Do piekła i z powrotem (V)
Zamilkli. Daria
popijała kawę, a mężczyzna siedział, postukując w blat palcami. Wyglądał na
zaniepokojonego, chociaż nie było w nim widać strachu.
– Powiesz coś w
końcu?
– Musimy to sprawdzić.
Jeżeli mówisz prawdę… – zmarszczył czoło. – To sytuacja przedstawia się
nieciekawie.
– Na co mu mój
brat?
– Nie wiem. Ale to
on jest narażony na podwójne niebezpieczeństwo.
Miał rację. Cały
szkopuł tkwił w tym, że chociaż byli bliźniętami, to Daria odziedziczyła jednak
sporo po ojcu, podczas gdy jej brat był tak zwyczajnie ludzki, że aż zbierało
się na mdłości. Gdyby Davyan go dorwał, nie miałby żadnych szans.
– Musimy go ukryć
– powiedział Aleksander, jakby odgadując jej myśli. – Skoro wie o tobie, to
kwestia czasu i to dość krótkiego, żeby dowiedział się o Aleksie. W zasadzie od
razu powinnaś przyjść z tym do mnie. Gdzie jest twój brat?
– Pochrapuje na
górze, aż kołdrę podwiewa pod sufit – mruknęła.
– Idź po niego.
Niech się spakuje.
– Nie będzie
zadowolony. Jutro ma randkę.
– Mam gdzieś jego
zadowolenie. Tu chodzi nie tylko o jego życie. Mają jakiś plan i muszę się
dowiedzieć jaki.
– Może ja bym
mogła…
– Nie! – Aż uniósł
głos. – Nie mieszaj się w to. Trzymaj się od niego z daleka, a w razie czego,
masz mnie wezwać.
Z daleka? rozmyślała
buntowniczo Daria, pukając do sypialni brata. Jeszcze czego! Taka okazja może
się nie powtórzyć. Prawdziwy demon, z krwi i kości, niebezpieczny, podniecający
i… Westchnęła. Z taaakkkiiimmm sprzętem! A ona miałaby odpuścić? Nigdy w życiu.
– Wstawaj! –
Potrząsnęła ramieniem śpiącego chłopaka. – Na dole czeka na ciebie Aleksander.
I chyba ma ważny interes.
***
Z ponurą miną spoglądał
na pobojowisko w kuchni. Zresztą, cały dom wyglądał podobnie. Nie, żeby się tym
przejmował, ale właśnie przed chwilą przez przypadek roztrzaskał ostatnią
butelkę wódki.
– Do stu czartów!
– wysyczał. Trudno, będzie musiał ruszyć dupsko i udać się do najbliższego
sklepu. Akurat to go nie martwiło, ale nie cierpiał zmiany postaci. Dużo lepiej
czuł się w swojej własnej skórze, niż jako ten podstarzały mięczak. Tylko
ostatnie rozkazy brzmiały niezwykle jasno – żadnych wędrówek jako demon.
– Davyanie –
rozległ się od wejścia skrzekliwy głos. – Bogowie piekieł! Co to za syf?!
Zerknął na kuśtykającą
w jego kierunku czarownicę. Kadyia nigdy nie zapowiadała swojej wizyty. Po
prostu zjawiała się, kiedy miała na to ochotę lub kiedy dał jej do tego powód.
Była niska, krępa, stara jak świat i brzydka jak noc. Nawet jej ubrania
wyglądały odrażająco.
– To co? Może mam
tu posprzątać? – spytał zgryźliwie.
– Trochę by nie
zaszkodziło.
Aż go zatchnęło z
oburzenia.
– Żaden strach na
wróble nie będzie mi rozkazywał!
– Miarkuj słowa,
demonie. Inaczej poskarżę się twojemu władcy i zobaczymy, co wtedy powiesz.
– Wstrętna wiedźma
– mruknął. Jednym ruchem zepchnął śmieci ze stołu i z krzesła. – Siadaj! Wódki
nie ma, skończyła się.
– Nie powinieneś
tyle pić.
– Przecież mi nie
zaszkodzi!
– I tu się mylisz
– pokiwała głową. – Im dłużej przebywasz na ziemi, wśród ludzi, tym większe
podobieństwo do nich wykazujesz. Nie, bez obaw, nie staniesz się człowiekiem,
nawet w perspektywie bardzo długiego czasu. Ale będziesz podatny na różne
słabości.
