zaczęły wybijać rytmiczną melodię. W środku dokładnie wytarłam się do sucha, potem zawinęłam włosy w prowizoryczny turban. Narzuciłam koc na ramiona i usiadłam na posłaniu, które w między czasie przygotował Aidan.
- Skończyłam. Teraz kolej na ciebie!

16.
Nie od razu wyszedłem. Musiałem najpierw uspokoić przyspieszony oddech i wyrównać rytm szaleńczo bijącego serca. Czułem wyrzuty sumienia, że tak bezwstydnie ją podglądałem. Ale pokusa była zbyt silna, bym mógł się jej oprzeć. Ciekawiło mnie czy się tego domyśliła? Chyba nie, bo siedziała spokojnie przy ognisku, palcami próbując przeczesać splątane włosy.
- Jesteś gotowy na to wyzwanie?
Przez chwilę miałem wrażenie, że pyta o coś innego. Dopiero kiedy ujrzałem w jej oczach wyraźnie rozbawienie, domyśliłem się że chodziło tylko o kąpiel. Bez słowa zacząłem się rozbierać. Jednak tym razem nie spuściła wstydliwie wzroku, ani nie odwróciła twarzy. Wpatrywała się we mnie w milczeniu, tylko błyszczące oczy i lekko uchylone wargi, pokazały mi, że ten widok nie całkiem był jej tak obojętny. Co gorsza, ja także zacząłem odczuwać narastające podniecenie.
- Mogłabyś chociaż się odwrócić – warknąłem, kiedy moje palce sięgnęły do klamry pasa.
- Dlaczego? Podoba mi się to co widzę, aż żal rezygnować z takich widoków...
Ach tak! No cóż, sama tego chciała. Już całkiem nagi, schyliłem się aby podnieść z ziemi niewielki skrawek materiału, który miał mi służyć do wytarcia po kąpieli. Nie patrząc na Lailę, w pośpiechu skierowałem się na zewnątrz. Po chwili fundowałem sobie lodowaty prysznic w potokach ulewnego deszczu. Stałem tak z twarzą skierowaną ku górze, pozwalając by woda spłukała ze mnie cały brud i kurz, ukoiła wzburzone nerwy, schłodziła ciało. Potem owinąłem płócienny kawałek dookoła pasa i zdecydowałem się na powrót.
Dziewczyna siedziała zamyślona, wpatrując się w ogień. Moje wejście wyrwało ją z zadumy i wywołało szeroki uśmiech na twarzy.
- O co chodzi? – spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Wyglądasz bosko! Nagi, mokry i z tą posępną miną...
- Laila, przecież prosiłem. Nie drażni mnie.
- Dlaczego?
- Moje opanowanie też ma swoje granice. A ty zamiast pomóc, robisz coś zupełnie odwrotnego...
Wstała, a koc zsunął się z jej ramion i opadł na ziemię. Poczułem jak zasycha mi w gardle, a serce zaczyna bić jak oszalałe, bo była teraz całkiem naga, otoczona jedynie chmurą na wpół wilgotnych włosów. Powoli podeszła bliżej i położywszy dłoń na mojej piersi, zaczęła wodzić nią delikatnymi ruchami to w górę, to w dół. Patrzyła mi przy tym prowokująco w oczy, jakby chciała powiedzieć, że ona tak łatwo się nie podda.
- Nie myśl sobie, że bym nie chciał. Ale – tym razem w moim głosie brzmiała gorycz. – Poskramianie bestii, która we mnie mieszka, to nie jest wcale taka prosta rzecz.
- A po co ją poskramiać? – Jej ręka była coraz niżej, sunęła już po wilgotnym materiale prowizorycznej przepaski. Jęknąłem, gdy zaczęła pieścić moją twardniejącą męskość. Powinienem był to przerwać, ale tym razem zabrakło mi sił na protest.
- Chodź tu – wyszeptałem. Wtuliła się w moje ciało, a usta miała niesamowicie wilgotne i gorące. Całowałem ją powoli i jakby od niechcenia, smakując i delektując się tą czynnością. Czułem dotyk twardych i jędrnych piersi, ciepło kobiecego ciała. Powoli ogarniało mnie szaleństwo, zapominałem o ostrożności i możliwych konsekwencjach naszego zbliżenia.
Oddychała coraz szybciej, a jej paznokcie wbijały się w moje plecy. Nie czułem jednak żadnego bólu. Pochyliłem głowę i objąłem wargami jeden ze sterczących sutków. Delikatnie ssałem go i drażniłem czubkiem języka. Potem zacząłem pieścić drugą pierś. Moja ręka powędrowała niżej, pomiędzy kształtne uda. Czułem teraz wyraźnie jak bardzo była podniecona. Pieściłem ją coraz gwałtowniej, wsuwając i wysuwając z jej wnętrza palec, zasłuchany w coraz głośniejsze jęki rozkoszy.
Pozbyłem się wszystkich wątpliwości i paraliżującego strachu, że zrobię jej krzywdę. Teraz mogłem podążać już tylko naprzód. Opadliśmy na leżące w nieładzie koce, na prowizoryczne posłanie, które dla niej przygotowałem. Szaleństwo, którego tak bardzo się obawiałem, opanowało mnie na dobre. Obróciłem ją tyłem i pchnąłem tak, że upadła na kolana. Miałem teraz przed sobą widok cudownie krągłej, jędrnej pupy. Moja druga natura, z którą walczyłem przez całe dotychczasowe życie, przejęła teraz kontrolę nad poczynaniami. Z dziką furią chwyciłem Lailę za włosy i odgiąwszy jej głowę, bez żadnych wstępów, brutalnie wtargnąłem w nią od tyłu. Od razu i do końca. Słyszałem krzyk, czułem drżenie ciała, ale nie umiałem się powstrzymać. Jak oszalały dążyłem do zakończenia, wykonując coraz gwałtowniejsze i mocniejsze pchnięcia. Za każdym razem słyszałem wyrywający się z jej ust jęk bólu i rozkoszy. Świat wokół mnie przestał istnieć, a czas zatrzymał się w miejscu.

17.
Jak to potwornie bolało... Płakałam, ale nie mogłam teraz nic zrobić. Aidan nie był sobą, opanowało go to drugie, nieludzkie „ja”. Widziałam jak jego oczy stają się coraz bardziej dzikie, jak pojawia się w nich pożądanie i szaleństwo. Wszedł we mnie bez opanowania, nie zwracając uwagi na ból, który poczułam. Poruszał się we mnie coraz szybciej i ostrzej, dążąc do całkowitego spełnienia.
Szczerze mówiąc, to modliłam się aby szybko skończył. Przypuszczałam, że pierwszy raz może być nieco nieprzyjemny, ale zarówno bezwzględność z jaką to robił, jak i jego rozmiary, dodatkowo przysporzyły mi cierpienia. Czułam jak mocniej ściskając moje pośladki, coraz bardziej przyspiesza. Słyszałam jego krzyk, gdy nadeszła ekstaza i eksplodował z ochrypłym jękiem. Jeszcze przez chwilę jego członek pulsował w moim wnętrzu, potem Aidan osunął się na plecy i leżał tak przez chwilę. Na jego skórze perlił się pot, a pierś unosiła się w nierównym oddechu. Potem odwrócił się i delikatnie objął mnie ramieniem.
- Lailo... Moja maleńka, musiało cię potwornie boleć?
Nie odpowiedziałam, ale z oczu pociekły mi niechciane łzy. Bałam się poruszyć, by znów nie poczuć przeszywającego całe ciało cierpienia. Z czułością o jaką jeszcze przed chwilą bym go nie podejrzewała, scałował je z moich policzków. Odgarnął nieposłuszny kosmyk włosów, który co róż opadał mi na twarz, dotknął nabrzmiały warg. Potem wstał i sięgnąwszy po skrawek materiału, wyjęty z juk, zanurzył go w kociołku z wodą.
- Wiem że zaboli, ale jesteś cała zakrwawiona.
Bez słowa, cicho pojękując, odwróciłam się na plecy i nieśmiało rozłożyłam nogi. Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Cierpiałam, ale już nie tak bardzo jak przed chwilą. Kiedy skończył, okrył mnie ponownie kocem i położył się tuż obok.