– Jakbyś podała
prawdziwe informacje, to dawno byłbym w domu. Albo inaczej, mój dom byłby już
tutaj.
– Podałam
prawdziwe.
– Akurat! Daren ma
córkę.
– Córkę?
Odnalazłeś ją? – spytała zachłannie.
– Tak. Bez
problemu.
– Jesteś pewien,
że ona…
– A jaka inna
kobieta rzucałby mną po ścianach? – spytał z doskonale wyczuwalnym sarkazmem.
– Gdzie ją
znalazłeś?
– Nigdzie. Sama
przyszła. – Po krótkim namyśle w końcu usiadł przy stole, sięgając po pustą
butelkę. Wysączył resztkę chlupoczącą na dnie, nie zwracając uwagi na
dezaprobatę we wzroku starej czarownicy.
– Pytałeś o
rodzeństwo?
– Nie przyszło mi
to do głowy – przyznał uczciwie.
– Niedobrze –
pokiwała głową w zadumie. – Skoro cię znalazła, to widać wiedzą o nas.
– Ta chata to dom
jej profesora. Sądziła, że wpadnie na przyjacielską pogawędkę i natknęła się na
zwłoki.
– Zwłoki? – powtórzyła
Kadyia z widocznym osłupieniem. – A więc to tak śmierdzi. Nie mogłeś go gdzieś
zakopać? – rozzłościła się nagle.
– Kurwa! – rąbnął
zaciśniętą pięścią w stół. – Co wy macie do cholery z tymi porządkami? Co ja
jestem, demon czy sprzątaczka?
Zacisnęła zęby, z całej
siły starając się zachować spokój. Kiedy go tutaj sprowadziła, była zachwycona.
Niebezpieczny, żądny krwi i zimny jak sopel lodu, bez jakiejkolwiek słabości.
Tak przynajmniej się wydawało. A teraz? Za kilka tygodni zamieni się w
nałogowego alkoholika, ponurego i bełkoczącego coś bez ładu i składu pijaka.
Zdecydowanie, niektórym demonom pobyt w tym świecie nie służył. Wystarczy
wspomnieć, co stało się z Darenem…
– Dobrze, że jej nie
zabiłeś.
– Miałem taki
zamiar, ale intuicja podpowiedziała mi, że coś z nią jest nie tak. To co teraz
robimy? – zmienił temat na bardziej dla niego interesujący.
– Szukamy dalej. Sprowadzisz
tutaj dziewczynę i razem wyciągniemy z niej wiedzę o tym, gdzie jest jej brat.
– A nie moglibyśmy
użyć jej krwi?
– Nie – odparła z
przekonaniem. – Musi być męski potomek. Ten rytuał tak został stworzony, że
niemożliwym jest zrobienie jakiegokolwiek wyjątku.
Wstała, jeszcze raz
rozglądając się ze wstrętem. Takiego brudu to nawet ona nie miała w swojej
chałupie. Spojrzała z góry na siedzącego w milczeniu Davyana, bawiącego się
pustą butelką.
– Zjawię się jutro
wieczorem. Dziewczyna ma tu już być. Związana, zakneblowana. Strzeż się jej
demonie, bo może uczynić z tobą to samo, co jej matka z Darenem. Chcesz tego?
Wzdrygnął się na te
słowa. W piekle krążyły na ten temat prawdziwe legendy. Po raz pierwszy ujrzała
w jego oczach coś na kształt strachu.
– Nie!
– Więc żadnej
zabawy w kotka i myszkę. Trzymaj się od niej z daleka. W odpowiednim momencie
zwab do tej chaty. Ogłusz, zwiąż. Gdy się zjawię, będziesz miał okazję wykazać
swą żądną krwi naturę.
– Będę? – spytał z
nagłą nadzieją. – Będę mógł ją zerżnąć/
– Nigdy! –
wrzasnęła czarownica, tupiąc nogą. – Bo wtedy przepadniesz! Stoczysz się na
dno, staniesz nikim! Pamiętaj, żadnych fizycznych kontaktów! Nie z nią!
– No dobrze –
mruknął. Widać było, że te słowa zrobiły na nim wrażenie. – Znajdę sobie inną.