- Nic nie mówisz. Czy ja...
- To nie tak. – Przesunęłam palcem po jego ustach. – Potwornie bolało, ale jeżeli tak musiało być, to trudno.
- Może z kimś innym...
- Przestań! – Gwałtownie usiadłam, z sykiem wciągając powietrze. – Nie chcę nikogo innego. Dlaczego tak trudno to zrozumieć?
Nie odpowiedział, tylko podał mi kubek pełen chłodnej wody. Kiedy piłam, zaczął się ubierać. Na jego twarzy, oświetlonej przez migoczący blask palącego się ogniska, malowała się niezwykła powaga. Przeczucie powiedziało mi, że o drugi raz będę musiała prosić się równie długi czas, jak o pierwszy. On po prostu założył, nie biorąc pod uwagę mego zdania, że robi mi krzywdę. Jak miałam wytłumaczyć temu uparciuchowi, że chciałam go bez względu na konsekwencje? Że najzwyczajniej w świecie zakochałam się w nim. I że jeśli czuje to co ja, to nie pozwolę mu odejść.
Usiadł teraz obok i troskliwie poprawił zsuwający się z moich ramion koc. Poczułam wręcz absurdalną wesołość, bo jak widać Aidan szykował się do poważnej rozmowy. Widząc rozbawienie na mojej twarzy, prychnął, a jego czoło zmarszczyło się z wyraźnym niezadowoleniem.
- Śmiejesz się?
- Wiem, że powinnam ronić łzy za utraconym dziewictwem. – Ironia mych słów sprawiła, że jeszcze bardziej się zachmurzył. – Ale byłam świadoma tego, że pierwszy raz, zwłaszcza z tobą, może być bolesny.
- Nie o to chodzi. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem zapanować nad sobą. Ale nie potrafiłem tego zrobić.
- To raczej mi pochlebia, niż mnie przeraża.
- Jaka ty jesteś uparta! A przecież tak naprawdę nic o mnie nie wiesz.
- Nie do końca... – Spojrzałam z przekorą w jego poważne oczy. – Jeśli naprawdę jestem dla ciebie tylko kłopotliwym balastem, to ubierz się teraz i ruszaj w dalszą drogę. Na pewno bez problemów spotkam jakiś poszukujący nas patrol i bezpiecznie wrócę do domu. A ty będziesz wolny i pozbędziesz się kłopotu w postaci rozkapryszonej pannicy. Twój wybór.
Chciałam by te słowa były twarde i prawdziwe, ale gdzieś w głębi duszy, jakiś przerażony głosik powtarzał, że naprawdę Aidan może mnie porzucić. Jak miałabym wtedy dalej żyć? Z bijącym sercem oczekiwałam na jego odpowiedź, zaciskając dłonie pod kocem w pięści, tak by tego nie zauważył.
- Ty... – przez chwilę widziałam wściekłość malującą się na jego twarzy. A potem się poddał. Otuliłam go ramionami, pozwoliłam by głowa spoczęła na mych piersiach i słuchałam cichych słów przeprosin. Jego ręce delikatnie gładziły moje ciało, potem zamknęłam mu usta czułym pocałunkiem. Był to dla mnie zupełnie nowy rodzaj bliskości, pozbawionej palącego pożądania, pełnej intymności, która może narodzić się tylko pomiędzy dwojgiem kochających się osób. Bo teraz nie miałam już wątpliwości, że Aidan mnie kocha.

18.