– Tylko nikogo już
nie zabijaj. Nie żebym ci żałowała rozrywki, ale nie możemy zwracać na siebie
uwagi. Druid już wie, że tutaj jesteś. To kwestia czasu, kiedy cię dopadnie, bo
moje magiczne zapory nie są niezniszczalne. I pamiętaj o zmianie postaci. Poza
tym domem tylko to gwarantuje ci doskonały kamuflaż.
– Dobrze.
Nie wyglądał na
zadowolonego z takiego obrotu spraw. Ale co miał zrobić? Gdy Kadyia wyszła, z
wściekłością rzucił trzymaną butelką o ścianę.
– Co za pech! –
warknął. – Dlaczego akurat mnie musiała wezwać ta odrażająca wiedźma? Tyle jest
pięknych służek mego władcy, a mnie trafiła się ta pokraka! Normalnie mam
pecha.
I umilkł gwałtownie.
Przypomniał sobie, że Darena również od samego początku prześladował pech.
Odetchnął głęboko. W jednym ta stara baba miała rację. Musi się trzymać z
daleka od tej dziewuchy.
– A na razie idę
na zakupy – mruknął, szykując się do kolejnej zmiany postaci.
***
Daria lekko zapukała. W
zasadzie nie miała powodu, aby to robić, bo drzwi i tak były uchylone, ale
zadziałało latami wpajane dobre wychowanie. Potem upchnęła je w kąt i starając
się czynić jak najmniej hałasu, weszła do środka.
Słusznie obawiała się
bałaganu, ale to, co ujrzała w kuchni sprawiło, że zaparło jej dech w piersiach.
Pociągnęła nosem. Subtelny zapaszek wciąż był wyczuwalny, ale nie powalał swą
intensywnością. W takim razie mogła mieć nadzieję, że demon posłuchał jej rady
i uprzątnął zwłoki. Wolała jednak nie wiedzieć, co z nimi zrobił, ani nie
myśleć o biednym profesorze, zamordowanym w tak okrutny sposób.
Davyan leżał na kanapie
w salonie. Oczywiście prawie całkiem nagi, z rozłożonymi ramionami, z nogą
zarzuconą na oparcie. Na dodatek rytmicznie pochrapywał. Zdziwiła się, bo
zawsze myślała, że demony nie potrzebują snu. Potem jednak wyczuła woń alkoholu
i jej zdziwienie przybrało na sile.
Upił się? Niemożliwe.
Przecież był… Tak, tak, ale chyba nie do końca tak to działało. Podeszła bliżej
i na próbę trąciła jego ramię.
Nic. Zero reakcji.
Spojrzała na rytmicznie unoszącą się pierś i niżej… Ze świstem wciągnęła
powietrze. Może on był pijany, ale jego kutas najwyraźniej nie. Dumnie sterczał
w górę, napinając materiał spodni i prezentując światu swe rozmiary.
Usiadła na fotelu obok,
i podpierając brodę dłońmi, zamyśliła się. Nigdy wcześniej tak intensywnie nie
odczuwała swej seksualności. Można raczej powiedzieć, że dotychczas mieściła
się w normie. Swoje potrzeby zaspokajała na wiele sposobów, zresztą ostatnio
robił to za nią Maks. Był cudowny, a jednak uciekła, gdy zapragnął czegoś
więcej niż seksu oralnego. Przypomniała sobie sen sprzed kilku nocy i
zarumieniła się. W zasadzie to nie miałaby nic przeciwko, żeby tego samego
doświadczyć na jawie. To było chore, nierozsądne, wręcz głupie, ale co mogła
poradzić na własne pragnienia? Im mocniej usiłowała się im przeciwstawić, tym
silniejszą wywierały na nią presję. W końcu sama się na niego rzucę, pomyślała
w przypływie wisielczego humoru.
Bardzo powoli wstała i
ostrożnie zbliżyła się do śpiącego demona. Usiadła na krawędzi łóżka, dotknęła
wzburzonych włosów. Potem musnęła szczupły policzek, doskonale wyrzeźbiony
tors. Uśmiechnęła się do swoich frywolnych myśli.