Poranek powitał mnie słonecznym blaskiem, odbijającym się w mokrych koronach drzew. Na zewnątrz, powoli budziła się do życia ogromna puszcza. Laila spała, a ja nie chciałem jeszcze jej budzić. Choć wciąż czułem się winny bólu, który zadałem, to teraz przygłuszyła go troska o naszą przyszłość. Zamyślony, żując mokre źdźbło trawy, wróciłem do środka. Przez następne godziny czekał nas przymusowy postój. Była tak obolała, że nawet przez sen pojękiwała, gdy zmieniała pozycje na niewygodnym posłaniu. Nie mieliśmy więc wyjścia, musieliśmy pozostać tu, pomimo upływu bezcennego czasu i zbliżającej się pogoni. Przypuszczałem, że mieliśmy nad nim może dwa, może trzy, a może zaledwie jeden dzień przewagi. Góry znajdowały się wręcz na wyciągnięcie ręki, wystarczyłoby kilka godzin by do nich dotrzeć. Z sarkazmem pomyślałem, że szkoda iż nie udało mi się zapanować nad sobą jeszcze ten jeden raz. Ale jak miałem to zrobić, gdy nawet teraz patrząc na śpiącą dziewczynę, czułem ogarniające mnie podniecenie. Wczorajsza rozkosz była tak cudownym wspomnieniem, że niemal siłą musiałem panować nad tym, by znów nie ulec zwierzęcemu pożądaniu.
Aby się czymś zająć, zacząłem przygotowywać poranny posiłek. Z wczorajszych zdobyczy zostało nam tylko mleko i kilka jabłek. Z żalem pomyślałem, że to o wiele za mało niż chciałbym jej zaoferować. Potem żal zamienił się w przygnębienie, gdy uświadomiłem sobie, że jestem bezdomnym włóczęgą, bez grosza przy duszy, którego na dodatek ścigają teraz w całej krainie dolin. Marna perspektywa na przyszłość...
- Jestem tak głodna, że pewnie zjadłaby konia z kopytami. Choć zgaduję, że na śniadanie znów mamy tylko czerstwy chleb? – powiedziała ze uśmiechem, przytulając się do moich pleców.
- I mleko – dodałem ponuro.
- O co chodzi Aidanie? Żałujesz, że jednak wczoraj nie odjechałeś?
Prychnąłem.
- Dobrze wiesz, że nie. Ubierz się najpierw, potem zjemy i porozmawiamy. Mamy na to cały dzień, bo przypuszczam, że nadajesz się do jakiejkolwiek podróży, czy to pieszo, czy też na koniu?
Na jej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia.
- Bardziej dokucza niż boli. Dziwne, prawda?
- Idę po wodę. – Wywinąłem się z jej objęć i chwyciwszy pustą manierkę, pośpiesznie wyszedłem na zewnątrz. Uczucia, których przed chwilą doświadczyłem, były tak pogmatwane, że musiałem choć przez chwilę pobyć sam. Wiedziałem że swym postępowaniem sprawiam jej dodatkową przykrość, ale nie miałem innego wyjścia.
Stanąłem pod rozłożystym dębem i z całej siły walnąłem w pień zaciśniętą pięścią. Powtarzałem to dopóki nie poczułem rwącego bólu przedramienia i otartego do krwi naskórka. Pierwszy raz w moim życiu czułem się tak bezradny i ubogi, jak w tej chwili. Tak bardzo pragnąłem zaoferować jej bezpieczny dom, dać całą miłość, którą czułem. W zamian za to prowadziłem na niemal pewną zgubę, łudząc się że mroźne, niegościnne szczyty gór będą dla nas wystarczającym schronieniem. I że jest we mnie wystarczająco dużo z człowieka, że nie rozszarpię jej gardła przy następnym zbliżeniu. Nigdy przedtem nie myślałem, że serce może tak boleć. To było tak namacalne, fizyczne cierpienie, że aż zgiąłem się wpół, zaciskając zęby by nie krzyczeć. Bo rzeczywistość była okrutna i w zasadzie nie pozostawiała mi wyboru...

19.
Choć wszystko mnie bolało, dużo gorsza była świadomość przedłużającej się nieobecności Aidana. Miałam nadzieję, że w końcu udało mi się go rozgryźć, ale widać przede mną jeszcze wiele banalnych dyskusji, o tym że lepiej byłoby nam się rozstać. Co za uparty osioł – pomyślałam w duchu, zapinając ostatnie guziki kaftanu. Wolnym krokiem skierowałam się na zewnątrz, po drodze zaglądając do konia i częstując go ostatnim jabłkiem. Jasne światło poranka niemal mnie oślepiło i jeszcze przez chwilę mrugałam zdezorientowana oczami. Potem zauważyłam opartego o pobliskie drzewo demona. Zgarbiony, ze zwieszoną smętnie głową, stał nieruchomo, a u jego stóp leżała wciąż pusta manierka. Podeszłam bliżej i stanąwszy naprzeciwko, ujęłam jego twarz w swoje dłonie, delikatnie pieszcząc policzki opuszkami palców. Dziwne, ale były mokre...
- Płakałeś? – Sama słyszałam jak bardzo jestem zdumiona i zaskoczona. – Aidanie, dlaczego?
- Jestem nikim. – Miał zmieniony, schrypnięty głos. A w jego oczach było tyle cierpienia. – Co ja mogę ci zaoferować? Wieczną tułaczkę, ukrywanie się po lasach, na takim odludziu jak to? Niepewną przyszłość pełną przemocy i biedy?
Pokręciłam przecząco głową. Mężczyźni, nieważne czy byli ludźmi czy też pochodzili z innej rasy, wciąż tak mało rozumieli.
- Miłość? – Spojrzałam na niego pytająco i z bijącym sercem czekałam na odpowiedź.
- Miłość... – powiedział zadumany. Jego szorstka dłoń niezgrabnie pogładziła mnie po twarzy. – Myślisz, że jest we mnie wystarczająco dużo ludzkich cech, bym mógł tak po prostu się zakochać?
- Myślę, że twój sposób postrzegania świata jest strasznie pokręcony. – Zmusiłam go by spojrzał w me oczy. Wyglądał na tak zagubionego i bezbronnego, że nie umiałam znaleźć odpowiednich słów, mogących przynieść pocieszenie. Ale jedno mogłam zrobić.
- Pokochałam cię tak mocno Aidanie, że nie dam ci odejść, bez względu na to co powiesz.
Z głośnym westchnieniem przygarnął mnie do siebie i zamknął w iście niedźwiedzim uścisku ramion. Choć w tej chwili słowa były zbędne, chciałam usłyszeć podobne wyznanie i z jego ust.
- Przepraszam cię maleńka... – Nie od razu dotarł do mnie sens tych słów. Dopiero kiedy poczułam tępe uderzenie w tył głowy, jeszcze zanim zanurzyłam się w nadchodzącej nieświadomości, zrozumiałam co zamierzał uczynić. Potem pogrążyłam się w mroku.
20.
Minęło już tyle dni. Pustych, smutnych. Powrót do domu, z którego tak niechętnie wyjeżdżałam, stał się prawdziwą torturą. Nieważne, że traktowano mnie jak bezbronną ofiarę brutalnego porwania i na wszystkie strony starano uprzyjemnić życie. Z początku biernie na to pozwalałam, dopiero podczas rozmowy z moim ojcem, zaprotestowałam przeciwko określania Aidana mianem bezwzględnego przestępcy. Z determinacją w głosie oświadczyłam, że to ja skłoniłam go do porwania. Mało brakowało, a wyraziła bym wszystkie moje uczucia. Chyba nie potraktowano tych słów poważnie, bo nadal odnoszono się do mnie ze sztuczną troskliwością, jak wobec osoby, która przeżywszy tak traumatyczne doświadczenia, popadła w lekki obłęd.
Przestało mnie to obchodzić. I choć byłam wściekła z powodu tego jak ze mną postąpił Aidan, to z drżeniem w sercu codziennie oczekiwałam niepomyślnych wiadomości. O jego śmierci, pojmaniu, egzekucji. Na szczęście kolejne patrole wracały z pustymi rękoma i coraz więcej miałam nadziei na to, że bez przeszkód dotarł do celu. Wtedy zbierało mi się na płacz, bo przecież tą podróż mieliśmy odbyć razem. Wiedziałam, że porzucił mnie nie dla ułatwienia sobie życia, tylko dlatego że sądził iż tak będzie lepiej. No i co z tego? Czułam się zdradzona i nieszczęśliwa. Kiedy odzyskałam większość sił, a wszystkie siniaki na ciele stały się mglistym wspomnieniem, zaczęłam przemyśliwać o ucieczce. Zacięłam się w moim uporze, odzyskania tego co straciłam.