Nie bała się go. Nie
rozumiała dlaczego, ale nie odczuwała nawet najmniejszego strachu. Pewnie z
tego powodu miała zalecenia Aleksandra w nosie. A w zasadzie dużo niżej i
głębiej. Doskonale wiedziała, że druid będzie się starał odesłać niechcianego
gościa tam, skąd pochodził, dlaczego więc miałaby nie wykorzystać okazji? W
sumie to zabawne, stracić dziewictwo z demonem. Przekrzywiła głowę, kładąc dłoń
na nabrzmiałej męskości. Nawet nie drgnął i to ośmieliło ją jeszcze bardziej.
Lekko przymknęła powieki, delektując się doskonale wyczuwalnym kształtem
penisa. I natychmiast poczuła, jak rośnie jej podniecenie. Pieściła go,
najpierw ostrożnie, delikatnie. Z każdą upływającą minutą coraz śmielej.
Przesuwała ręką po całej długości, aż w końcu objęła smukłymi palcami. Teraz
pieszczota była bardziej intensywna, lepiej wyczuwalna. Davyan poruszył się
niespokojnie, lecz nie przebudził. Oddychała coraz szybciej, z coraz większym
trudem nad sobą panując. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się być do tego
stopnia podnieconą. Pomiędzy udami czuła wilgoć moczącą majtki, nieznośny żar
promieniujący na całe ciało. Policzki pałały czerwienią, piersi stwardniały, a
Daria po raz pierwszy zrozumiała, czym jest ta druga połówka jej duszy, ta
pochodząca od demona.
Nie panowała już nad
sobą. Energicznie zepchnęła nogę Davyana z oparcia, a potem błyskawicznie go
dosiadła. Jęknął, lecz się nie ocknął. A kiedy poczuła go pomiędzy swymi udami,
prawie oszalała. Wiedziała już, że chce tego i tylko tego mężczyznę. Nikogo
innego. Oparła się dłońmi o jego brzuch, a gdy lekko się pochyliła, włosy
opadły jej na twarz. Zataczała biodrami coraz większe kółka, coraz mocniej się o
niego ocierała. Przeklinała ubranie, które na sobie miała. I wtedy silne ręce
ścisnęły jej biodra, zmuszając, aby przyspieszyła. Potem demon uniósł się,
siadając, chwycił ją za kark i przyciągając ku sobie, łapczywie pocałował. Oczy
nadal miał zamknięte i zachowywał się jakby tkwił w półśnie, lecz jego
pożądanie było doskonale wyczuwalne. Całował ją brutalnie, a ona odwzajemniała
pocałunki z taką siłą, że prawie zapierało jej dech. Na języku czuła smak krwi,
nie wiedziała jednak czyja to krew, zresztą, mało ją to obeszło. Palce wbiła w
twardą, naprężoną skórę, paznokciami wyznaczyła czerwone ślady na ramionach, na
prężących się plecach. Całą sobą wołała o coś więcej, błagała o spełnienie. Nie
przeszkadzał jej nawet wyraźny odór bijącego od niego alkoholu. Nie
przeszkadzało to, kim był. Zapomniała o przestrogach druida, o swych własnych
obawach. O całym świecie. Liczyło się jedynie tu i teraz. Czysta żądza, której
doświadczała. Tym razem to nie był sen, a jawa.
Davyan otworzył oczy.
Chociaż tęczówki nadal miały kolor nieba przed burzą, to białka były
przekrwione, mętne. Widać było, że demon nie do końca rozumiał, co się właśnie
działo. A kiedy to do niego dotarło…
Powietrze przeszył
niekontrolowany wrzask. Zerwał się z kanapy tak gwałtownie, że dziewczyna z
hukiem zleciała na podłogę. Lecz nie był to koniec, bo on próbując się
wydostać, chciał przeskoczyć tylne oparcie. Niestety, nadal nie w pełni
kontrolował swoje ciało i z całej siły wyrżnął w szklany stół, stojący tuż za.
Stół nie był pusty, lecz zastawiony talerzami z resztkami jedzenia. Davyan
głucho jęknął, po czym sturlał się na podłogę. Tam zastygł na moment w
bezruchu, a potem podniósł się szybkim ruchem. Stał teraz na nieco chwiejnych
nogach, usiłując zrozumieć, co tak naprawdę się stało.
– Oszalałeś? –
spytała zdumiona Daria.
– Trzymaj się ode
mnie z daleka! – wypalił bez zastanowienia.
– Kretyn! –
popukała się w czoło wstając. – Całkiem ci odbiło.
– Nieważne. Tylko się
nie zbliżaj.