Jednak kolejne dni przyniosły kolejne niespodziewane wydarzenia.
W zamku urządzono w końcu przyjęcie z okazji mego bezpiecznego powrotu, a honorowym gościem miał być mój niedoszły małżonek, lord Ayron. Buntowniczo pomyślałam, że jeśli będą chcieli mnie zmusić do poślubienia tego typka, to chyba najpierw mnie zwiążą i zakneblują. W nosie miałam ewentualny skandal, który z pewnością wybuchnie gdy oficjalnie oświadczę, że z zaaranżowanego małżeństwa nic nie będzie.
Z drugiej jednak strony, gdy przemyślałam całą sytuację, zdecydowałam się na potulne odegranie narzuconej mi roli. Podczas hucznej uczty z pewnością będę miała większe szanse na ucieczkę, a kto by jej się spodziewał po cichej i nieśmiałej dzieweczce. Ta myśl szalenie mnie ubawiła i ze wzmożonym zapałem przystąpiłam do obmyślania szczegółów, tak aby nic nie mogło mnie zaskoczyć. Niewielki bagaż, który starannie przygotowałam, schowałam do tajnej skrytki nad moją toaletką. Męskie ubranie ulokowałam w głębi szafy i ukryłam pośród stosów damskich fatałaszków. Pozostała jeszcze sprawa transportu. Choć kiepsko jeździłam konno, to i tak lepsze byłoby to od pieszej wędrówki. Jednak po kilki dniach ukradkowej obserwacji zamkowych stajni, z żalem musiałam zrezygnować z tych planów. Trudno – pomyślałam – trzeba będzie założyć bardzo wygodne buty...
Nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich dzień. Co prawda założono mi suknię mniej sztywną niż tę z pamiętnego dnia powitalnego w zamku lorda Ayrona, ale i tak czułam się w niej jak drewniana kukiełka. Obwieszona rodzinnymi klejnotami, sztywno stałam przy rodzicach, witając przybywających gości. Było to o tyle trudniejsze, że i ja miałam swoje własne plany na dzisiejszy wieczór. Podniecenie, spowodowane rychłą nadzieją na odzyskanie wolności, sprawiało, że zachowanie tego pozornego spokoju było dla mnie niewysłowioną torturą.
Minuty zamieniły się w godziny. Podczas kolacji z ledwością zmusiłam się do przełknięcia kilku kęsów i wypicia odrobiny wina. Całkowity brak apetytu, mógł przecież wzbudzić czyjeś niezdrowe zainteresowanie. Poza tym potrzebowałam sił na podróż, a zabierałam ze sobą dość skromny prowiant. Gdy uczta dobiegała ku końcowi, matka szepnęła mi na ucho, że czeka mnie tego wieczoru spora niespodzianka. Udałam żywe zainteresowanie, w duchu przeklinając wszelkie pomysły, który zabierały mi kolejne drogocenne minuty. Gdybym tylko wtedy wiedziała...
Tuż przed oficjalnym rozpoczęciem balu, mój ojciec wstał i wylewnie powitał przybyłego właśnie lorda Ayrona. Po wymianie wzajemnych rewerencji, równie gładkich co nieszczerych, oboje skierowali na mnie oczekujący wzrok. Ponieważ nie słuchałam tego, o czym rozmawiali, teraz usilnie próbowałam przyjąć odpowiedni wyraz twarzy. Chyba nie bardzo się to udało, bo we wzroku mego ojca zauważyłam wyraźną przyganę. Natomiast przybyły wielmoża patrzył na mnie z tak złośliwą satysfakcją, że poczułam się wyraźnie zaniepokojona.
- Pani – lord Ayron wykonał szarmancki ukłon i podał mi bogato zdobiony, całkiem sporych rozmiarów sztylet. – Mój zaręczynowy prezent dla ciebie.
Patrzyłam na niego ze zdumieniem, które powoli zamieniało się w przerażenie. Bo nie broń była prezentem, tylko więzień, którego właśnie wprowadzono do sali.

link do części IV - (klik)

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.