Zamarła w bezruchu.
Gdyby to nie było dziwne, powiedziałaby, że jej się bał.
– Co się stało? –
spytała zwięźle. – Mów, bo rzucę ci się na szyję – zagroziła.
– Jestem zajęty –
wydukał po dłuższej chwili, zastanawiając się, czy powinien uciekać drzwiami,
czy oknem.
– Niby czym? –
prychnęła z ironią.
– Trzeźwieję…
Zmrużyła oczy.
– Davyan, to nadal
ty? Bo zaczynam wątpić.
– Ja. Tylko
zajęty. No idź już – machnął ręką w stronę drzwi. – Idź, idź – ponaglił ją.
– Masz jajecznicę
we włosach.
– Wykąpię się.
Idziesz czy nie?
– A co? Wyrzucisz
mnie siłą?
– Hę? Nie, ja… –
zakłopotał się. Do stu piorunów! Jak miał pozbyć się tej baby, źródła
wszelkiego nieszczęścia? Oczywiście mógłby siłą, ale wtedy musiałby jej
dotknąć.
– No powiedz, co
się stało? – wymruczała przymilnie, przeciągając się jak kotka i zerkając na
niego spod wpółprzymkniętych powiek. Od razu poczuł, że na powrót sztywnieje.
Jednak zdusił w sobie emocje. – Poza tym chyba zapomniałeś, że zaprosiłeś mnie
na poważną rozmowę w cztery oczy.
– No tak –
zakłopotał się, pocierając kciukiem czoło. Ogólnie, czuł się nie najlepiej. Od
wczoraj wlał w siebie tyle alkoholu, że gdyby był zwyczajnym człowiekiem, już
dawno byłby martwy. A tak miał jedynie potężnego kaca.
– Wiesz, nie spodziewałam
się kolacji przy świecach, ale tego, że na samym początku będziesz chciał mnie
wyrzucić, tego również się nie spodziewałam.
Co miał powiedzieć? Że
wczorajszego popołudnia Kadyję rozmazał na szosie tir pędzący z nadmierną
prędkością? Że była ona jedyną osobą, która kontaktowała się z Władcą i jedyną,
która mogła go odesłać do domu? A teraz co niby miał zrobić? Gdzie szukać
pomocy? Nie było na tym świecie drugiej czarownicy równej jej rangą i
umiejętnościami. Pech chciał, że zginęła tak głupio. Wielka wiedźma, przyszła
namiestnicza tego świata kontra pijany kierowca i samochód z naczepą, na której
znajdowały się klatki z kurczakami. Dno dna i całkowita porażka? Nie, to
właśnie był ten cholerny pech, ta dziewczyna była pechowa. Jak jej matka.
Kadyia w jednym miała rację, powinien trzymać się od tej baby z daleka.
..boskie!...lub też...denoniczne :) :)
OdpowiedzUsuńpisz dalej, pisz ;) Jestem ciekawa czy historia się powtórzy ;)
OdpowiedzUsuńBabeczko, jesteś wielka! Finał tej części jest po prostu mistrzowski - świetny pomysł. He, he, a to się wiedźma zdziwiła:) Davyan ma przechlapane:wiedźmy, a więc i wsparcia z jego świata brak, Daria zagięła na niego parol i na pewno nie odpuści - upór odziedziczyła po obu rodzicach, a i demonicze dziedzictwo robi swoje, a jeśli nawet druid odeśle go do jego świata, to raczej nie dostanie pochwały za powrót bez syna Darena.
OdpowiedzUsuń"Co wy macie do cholery z tymi porządkami? Co ja jestem, demon czy sprzątaczka?", "Trzeźwieję" - he, he, boskie:)
"...był tak zwyczajnie ludzki, że aż zbierało się na mdłości." - Czyżby Daria miała demoniczne poczucie wyższości wobec zwyczajnego człowieka? E, nie, to pewnie normalna, zdrowa relacja siostrzano-braterska:)
Ja bym powiedziała, że po prostu stwierdzenie prawdy :-)
UsuńŚwietny rozdział, Babeczko! xd uśmiałam się chyba sto tysięcy razy xd jesteś NIESAMOWITA! xd
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część? ;);) I ile ich będzie? ^^
OdpowiedzUsuńBabeczko co z Wygraną III?
OdpowiedzUsuń